[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Liście delikatnie się poruszały.Wiało z boku, odgór.Przypomniała sobie wakacje w górach, kiedy dziadzio uczyłobserwować wiatr, by umieć określać jego siłę.Pokazywałpokrzywionym paluchem drzewa, unoszący się z kominów dym, kurz zasamochodami na polnych drogach i maszynach rolniczych w polu.Liście drzew były białe, ale nie słyszała jeszcze wiatru, więc niemoże wiać więcej jak cztery metry na sekundę.Dym unosi sięprostopadle do nieba, gdy wieje dwa metry na sekundę.Na dystansie740 metrów, jakie dzieliły ją od celu, wprowadziła przesunięcie o 12centymetrów, zgodnie z kierunkiem wiatru.Przesunęła dzwignię zamka w tylne położenie.Mechanizmsztucera wyjął nabój z magazynka, przyjemnie przy tym zaskakując.Poczuła niepokój i napięcie.Kolejnym ruchem w przód wprowadziłanabój do komory.Pozostawiła broń zabezpieczoną od przypadkowegostrzału, po czym, znów przyłożyła do oczu lornetkę.Podniecenie przyśpieszyło tętno.Czuła pulsującą skroń.Jednak przez kilkanajbliższych minut na parkingu nic się nie działo, więc się niecouspokoiła.Na dziedziniec wszedł tylko jakiś mężczyzna, szczupły, okołoczterdziestki, w niebieskiej, dżinsowej kurtce.Szedł w kierunku corsy,którą przyjechała dziewczyna.Na wysokości maski spojrzał w kierunkuwyjścia ze szpitala i się schylił.Zawiązał sznurowadło i nie zwracającuwagi odszedł, po chwili znikając w przyszpitalnym parku.Krótkopotem, w alejce okrytej świeżą zielenią krzewów, zniknął z oczuzupełnie.Nuda  pomyślała kobieta przy sztucerze.Następne minuty wypełniało tylko oczekiwanie i gorączkowerozmyślania kobiety.Coś jednak jej nie pasowało.Tymczasemdziewczyna z Emilem już wyszła ze szpitala i zbliżali się pogrążeniw rozmowie do samochodu.Melisa patrzyła na nich przez przeciętykrzyżem obraz.Wymierzyła najpierw w pierś Emila i odbezpieczyłabroń.Palec spoczął na spuście.Nie naciskała.Wahała się.Pojawieniesię mężczyzny w dżinsowej kurtce wprowadziło w plan elementnieprzewidziany.Działała teraz w deficycie czasu.Z jednej strony,musiała podjąć decyzję natychmiast, w ciągu najbliższych kilku sekund,a nie wiedziała, co powinna zrobić.Z drugiej strony, jeśli miała zacząćstrzelać to tylko tak, aby trafić obu policjantów.Nie było mowyo błędzie.Tymczasem para stała zajęta rozmową już przy samochodzie.Kiedy widok Emila przekreślony krzyżem znieruchomiał, takżezastygła w bezruchu.Czarne nitki celownika przecięły się na lewejpiersi Emila, wstrzymała oddech na ułamek sekundy.Zaczęła z wolnaściągać cyngiel, delikatnie, by nie szarpnąć w ostatnim, decydującymmomencie.Nagle Emil poruszył się i musiała wypuścić powietrzez płuc.Wykonała kilka wdechów z pochyloną głową.Ze wzrokiemutkwionym w nieciekawą podłogę przed stopami, by się skupić.Bezprzymykania oczu, by nie zaburzyć kontrastu w widzeniu.Na nic zdałysię te zabiegi.Dopadały ją myśli niezwiązane z oddaniem strzału.Męczyła ją wizja człowieka w kurtce, w dżinsowej kurtce.Nie lubiłamężczyzn w dżinsowych kurtkach.Zwłaszcza jasnych  dręczyły jąabsurdalne myśli.Kojarzyli się jej z targowiskami, ze sprzedawcami zzawschodniej granicy, złotym uzębieniem, z Ukraińcami, Białorusinami i Litwinami.Nie mogła odpędzić się od dekoncentrujących myśli.Spróbowała zwalczyć dekoncentrację i złożyła się znów do strzału.Kobieta właśnie wsiadała do samochodu, Emil stał nadal nadziedzińcu.Nie wsiadł.Pokazał szpital ręką, zawrócił szybkim krokiem.Wyglądało to, jak gdyby mieli się rozstać.Taki obrót sprawyuniemożliwiał oddanie strzału, bo strzelać zamierzała jedynie do obojga. Niech to szlag  zaklęła pod nosem. Co wy kombinujecie? Przez chwilę pomyślała, że to przeciw niej samej jest to całeprzedstawienie.Może to ona jest na muszce? A wszystko, co ogląda jest tylkojakimś przedstawieniem i naprawdę jest zwierzyną, nie myśliwym?Może to ją ktoś obserwuje, a cała reszta jest przynętą, grą? Psy mogływpaść na jej trop wcześniej niż przypuszczała.Tak samo jak wtedy,kiedy żył Jakub? Może tak właśnie było? Może Emil i Letka odkryli jużkim jest i nie wychodząc ze szpitala, przygotowali z resztą gdzieśukrytej sfory zasadzkę? Klasyczny paradoks myśliwego i zwierzyny.Poczuła, jak skroń pokrywa się zimnym potem i wilgotniejąwewnętrzne strony dłoni.Wiedziała przecież, że kiedyś dotrą do niej.Miała nadzieję jednak, że dopiero po tym, jak zrealizuje plan.Teraznaprawdę się przeraziła.To przecież było niewykluczone.Naweteliminując ich, odczuwała też strach przed uwięzieniem.Jak wtedy, kiedy ją zniszczyli.Nie bała się śmierci.Odchodząc,spotka Jakuba.Czeka na nią tam, gdzieś.I znów będą razem.Z tą myśląwytarła ręce o nogawki spodni na udach.W świetle lunety znów pojawił się ktoś [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl