[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I dobrze, bo z Nim powróci mi-"o, o której kiedy pisa"em, e ulecia"a.Autorytet Ojca, na-wet jeli Absolutny  nie wystarcza.Oczekujemy w Niebie nakogo, kto kiedy umia" by cz"owiekiem.Bo tylko cz"owiekpotrafi do koca zrozumie cz"owieka.Alleluja! Alleluja! Alleluja! Chrystus zmartwychwsta"!!!Przepraszam, ale w wietle tak wanych wydarze, prawiezapomnia"em o Pana ostatnim licie.Niejasny on, oj, niejasny!Co Pan tam opowiada o telefonach, psich zalotach, wietrzeoraz straconych z"udzeniach.Za duo tego.Czy nie lepiej by-"oby przyzna od razu, e tamtego dnia bola" Pana zb?Uchylam kapelusza i pozdrawiam witeczniePaski Piotr SkrzyneckiNiebo.W powietrzu, kwiecie 1999- 143 - Pan Piotr SkrzyneckiNieboKochany Panie Piotrze,zauway" Pan, ile w naszych listach wit? Pisalimy dotdo Boym Narodzeniu, Nowym Roku, wicie Zmar"ych.Te-raz Wielkanoc.Mój Boe, ma Pan racj, to dobre wito  wio-senne.A wie Pan, co w nim ceni najbardziej? Kolor powie-trza! Prosz nie myle, e si pomyli"em  mnie naprawdchodzi o kolor powietrza.Wiele mu zawdziczam.Tak si jako porobi"o, e tamte schy"ki marca i pocztkikwietnia wypchn"y na margines dzisiejsze.Jak dziecistwoi m"odo, które cho dawno umar"y, bior w litociwe "apkizdekompletowan, wiadom kresu dojrza"o.Ale to chyba nie jest do koca tak, e szarotki, sasanki,srebrne okonie, po które wystarczy"o sign rk, zadepta"sam cz"owiek.To moe by tak, e tamto pikno, tak nieroze-rwalnie zwizane z umykajcym dziecistwem, musia"oodej razem z nim.Zatem kada dojrza"o u koca styka si z grabarzem,który w lecze za sob trupy tamtych kwiatów, tamtych drzew,tamtych ptaków.A co si tyczy koloru powietrza, który zgubi"em kiedy,a potem odnalaz"em, to by"o tak, prosz Pana.Pierwszy dzie ch"opicych Wielkichnocy rozpoczyna" sizawsze postrzpionym od wybuchu kalichlorku witem.JUTRZNIA! Powietrze barwy starego srebra, przydymionei ch"odne.Nieliczne strzpy porannego s"oca, odbite oduczestników procesji, osiada"y na z"otych kolcach monstran-cji, p"oncej nad g"ow ksidza Rudziskiego.Stoj i trzssi na przemian z zimna i zachwytu.Ten wit, ten dzie  Dro-gi Panie  zosta" mi bardziej woczach, nozdrzach ni wsercu.Ale kto by wtedy przypuszcza", e wiar w Boga mona zoba-czy i powcha.- 144 - Min"y lata, Panie Piotrze, duo, duo lat.M"ode, a potem dojrza"e ycie wype"nia"y miasta, kobiety,praca, kontynenty i apetyt.Wilczy apetyt na wszystko.Za-spokajany latami, od rana do wieczora.Umyka"y gdzie poryroku.Wdycha"y i wydycha"y p"uca.o"dek wch"ania" i po-zbywa" si.wity wita"em nierzadko w hotelach o nieznanejnazwie.Rodzi"y si dzieci, kto umiera", mija"y uczucia, poja-wia"y si nowe.Poniedzia"ek?  a moe roda? Czwartek? nie, to chyba pitek.Co si sta"o z sobot, kiedy min"a, gdzieteraz jest?No i wreszcie musia"a nastpi ta chwila, kiedy to wywlók"mnie z nocnego lokalu trzewy kac i kaza" d"uej ni zwyklespacerowa po p"ycie G"ównego Rynku.Tam spotka"em za-miatajcego ulic ciecia, który zdumia" mnie informacj, edzisiaj.niedziela.Przydepn"em papierosa, odetchn"emwiosennym powietrzem o smaku palonej gumy i po razpierwszy od wielu lat rozejrza"em si w poszukiwaniu kolorutamtego powietrza.Na próno.Sta"em sam, w sercu swojego miasta i nie widzia"em nic.Po tygodniu, a moe po dwóch, poszed"em na msz do ko-cio"a Sióstr Wizytek.Potem poszed"em tam drugi, trzeci,siódmy raz i nagle stwierdzi"em z radoci, e co wraca.Trzecz kto bardziej romansowy nazwa"by, pewnie s"usznie,powrotem do Boga.Mnie w zupe"noci wystarcza odzyskaniekolorów niedzieli, dostrzeganych tylko wtedy, kiedy po od-rzuceniu wszystkich mdroci doczesnego wiata, sta ci nato, eby rano ubra wco ten drobiazg, który nazywamy ist-nieniem.I uda si do wityni po to, eby odgrzeba w sobiecz"owieka, który szczliwie unikn" choroby zwanej daltoni-zmem.Rozpisa"em si, Drogi Panie, przepraszam i ciep"o pozdra-wiamPaski Jan NowickiKowal, kwiecie 1999- 145 - Pan Jan NowickiZiemiaDrogi Panie Janie,ksiniczce Justynie odbi"o.W czasie intensywnego brataniasi z ludem ta pitnastoletnia dzieweczka, a zarazem arysto-kratka czystej krwi, bardzo si pogubi"a.Dziwne.Bo przecieu nas nie ma tych Waszych pczków na krzewach i omdle.Rwcych potoków tsknot.Skurczonej przestrzeni tlenuludzkich pragnie.Pary d"ugich  ale psiakrew  istniejcychprzecie oddechów, wpltanych w przychylny ko"nierz poetyDobromira Koucha.Nie ma dygotów i zahamowa, bo.Zie-mia  jeli nawet zmczona  to jednak cigle dyszy.Do nas nie przysz"a wiosna, której pocztek trudno jestuchwyci, która og"asza si bezrozumn sieczk piewu ran-nego ptaka i pornograficznym kwileniem kotów.Ale co donas dociera.Niewiele  to prawda.Moe tylko mg"a wspo-mnianych oddechów.Nadzieje szybujce i zmierzajce doni-kd.I jeszcze marzenia o szczciu, wysy"ane w bia"ych ko-pertach zape"nionych kurzem Ziemi.Tu nie ma Waszej wiosny, Drogi Panie.Nie ma maja, z jegobolesn kruchoci trwania.Tutaj zawsze jestemy i zawszebdziemy, my kresowiacy  u kresu.Chocia.Przedwczoraj Justyna zaprosi"a mnie, tak naprawd po razpierwszy, do swojego domku skrytego w piknej dolinie, oto-czonej z dwóch stron p"askowyem z piasku i wiat"a ksiy-ca.Nad cha"upk zobaczy"em okrg"y kurhan, a na nim gniaz-do, w którym kamienny bocian czeka", p"aczc, na powrótswoich dzieci.Rezydencj ksiniczki otacza"a ó"ta trawa,z której ta oszala"a dziewczyna stara"a si stworzy co nakszta"t pa"acowego ogrodu.Justyna obj"a moj d"o srebrn- 146 - rk i wbijajc w ni delikatnie niebieskie paznokcie, popro-wadzi"a do rodka.Przez okno! Dlaczego tdy?  spyta"em. Zapomnia"e?Wewntrz by" tylko jeden pokój z ma"ym okienkiem.Mojad"o czu"a blisko ksiniczki i dziwnie marz"a.Wstydzi"asi i drtwia"a.Drtwia"a i wstydzi"a si [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl