[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie znam nikogo o tym nazwisku.- Owszem, znasz - zaoponowałam.Wciąż stałam nad nią, zmuszając, by patrzyła na mniepod niewygodnym kątem.Upiła łyk coli i pokręciła głową, nie patrząc na mnie.- Daj spokój,Wando, wiem, że byłaś kochanką Gaynora.Powiedz, że go znasz i dalej pójdzie jak zpłatka.Spojrzała na mnie, po czym spuściła wzrok.- Nie.Zrobię ci dobrze.A wampir niech patrzy.Będę mówiła sprośności do was obojga.Alenie znam nikogo nazwiskiem Gaynor.Nachyliłam się, opierając dłonie o podłokietniki jej fotela.Nasze twarze znalazły się bardzoblisko siebie.- Nie jestem reporterką.Gaynor nigdy się nie dowie o naszej rozmowie, chyba że sama muo tym powiesz.- Jej oczy stawały się coraz większe.Spojrzałam w tę samą stronę, co ona.Poły mojej wiatrówki rozchyliły się.Widać było mój pistolet.To ją zdenerwowało.Doskonale.- Mów do mnie, Wando - rzekłam miękkim, łagodnym tonem.Czasami tak właśnie brzmiąnajbardziej przekonujące pogróżki.- Kim ty jesteś, u diabła? Na pewno nie gliną.Reporterką też nie.Pracownice społeczne nienoszą spluw.Kim jesteś?W ostatnim pytaniu dało się wyczuć nutę strachu.Jean-Claude wszedł do pokoju.Był wmojej sypialni.Pięknie, po prostu pięknie.- Kłopoty, ma petite?Nie skarciłam go, że tak się do mnie zwrócił.Wanda nie musiała wiedzieć, że nie wszystkobyło między nami tip-top.- Idzie w zaparte - mruknęłam.Odstąpiłam od wózka.Zdjęłam wiatrówkę i położyłam, na kuchennym blacie.Wandaspojrzała na pistolet.Może nie budzę grozy swoim wyglądem, ale browning na pewno.Jean-Clande podszedł do kobiety z tyłu.Jego szczupłe dłonie dotknęły jej ramion.Podskoczyła,jakby z bólu.Ale ja wiedziałam, że to jej nie bolało.Choć może tak byłoby lepiej.- On mnie zabije - odezwała się Wanda.Sporo osób podzielało jej zdanie na temat pana Gaynora.- Nigdy się nie dowie - sprostowałam.Jean-Claude potarł policzkiem o jej własny.Palcamidelikatnie zaczął masować jej ramiona.- A poza tym, moja słodka kokietko, dziś go tu nie ma - wyszeptał jej wprost do ucha.- Alemy tu jesteśmy. 169Dodał coś jeszcze, tak cicho, że tego nie usłyszałam.Dostrzegłam, tylko ruch jego warg.Wanda go usłyszała.Jej oczy rozszerzyły się, zaczęła dygotać.Całe ciało przeszyłygwałtowne dreszcze.W oczach zalśniły łzy i po chwili spłynęły po jej policzkachbłyszczącymi strużkami.O Jezu.- Proszę, nie.Proszę, nie pozwól mu - wykrztusiła zduszonym ze strachu głosem.W tej chwili nienawidziłam Jean-Claude a.I samej siebie też.Miałam stać po stronie prawa.To jedno z moich ostatnich złudzeń.Ostatnia iluzja.Nie chciałam jej utracić.Wanda zaczniemówić albo nie.Bez tortur.- Zostaw ją, Jean-Claude - powiedziałam.Jego oczy wydawały się być blizniaczymi,bezdennymi granatowymi otchłaniami.- Smak jej strachu jest niczym mocne wino - rzekł, spoglądając na mnie.Z takimi oczamiwyglądał jak ślepiec.Jego twarz wciąż miała w sobie mnóstwo uroku, nawet gdy otworzyłszeroko usta, obnażając wilgotne kły.Wanda wciąż płakała i patrzyła na mnie.Gdyby ujrzała teraz wyraz twarzy Jean-Claude a,zaczęłaby krzyczeć.- Sądziłam, że lepiej umiesz nad sobą zapanować, Jean-Claude.- Panuję nad sobą bez zarzutu, ale nie bez końca.- Odstąpił od niej i zaczął spacerować wdrugim końcu pokoju.Wyglądał jak lampart w klatce.Skondensowana brutalność i przemoc,czekająca tylko na uwolnienie.Nie mogłam zobaczyć jego twarzy.Czy odegrał tę komediętylko po to, by przestraszyć Wandę? A może wcale nie grał?Pokręciłam głową.Nie mogłam spytać go o to przy Wandzie.Może pózniej.Może.Uklękłamprzed nią.Zciskała puszkę w dłoni tak mocno, że aż wgniotła blachę.Nie dotknęłam jej, aleuklękłam bardzo blisko.- Nie pozwolę mu ciebie skrzywdzić.Naprawdę.Harold Gaynor mi groził.Dlatego chcędowiedzieć się o nim możliwie jak najwięcej.Wanda patrzyła na mnie, ale skupiała uwagę na wampirze za moimi plecami.Była spięta.Nie rozluzni się, dopóki Jean-Claude pozostawał w tym pokoju.Ta kobieta miała gust.- Jean-Claude, Jean-Claude.- Gdy odwrócił się do mnie, wyglądał całkiem normalnie.Jegopełne wargi wykrzywiły się w uśmiechu.To była jednak gra.Udawał.Niech go szlag.Czystając się wampirem, równocześnie nabierasz sadystycznych skłonności? - Wejdz na chwilędo sypialni.Wanda i ja chcemy porozmawiać na osobności.- Do twojej sypialni.- Uśmiechnął się szerzej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl