[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skończył wielkopostne homilie, a Do-oley Barlowe powiedział cztery razy z rzędu: „Dziękuję".Mama Evie Adams przestała wkładać do piekarnika mokre pranie, a komitet budowlany domuopieki wybrał architekta.Jakie znaczenie miał fakt, że termin dostarczenia dzwonów znowu się prze-ciągnął, skoro tyle innych spraw układało się tak pomyślnie?W niedzielę rano, gdy razem z Dooleyem wychodzili właśnie na mszę o godzinie ósmej, zoba-czył idącą chodnikiem sąsiadkę.Zbliżała się do nich żwawym krokiem.Na głowie miała mały kape-lusz, ubrana była w granatowy kostium i wyglądała naprawdę ślicznie.— Dzień dobry! — zawołał.— Dzień dobry! Cześć, Dooley! Jakie wspaniałe szelki! Pomyślałam, że zaglądnę na waszą po-ranną mszę i zobaczę, co słychać u anglikanów, zanim zawitam do prezbiterian.— Twoja obecność będzie dla nas przyjemnością.— Dziękuję! Pomyślałam, że skoro mamy dzisiaj taki piękny ranek, to pójdę trochę wcześniej inacieszę się panującym w kościele spokojem.Gdy to mówiła, pastor z jakiegoś trudnego do wyjaśnienia powodu spojrzał w dół, na zgrabnenogi Cynthii, i zauważył jej stopy.Dostrzegając najwyraźniej wyraz zdziwienia na jego twarzy, Cyn-thia też spojrzała w dół.Jej stopy były nadal obute w welurowe pantofle z haftowanymi fiołkami.— O, nie — powiedziała z rozpaczą.Bez słowa obróciła się na pięcie i uciekła do małego domu.— Ale to było śmieszne — skomentował Dooley.Wiedział, że to okropne, ale rozumiał dosko-nale, dlaczego Cynthia nigdy nie powinna była być żoną senatora.— A niech to! — powiedziała Emma, usiłując podsumować wpływy z ofiar za pierwszy kwar-L Rtał.— Nie zebraliśmy stu osiemdziesięciu tysięcy! Zebraliśmy zaledwie tysiąc osiemset!— Łatwo się pogubić w dziesiątkach — odparł.— Ale jak na recesję, to i tak nieźle.— Jaką recesję?— Wiem, że byłaś zajęta planowaniem ślubu, ale czy chcesz mi powiedzieć, że nie zauważyłaś,że kraj pogrąża się w recesji?— Wiem tylko tyle, że poczta wprowadziła takie oszczędności, że Harold musi przynosić dopracy własny papier toaletowy.— Nie!— Tak, czy możesz w to uwierzyć? A na dodatek, podnieśli cenę znaczków.Zadzwonił telefon i przed podaniem słuchawki ojcu Timowi Emma wysłuchała cierpliwiedzwoniącej osoby.— Evie Adams — szepnęła.— Dzień dobry, Evie.Co słychać?Tego pytania, pomyślała Emma, lepiej Evie Adams nie zadawać.— Rzeczywiście? Niemożliwe.Aha.Rozumiem.Przykro mi.W takim razie.przyjadę zaraz polunchu.Tak, oczywiście, będę się za ciebie modlił.Odłożył słuchawkę i potrząsnął głową.— W ubiegłym tygodniu panna Pattie brała kąpiel, trzymając nad głową otwarty parasol.— Nie!— Tak! Ale rzeczywiście, trochę kapało z prysznica.— To wszystko tłumaczy — stwierdziła Emma.— A gdy Evie przyjmowała wczoraj gości na lunchu z brydżem, pana Pattie udekorowała śro-dek stołu czerwonymi szpilkami Evie, w których umieściła kaczeńce.— Całkiem oryginalnie.Muszę wypróbować to u siebie.— Cóż, zobaczymy, jakie zdanie na ten temat będzie miał twój nowy mąż.— Mój nowy mąż! — powiedziała nieomal gniewnie Emma.— Czy wiesz, że błagał mniewczoraj wieczorem, żebyśmy przenieśli ślub do ratusza, tak bardzo się wstydzi tego dużego wesela?Dottie powiedziała mu, żeby nawet sobie nie myślał, że do ratusza ubiorę się w ten czerwony kostiumz czarną lamówką.Tyle pracy włożyłyśmy w przygotowanie tego stroju.— Wyobrażam sobie.— Widziałam twoją sąsiadkę, jak wychodziła z kościoła po porannej mszy w niedzielę.— Naprawdę?— Widziałam też Hoppy'ego Harpera, jak jechał razem z Olivią Davenport po mszy o jedena-stej.L R— Rzeczywiście?— Czy ona nadal umiera?— Nadal żyje.A to więcej niż można powiedzieć o większości ludzi.— Nie musisz się od razu obrażać — odparła.Otworzył list zawierający zdjęcia nowo narodzonego wnuka jednego z byłych parafian.Zadzi-wiające! Niemowlę wyglądało dokładnie jak Dick Satterfield, z szydełkowym kapelusikiem na głowie.— Wiesz, co powinieneś zrobić? — zapytała nagle Emma.— Nie mam pojęcia.— Powinieneś więcej bywać.Zabierz Dooleya do kina w Wesley.Chłopcy lubią kino.Pastor dalej czytał list, który przyszedł razem ze zdjęciami.— Albo — powiedziała, spoglądając na niego sponad okularów — mógłbyś zabrać swoją są-siadkę.Obrócił się na krześle, twarzą do półek z książkami.— Harold, Dottie i ja oglądaliśmy ostatnio wspaniały film.Coś tam, coś tam, coś tam, taki miałtytuł.No wiesz, wszyscy o nim mówią.— Rzeczywiście?— A niech to! Za żadne skarby świata nie mogę sobie przypomnieć tytułu.Na pewno wiesz, októry mi chodzi.Coś tam, coś tam, coś tam.— Kto w nim gra? — zapytał bez większego zainteresowania.— No, jak on się nazywa? No wiesz.Nie wiedział i nie chciał wiedzieć.— Nie przypominasz sobie? — zdziwiła się.— Mówili o tym w telewizji, że już niedługo bę-dzie go można obejrzeć w kinie za rogiem.— Zmarszczyła brwi.— Zaczyna się chyba na B.Coś tam,coś tam, B — coś tam.— Aha.— Doprowadza mnie to do szału.No wiesz, wszystkie te reklamówki w telewizji.Jest tam takakobieta z długimi czarnymi włosami, coś w stylu Loretty Young, i ten mężczyzna, który wygląda do-kładnie jak Caesar Romero, ale to nie on.Na pewno wiesz, o kogo mi chodzi, taki dość wysoki.Dobry Boże, pomyślał ojciec Tim, chyba pękła Ci forma, gdy lepiłeś Emmę Garrett [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl