[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To mówiąc stara dobywała suche ziele i garnek z węglem nabranym z ogniskapostawić kazała na ziemi.Rzucono ziele na nie i dym gęsty, przykry, gryzącyotoczył pochyloną dziewczynę.Trzymano ją nad nim długo.Czuła, jak się jejzmąciły myśli, jak z kłębów dymu rosły jej w oczach dziwne jakieś kształty, jaktraciła przytomność i zdawało się jej, że na świat inny przeniesioną została Nagłowie ciężyło brzemię jakieś straszne, krwawe smugi na czarnym tle, jasnebłyskawice, kłęby dymu, smoki i gady, i ludzie potworni, karły i olbrzymy,wszystko to razem wirowało jakby przed drugimi oczyma upojonej.Dwiestróżki ją podtrzymywały, inaczej paść by była musiała omdlona.Lecz słabośćciała razem szła z olbrzymią myśli potęgą.Czuła się śmiałą i gardzącąniebezpieczeństwem, panią i królową.W tym upojeniu powoli wiedziono ją przed knezia, który cofnąwszy się pozasłupy kontyny stał pod częstokołem oparty oń z szyderską twarzą.Dziwa wpatrzyła się w to oblicze dzikie, wykrzywione, straszne, z taką siłąwzroku, że knez spuścił, mrucząc, oczy przed nią i zadrżał.- Będziesz mi wróżyła - mruknął cicho.- Będę wróżyła - poczęła Dziwa, która czuła, że jakaś siła zmusza ją domówienia - będę ci wróżyła.Dwoje dziewcząt postawiły przed nią wiadro wody świętej, spuściła oczy na nią.W wodzie odwrócona odbijała się twarz szkaradna Chwostka, a obok niej wdymach, którymi ją ciągle okadzano, krążyły najdziwniejsze postacie.Knez patrzył - zrazu szyderski, teraz bledniejąc i jakby przelękły, ręką sięopierał o częstokół, a widać było, jak drżał.Obok niego stojący Wizun oczyma nakazującymi, których nie spuszczał zdziewczyny, zdawał się jej dyktować, co mówić miała.Chwila milczenia poprzedziła urywanymi słowy wyjąknioną wróżbę.114 - Ciemno! Ciemno! Nie widzę nic.- mówiła - czerwona struga, jakby płynęłakrew, ciągle krew.wszędzie krew.Po rzece tej płyną trupy białe, jeden,drugi.więcej jeszcze, białe ich oczy nie widzą i nie patrzą.płyną, płyną,przepłynęli.Krew znowu, kubki po niej pływają, miecze po niej migają.Słyszę wołanie: krew za krew!.Na rzece płynie wyłupionych czerwonych oczudwoje i patrzą na mnie.na stosie leży starzec zabity, na śmiecisku pod stołbemmłodzieniec, na jeziorze pozarzynane męże, wołają: krew za krew! Psy wyją ikrucy kraczą.krew za krew!.Knez rzucił się, aż częstokół za nim zachrzęszczał i miecz mu zadzwonił uboku.- Ty wróżbitko przeklęta - krzyknął - będziesz ty mi patrzała i mówiłainaczej!- Nie mogę.mówię, co mi duchy każą i ukażą.Knez stoi na świetlicy.wysoko.dołem ludzie się gniotą, biją, mordują.Słyszę szmer, wrzawę, ciągnągromady.na granicy wrogi, w domu swoi się miotają.Na gród! Na stołb!Krew za krew!.Gród się pali.płonie, gore.walą się dachy i ściany.krzyk iwołanie.popiołów kupa.góra trupów, kruków chmura czarna.Siadły,krakają.żrą serca od ciała.gdzie ścierw nie dogorzała.Krew za krew!.Ciemno się zrobiło w oczach dziewczynie i osłabła osunęłaa się jak senna naręce stróżek, które ją trzymały.Knez stał blady i drżący, pięści cisnąc, ustaotworzył i zębami jak zwierz dziki grozić się zdawał.Nogą wiadro pchnął iwywrócił, woda święta popłynęła po ziemi.Dziwę wniesiono omdlałą dochramu.Chwostek stał milczący, wściekły.Stary Wizun, sparty na kiju, obok niego spokojnie czekał.- Przeklętą dziewkę związać i osiec! Do lochu! Do jamy! - krzyknął Chwostek -nauczy się wróżyć inaczej!Na to nie było odpowiedzi, zasłona kontyny spadła, a dziewczęta drugą stronąDziwę wynosiły na powietrze.Knez się chciał zwrócić do swoich pachołków,ale ci gdzieś daleko zostali.Stary spoglądał nań.- Uspokójcie się, miłościwy panie - rzekł - kto chce wróżby, musi ją cierpieć,jaką duchy dały.Dziewczyna jej nie winna.Byli sami i Wizun zbliżył się wcale nie zdając zlękniony [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl