[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stał w głębi dorodnego sadu.Motocykl Gabe a zaparkowany był w pobliżu werandy, obok starejciężarówki i hondy accord.Helen poprowadziła mnie do bocznych drzwi  weszliśmy przez kuchnię.Gabe siedział przy stole, tyłem do drzwi, łuskał kukurydzę i słuchał muzyki rap płynącej z głośnikaniewiele mniejszego niż honda.Obok wznosiła się góra kołczanów kukurydzy.Pracował powoli, alerzetelnie, przytupując od czasu do czasu w rytm muzyki.Helen pocałowała go w czubek głowy.Spojrzał na nią ciepło, choć trochę smutno.Na mój widoków smutek przerodził się w złość.Obrócił się i przyciszył muzykę. Po co go sprowadziłaś?  zapytał. Jak ty się zachowujesz, Gabrielu.Nie tak uczył cię tatuś!Na wspomnienie o ojcu skulił się  wyglądał teraz jak mały, zagubiony chłopczyk.Siedziałnadąsany, łuskał kolejny kołczan, szarpiąc jedwabne kukurydziane włoski. Doktor Delaware jest naszym gościem  powiedziała matka zwracając się do niego. Zostanieszna kolacji, doktorze?Nie tyle byłem łasy na jedzenie, ile na fakty. Z przyjemnością  powiedziałem. Bardzo dziękuję.Gabe mamrotał coś nieprzyjaznie.Muzyka, choć ściszona, zagłuszała jego słowa, lecz nie ichbrzmienie. Sprzątnij i nakryj do stołu, Gabrielu.Może kolacja poprawi ci humor i maniery. Jadłem już, mamo. Co jadłeś? Zapiekanego kurczaka, resztę kartofli, fasolkę szparagową, ciasto z dyni. Całe ciasto z dyni?Szeroki, dziecięcy uśmiech. Taaa. A deser? Lody.  Zostawiłeś coś dla mamusi-łakomczuszki?Po uśmiechu nie było już śladu. Nie, przepraszam. Trudno, słoneczko  powiedziała mierzwiąc mu włosy. Powinnam zgubić parę kilogramów,wyświadczyłeś mi tylko przysługę.Rozpostarł ramiona na stercie kołczanów i popatrzył na nią błagalnie. Zobacz, ile zrobiłem.Może już wystarczy?Splotła dłonie, przybrała surowy wyraz twarzy. No dobrze.Jutro dokończysz.Odrobiłeś lekcje? Odrobiłem. Wszystkie? Tak, psze pani. Dobrze.Zwolniony za kaucją.Wstał, obrzucił mnie spojrzeniem, które mówiło:  Nie łudz się, że dam ci spokój , i strzyknąłdemonstracyjnie stawami palców. Mówiłam ci, żebyś tego nie robił, Gabrielu, zeszpecisz sobie dłonie. Przepraszam. A teraz zmykaj  pocałowała go.Ruszył ku drzwiom, ale jeszcze się obejrzał. Mamo. Co takiego? Mogę pojechać do miasta? Zależy, co tam będziesz robił. Dzwonili Russel i Brad.W Redland idzie film. Jaki?   Broń klasy zero. Kto będzie prowadził? Brad. Dobrze.Byle tylko nie Russel tym swoim wyścigowym jeepem, który ledwo zipie.Wyraziłamsię jasno, młody człowieku? Tak, psze pani. Okay.Nie spraw mi zawodu, Gabe.I o jedenastej masz być w domu, pamiętaj. Dziękuję, mamo.Wytoczył się z kuchni tak uszczęśliwiony, że aż zapomniał zmierzyć mnie nienawistnymspojrzeniem.Jadalnia była duża i mroczna, ściany pokryte tapetą o zapachu lawendy.Stare meble zorzechowego drewna.Ciężkie zasłony w oknach rzucały cień na portrety rodzinne oprawione wstaroświeckie ramy  ilustrowana historia Leideckerów w rozmaitych stadiach rozwoju.Helen byłakiedyś piękna  urody dodawał jej cudowny uśmiech, którego z pewnością nie dałoby się jużwskrzesić.Jej czterej starsi synowie byli drągalami z bujnymi czuprynami, podobnymi do mamy.Ojciec  rudobrody, o beczkowatej posturze pierwowzór Gabe a, który przyszedł na świat jako łysaróżowa kulka tłuszczu ze szparkami zamiast oczu.Fotografii Sharon nie było.Pomogłem nakryć do stołu  chińska porcelana, srebro, płócienne serwetki.Gdy wyjmowałemzastawę z serwantki, zauważyłem leżącą na podłodze gitarę. Mego męża  powiedziała Helen. %7łebym sto razy go prosiłaby jej tu nie kładł, gitara zawsze wkońcu lądowała koło serwantki.Nie robiłam z tego problemu  on tak pięknie grał.Teraz specjalnieją tu trzymam.Czasem myślę, że najbardziej tęsknię do jego muzyki. Gram na gitarze  powiedziałem, by ją pocieszyć. Naprawdę? Zagraj coś, koniecznie.Otworzyłem futerał.Stary instrument,  Gibson L-5 , lata trzydzieste.Jak prosto ze sklepu,inkrustacja bez jednej rysy, świeża politura, błyszczące struny.Poczułem zapach typowy dla starychinstrumentów.Wyjąłem gitarę, szarpnąłem struny  zabrzmiały.Helen zawołała z kuchni: Chodz tutaj, żebym mogła lepiej słyszeć.Usiadłem przy kuchennym stole i podczas gdy ona szykowała kurczaka, podsmażała kartofle, kukurydzę, fasolkę, nalewała lemoniadę do szklanek, ja zagrałem kilka jazzowych akordów.Gitaramiała ciepły, głęboki ton.Grałem  La Mer w powolnej, cygańskiej aranżacji Djanga. Bardzo ładnie  powiedziała, ale widziałem, że jazz, nawet ten melodyjny nie przemawia doniej.Zmieniłem styl, zagrałem coś jeszcze bardziej melodyjnego, utrzymanego w tonacji C-der  jejtwarz w jednej chwili odmłodniała.Podała do stołu  mnóstwo jedzenia.Odłożyłem gitarę.Posadziła mnie na honorowym miejscu,sama zasiadła po mojej prawej stronie i uśmiechnęła się niepewnie.Zająłem miejsce jej zmarłego męża, czułem, że czegoś ode mnie oczekuje, jakiegośkonwencjonalnego gestu, a ja nie wiedziałem jakiego.Fakt ów, jak i ceremonialny sposób nalewaniami zupy wprawiły mnie w melancholijny nastrój.Patrzyła z rozbawieniem jak zmuszam się do jedzenia.Aadowałem w siebie ile mogłem, nieszczędząc komplementów między kęsami, i czekałem z utęsknieniem, aż sprzątnie ze stołu.Gdyprzyniosła zapiekankę z jabłkami na deser, zapytałem: To zdjęcie z jej promocji, które Ransomowie zgubili.Sharon nie dała ci odbitki? A.to zdjęcie. Opuściła ramiona w geście rezygnacji, a jej oczy znów napełniły się łzami.Miałem uczucie, że cudem wyratowanego topielca wrzucam ponownie do lodowatej wody.Zanimzdołałem cokolwiek powiedzieć, poderwała się z miejsca i znikła w holu.Wkrótce wróciła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl