[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Listopad 1952585"Wiem, że nic nie wiem." Nic nie wiem o sobie.To, w co wplątałem się przed dwoma i półlaty, wydaje mi się dzisiaj zupełnie inne niż parę miesięcy temu, a to dawne - znów najważniejsze, choć już na to patrzałem z tak zwanym rozsądkiem, co w każdym uczuciu jest zgubą.Okazuje się, że można się gubić, mylić w tak bardzo ważnych, od nas tylko zależnych sprawach.Cóż dopiero w tych, gdzie jesteśmy tylko widzami, i to nieraz z daleka.15 listopadaOd rana w Bostonie.Po ostatniej dyskusji radiowej boję się, żeby się nie zaciąć i nie stanąć bezradnie w czasie jutrzejszej gawędy.Najprostsza rzecz byłaby po prostu ją napisać.Ale nie tylko że za późno na to.Przede wszystkim takie rzeczy trzeba mówić z pamięci.Inaczej wychodzi to sztucznie i u mnie zawsze o parę tonów za wysoko.Wiem już na pewno, że moje nowojorskie mieszkanie jest za hałaśliwe.Długo upierałem się, żeby nie przyznać się przed samym sobą, że mnie męczą i drażnią ciągłe krzyki na ulicy i stukot wozów.Ile razy wyjadę - czuję dopiero, co to jest cisza.I że tylko w ciszy można rozmawiać ze sobą.Wszyscy winszują Józiowi Wittlinowi książki Tadeusza.Rozumiem, że to jest nieważne, ale diablo denerwujące.Józio zapytał się mnie, gdym mu radził przestać się tym przejmować: "A tobie byłoby przyjemnie, żeby był jakiś Tadeusz Lechoń?"586Listopad 1952Listopad 1952587Franc Fiszer grzmiał w "Ziemiańskiej": "Nie będzie porządku w Polsce, jeśli się nie rozstrzela 750 000 szubrawców." Na to ktoś zauważa sceptycznie: "Czy myślisz, że jest aż 750 000szubrawców?" A Franc niestropiony: "Nic nie szkodzi.W razie czego dobierzemy z uczciwych."16 listopadaWszystko dobrze poszło.Mówiłem "jak żywy" - jakby powiedział Jurek Leszczyński.Sala była pełna, pieniędzy z tego huk.Felicja Kuttenowa jest naprawdę czarodziejką, że potrafi, ona jedna w całej Ameryce polskiej, wyczarowywać takie rezultaty i takie atmosfery.Kiedy podpisywałem moje książki - jakaś miła blondynka, zapytana o imię i nazwisko, odpowiedziała mi: "Andzia".I dodała: "Niech pan napisze tylko: Andzi." Poczułem się w tej chwili gwiazdą z Hollywood.W pierwszym rzędzie siedział Karpowicz, papież czy raczej patriarcha amerykańskich slawistów, który utrącił dwa lata temu moją kandydaturę do Harvardu.Miałem więcdodatkową złośliwą przyjemność z udania się mojej gawędy.I z tego, że mówiłem też o różnych znanych Karpowiczowi Rosjanach.Zupełnie londyńska mgła i londyński deszczyk w Harvardzie.Można było sobie trochę pomarzyć.17 listopada Uważam, że mogę sobie popróżnować.I nie żałuję.Od śniadania do wieczora w Harvardzie.' Spacer z Wein-traubem po bibliotece, pełnej najbardziej oryginalnych poloników: całe "Ateneum", "Biblioteka Warszawska", Niesiecki, Stryjkowski, Estreicher, druki emigracyjne, Długosz, nie mówiąc o nowszych białych krukach, później pokój poezji, później muzeum sztuki - takie ot sobie muzeumuniwersyteckie z Mem-lingiem, Tycjanem, Tintoretto, Poussinem, El Grekiem, Delac-roix, Botticellim.Czytelnia - szkoda i gadać! Na ulicy co druga twarz żywa i myśląca, i do tego stare mury i jeszcze trochę żółtych liści na drzewach.Już zapomniałem, że mogą być takie oazy w Ameryce, oazy jednak tego, co jest Europą, matką nas wszystkich - Europą.W pokoju poezji dwóch pięknych chłopców, którzy mogliby pozować do imaginacyjnychportretów Shelleya i Keatsa.Poezja jest tak nieprzyzwoitą rzeczą, że do jej wykonywania trzeba koniecznie urody, która tę nieprzyzwoitość okupuje i uświęca.Tak samo jak w miłości.Był taki literat i aktor, Marian Tatarkiewicz, wcale niezły tłumacz specjalnej poezji, jak np.UAiglon Rostanda.Zwykł on wzdychać: "Ach! Jak ja kocham Słowackiego! Jak bym ja chciał przeczytać Króla Ducha\" Dzisiaj, chodząc po Harvardzie, myślałem sobie: "Jak bym ja chciał przeczytać Długosza!""O, Ty, którą bym kochał, Ty, która wiesz o tym" (z B.).18 listopada Jeszcze sobie dziś popróżnowałem.I nawet z przyjemnością.ii588Listopad 1952Listopad 1952589New York o świcie.Bodaj że ostatni raz widziałem go tak, gdym mieszkał w cudnym hotelu Lafayette i jeździłem z filmami o nieprawdopodobnych porach.Każde miasto ma jakąś tajemnicę ukrytą i dopiero wtedy widoczną, gdy nie widać ludzi i sztucznych świateł.To dziwne, że ta tajemnica nawet w Nowym Jorku wydaje się lepsza od owej za dnia widocznej nam jego treści.Obrzydliwy wywiad Tomasza Manna.Od paru dobrych lat gada on takie głupstwa, że nie miałbym odwagi wrócić do Buddenbrooków czy Zauberbergu, którymi tak zachwycałem się kiedyś.Może i tam jest coś z owego nieludzkiego obrońcy ludzkości, owego gigantycznego inteligenta, znudzonego całym światem, a wciąż łaknącego poklasku.I pewno już nigdy nie wrócę do tych książek i będę o nich myślał jako o arcydziełach, którymi pewno nie są.Od wczoraj wciąż myślę o Harvardzie.Jakby to było dobrze tam osiąść, rządzić owymi cudnymi polskimi skarbami w bibliotece i nauczyć choćby paru młodych ludzi, że Polska w poezji przynajmniej jest to "Wielka rzecz".Jestem pewny, że byłbym bardzo dobrym profesorem.A nawet, co dla takich ludzi jak ja jest łatwiejsze - mistrzem.19 listopadaNic nie pisałem, nic prócz gazet nie czytałem, nic nie robiłem.Jadłem i chciało mi się spać.To wszystko.Cartier (wciąż uważam, że najinteligentniejszy dziś wielki reporter na świecie) pisał w "Paris Match" jeszcze przed wyborami, że publiczność amerykańska wcale nie słuchała, co Eisenhower mówi, że mógł czytać po prostu książkę telefoniczną, a miałby ten sam sukces [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl