[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Aby zająć czymś myśli, postanowiła zabrać się zasprzątanie.Może choć w ten sposób na chwilę przestaniemyśleć o nieoczekiwanie utraconej miłości, o tym, co takszybko i bez zapowiedzi się stało.Przez cały wieczórpracowicie czyściła niewielką, urządzoną w starym stylukuchnię, uparcie szorując każdy centymetr powierzchni.Kiedy skończyła, dłonie piekły i bolały nie mniej niżzranione serce.Jak mogła być taka głupia, tak dać się omotać, zwieśćjego pięknym słówkom? Jak mogła choć przez chwilęwierzyć w jego zapewnienia o miłości, łudzić się, że onnaprawdę ją kocha?Czy zupełnie straciła rozum, zdolność logicznegomyślenia, krytycznej oceny jego intencji? Nie potrafiłaznalezć żadnego racjonalnego wytłumaczenia tego, cosię stało.Po prostu żadnego.To przecież jasne, że on jej nigdy nie kochał.Bo i jakmógłby? Przede wszystkim wcale jej nie znał, od tegotrzeba zacząć.Może po prostu skorzystał z nadarzającejsię okazji, posłużył się nią, by zapomnieć o Jenny,o swoim, jak sam powiedział, nie spełnionym i niemającym nadziei na spełnienie uczuciu? To możliwe,przemknęło jej przez myśl.Poczuła się jeszcze gorzej.Oczywiście, że jej nie kochał.Tak samo jak ona niekochała jego.Wcale go nie kochała.Tylko dlaczegow takim razie zachowuje się jak nieszczęśliwa bohaterkamelodramatu, załamującręce i wypłakując oczy? Powin-na się cieszyć, że to się tak skończyło, że odkrył przed niąkarty.Przecież im krócej to trwało, tym lepiej.A te wszystkie wyssane z palca bzdury, które jejopowiadał, te plany wyjazdu do Amsterdamu po za-ręczynowy pierścionek i ślubne obrączki.%7łe też w touwierzyła! Tak, to naprawdę szczęście, że się już skoń-czyło.Tak będzie dla niej dużo, dużo lepiej.Po wyjściu od Chrissie nie ruszył prosto do domu.Niechciał tam iść.Jak ogłuszony błąkał się po ulicach,próbując znalezć jakieś wytłumaczenie tego, co się stało,zrozumieć i nazwać emocje, jakie go ogarnęły.Po razpierwszy od czasów, gdy przestał być chłopakiem,doświadczał tak porywczej, domagającej się natychmias-towego spełnienia potrzeby wyładowania agresji, po-czucia przemożnej, gotującej się w nim wściekłości.Czystej agresji samej w sobie, nie skierowanej przeciwkokonkretnej osobie.Najchętniej chciałby uderzyć w cośz całej siły, może wtedy choć trochę by się rozładował.Szedł bez celu, zaprzątnięty własnymi myślami, stara-jąc się opanować dręczące go uczucia.Spochmurniał,gdy nieoczekiwanie spostrzegł, że nogi zaniosły go podszkołę, do której chodził przed laty.To tutaj spotkałCharliego Platta, tutaj przeżył pierwsze dziecinne lęki,poznał smak uzależnienia i szantażu.,,Chciałam ci powiedzieć! zaklinała się Chrissie,kiedy rzucił jej w twarz swoje oskarżenia.Ale czy mógłjej wierzyć, czy mógł jej ufać? Zwłaszcza po tym, jakzobaczył to skradzione biurko? W dodatku z takimprzekonaniem twierdziła, że to biurko od lat jest w ichrodzinie.Ale ma tupet!Przez mgnienie nawet był skłonny jej uwierzyć.Byłocoś takiego w jej oczach, co obudziło w nim wątpliwości,już nawet sam zaczynał się zastanawiać, czy możejednak.ale wtedy cisnęła w niego tą zjadliwą uwagą natemat jego podejrzanej reputacji i dodała złośliwy ko-mentarz o Jenny Crighton.Zapatrzył się na pusty dziedziniec, jeszcze raz od-twarzając w pamięci kłótnię z Chrissie.Pamiętał każdesłowo, każdą chwilę.Buzująca w nim złość już sięrozwiała, odeszła.Nie było już w nim żadnego uczucia,tylko przykra pustka, poczucie osamotnienia i straconychzłudzeń.Powinien być bardziej ostrożny, bardziej przezorny.Dlaczego nie posłuchał wewnętrznego głosu, ostrzegają-cego, by uważał, by.Ale teraz za pózno wylewać żale,to już niczego nie zmieni, nic nie pomoże.Przez tyle latwydawało mu się, że kocha Jenny, że to prawdziweuczucie.Nie powstało w nim od razu, dojrzewało powoli,nabierało barw.Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że sięmylił, że to było jedynie przywiązanie, głęboka sym-patia, wynikająca raczej z samotności, z potrzeby blis-kiego kontaktu z drugim człowiekiem, była to przyjazńrozkwitająca w cieple wrodzonej serdeczności Jenny.Uczucie, jakie wzbudziła w nim Chrissie, było cał-kowicie inne, zwalało z nóg, pochłaniało wszystko.Byłojak eksplozja, wszechogarniające.I spadło na niegonieoczekiwanie, bez żadnego ostrzegawczego znaku.Jakpiorun z jasnego nieba.W jednej chwili stał się innymczłowiekiem, co innego zaczęło być dla niego ważne,czego innego pragnął [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Aby zająć czymś myśli, postanowiła zabrać się zasprzątanie.Może choć w ten sposób na chwilę przestaniemyśleć o nieoczekiwanie utraconej miłości, o tym, co takszybko i bez zapowiedzi się stało.Przez cały wieczórpracowicie czyściła niewielką, urządzoną w starym stylukuchnię, uparcie szorując każdy centymetr powierzchni.Kiedy skończyła, dłonie piekły i bolały nie mniej niżzranione serce.Jak mogła być taka głupia, tak dać się omotać, zwieśćjego pięknym słówkom? Jak mogła choć przez chwilęwierzyć w jego zapewnienia o miłości, łudzić się, że onnaprawdę ją kocha?Czy zupełnie straciła rozum, zdolność logicznegomyślenia, krytycznej oceny jego intencji? Nie potrafiłaznalezć żadnego racjonalnego wytłumaczenia tego, cosię stało.Po prostu żadnego.To przecież jasne, że on jej nigdy nie kochał.Bo i jakmógłby? Przede wszystkim wcale jej nie znał, od tegotrzeba zacząć.Może po prostu skorzystał z nadarzającejsię okazji, posłużył się nią, by zapomnieć o Jenny,o swoim, jak sam powiedział, nie spełnionym i niemającym nadziei na spełnienie uczuciu? To możliwe,przemknęło jej przez myśl.Poczuła się jeszcze gorzej.Oczywiście, że jej nie kochał.Tak samo jak ona niekochała jego.Wcale go nie kochała.Tylko dlaczegow takim razie zachowuje się jak nieszczęśliwa bohaterkamelodramatu, załamującręce i wypłakując oczy? Powin-na się cieszyć, że to się tak skończyło, że odkrył przed niąkarty.Przecież im krócej to trwało, tym lepiej.A te wszystkie wyssane z palca bzdury, które jejopowiadał, te plany wyjazdu do Amsterdamu po za-ręczynowy pierścionek i ślubne obrączki.%7łe też w touwierzyła! Tak, to naprawdę szczęście, że się już skoń-czyło.Tak będzie dla niej dużo, dużo lepiej.Po wyjściu od Chrissie nie ruszył prosto do domu.Niechciał tam iść.Jak ogłuszony błąkał się po ulicach,próbując znalezć jakieś wytłumaczenie tego, co się stało,zrozumieć i nazwać emocje, jakie go ogarnęły.Po razpierwszy od czasów, gdy przestał być chłopakiem,doświadczał tak porywczej, domagającej się natychmias-towego spełnienia potrzeby wyładowania agresji, po-czucia przemożnej, gotującej się w nim wściekłości.Czystej agresji samej w sobie, nie skierowanej przeciwkokonkretnej osobie.Najchętniej chciałby uderzyć w cośz całej siły, może wtedy choć trochę by się rozładował.Szedł bez celu, zaprzątnięty własnymi myślami, stara-jąc się opanować dręczące go uczucia.Spochmurniał,gdy nieoczekiwanie spostrzegł, że nogi zaniosły go podszkołę, do której chodził przed laty.To tutaj spotkałCharliego Platta, tutaj przeżył pierwsze dziecinne lęki,poznał smak uzależnienia i szantażu.,,Chciałam ci powiedzieć! zaklinała się Chrissie,kiedy rzucił jej w twarz swoje oskarżenia.Ale czy mógłjej wierzyć, czy mógł jej ufać? Zwłaszcza po tym, jakzobaczył to skradzione biurko? W dodatku z takimprzekonaniem twierdziła, że to biurko od lat jest w ichrodzinie.Ale ma tupet!Przez mgnienie nawet był skłonny jej uwierzyć.Byłocoś takiego w jej oczach, co obudziło w nim wątpliwości,już nawet sam zaczynał się zastanawiać, czy możejednak.ale wtedy cisnęła w niego tą zjadliwą uwagą natemat jego podejrzanej reputacji i dodała złośliwy ko-mentarz o Jenny Crighton.Zapatrzył się na pusty dziedziniec, jeszcze raz od-twarzając w pamięci kłótnię z Chrissie.Pamiętał każdesłowo, każdą chwilę.Buzująca w nim złość już sięrozwiała, odeszła.Nie było już w nim żadnego uczucia,tylko przykra pustka, poczucie osamotnienia i straconychzłudzeń.Powinien być bardziej ostrożny, bardziej przezorny.Dlaczego nie posłuchał wewnętrznego głosu, ostrzegają-cego, by uważał, by.Ale teraz za pózno wylewać żale,to już niczego nie zmieni, nic nie pomoże.Przez tyle latwydawało mu się, że kocha Jenny, że to prawdziweuczucie.Nie powstało w nim od razu, dojrzewało powoli,nabierało barw.Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że sięmylił, że to było jedynie przywiązanie, głęboka sym-patia, wynikająca raczej z samotności, z potrzeby blis-kiego kontaktu z drugim człowiekiem, była to przyjazńrozkwitająca w cieple wrodzonej serdeczności Jenny.Uczucie, jakie wzbudziła w nim Chrissie, było cał-kowicie inne, zwalało z nóg, pochłaniało wszystko.Byłojak eksplozja, wszechogarniające.I spadło na niegonieoczekiwanie, bez żadnego ostrzegawczego znaku.Jakpiorun z jasnego nieba.W jednej chwili stał się innymczłowiekiem, co innego zaczęło być dla niego ważne,czego innego pragnął [ Pobierz całość w formacie PDF ]