[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przecież tam pracuję. Chyba już dość pytań, signore  powiedziała siostra zakonna, podchodząc bliżej;możliwe, że powodował nią niepokój o Marię, której głos znów się łamał ze zdenerwowania. Powinien pan już wyjść. Nie, proszę mu pozwolić zostać  poprosiła Maria. Najlepiej będzie, jeśli opowiem jej, co się stało  rzekł Brunetti, widząc, że zakonnicazamierza oponować.Kobieta w habicie wbiła wzrok najpierw w niego, potem w pacjentkę.Maria skinęła głową. Och, tak.Chciałabym się dowiedzieć, co mi się przydarzyło.Zakonnica spojrzała na zegarek i despotycznym tonem osoby, która usiłuje wykorzystaćkażdą okazję, aby popisać się swoją ograniczoną władzą, oznajmiła: No dobrze, ale tylko pięć minut! Brunetti liczył na to, że siostra wyjdzie z pokoju, ona jednak stanęła w nogach łóżka;najwyrazniej zamierzała dokładnie przysłuchiwać się rozmowie. Jechałaś na rowerze, kiedy potrącił cię samochód  powiedział komisarz. Miało tomiejsce na Lido, gdzie pracowałaś w prywatnej klinice. Ależ to niemożliwe!  zaoponowała Maria. Przecież ja nigdy nie byłam na Lido.Nigdy. Na moment umilkła. Przepraszam, signor Brunetti  rzekła po chwili. Niebędę już panu przerywać.Proszę mówić dalej. Pracowałaś tam od kilku tygodni.Odkąd odeszłaś z domu opieki.Pewne małżeństwopomogło ci znalezć pracę i miejsce w pensjonacie. Pracę? Tak, w prywatnej klinice.Zatrudniłaś się w pralni.Na chwilę Maria zamknęła oczy, po czym znów jeotworzyła. Nic nie pamiętam  oznajmiła. Ale co pan tu robi?Brunetti miał wrażenie, jakby nagle przypomniała sobie, że jest on komisarzem policji. Przed kilkoma tygodniami przyszłaś do mnie na komendę; chciałaś, żebym cośsprawdził. Co?  spytała skonsternowana, potrząsając głową. Chodziło o coś, co wydarzyło się w domu opieki San Leonardo. San Leonardo? Ani razu tam nie byłam.Widząc, jak Maria z całej siły zaciska dłonie,Brunettipomyślał, że nie ma sensu dłużej jej męczyć. Chyba rzeczywiście starczy na dziś.Może sama ; przypomnisz sobie, co się wydarzyło.Na razie musisz odpoczywać i dużo jeść, żeby odzyskać siły.Ileż to razy słyszał, jak Maria podobnymi słowami zwracała się do jego matki!- Pięć minut minęło, signore - obwieściła zakonnica.Brunetti nie protestował.Wyciągnął zdrową rękę i poklepał Marię po dłoni. Wszystko będzie dobrze  rzekł. Najgorsze masz już za sobą.Odpoczywaj i wracajdo zdrowia.Uśmiechnąwszy się, ruszył do drzwi, ale zanim do nich doszedł, Maria odezwała się dozakonnicy: Siostro, nie chciałabym sprawiać kłopotu, ale gdyby była siostra tak uprzejma iprzyniosła mi. urwała zmieszana. Basen?  spytała zakonnica; nawet nie zniżyła głosu.Maria skinęła głową, nie podnosząc wzroku.Zakonnica sapnęła gniewnie i ściągnęła zirytacją usta.Nie próbowała ukryć niezadowolenia.Podeszła do drzwi, otworzyła je iprzystanęła, czekając na Brunettiego. Oj, nie, siostro, wolałabym nie zostawać sama  powiedziała cichym, strachliwymgłosem Maria. Czy ten pan może zostać ze mną do powrotu siostry?Zakonnica rzuciła okiem na nią, potem na Brunettiego.Energicznym krokiem wyszła zpokoju, zamykając za sobą drzwi. Samochód był duży i czarny  oznajmiła szybko Maria. Nie znam się na markach.Wiem tylko, że specjalnie na mnie najechał.Widziałam go w lusterku; to nie był wypadek. A więc pamiętasz, co się stało?  spytał oszołomiony Brunetti.Chciał podejść do łóżka, ale Maria go powstrzymała. Proszę się nie zbliżać.Nie chcę, aby siostra się zorientowała, żeśmy jeszcze rozmawiali. Dlaczego?Tym razem to Maria ściągnęła gniewnie usta. Jest jedną z nich! Jeśli się dowiedzą, że wszystko pamiętam, zabiją mnie. Brunetti popatrzył na nią i aż zamrugał oczami, zdumiony zmianą, jaka w niej zaszła.Mariazdawała się wręcz promieniować energią. Co zamierzasz zrobić?  spytał. Przetrwać!W następnej chwili drzwi się otworzyły i do pokoju wróciła zakonnica, niosąc odkrytybasen.Minęła w milczeniu Brunettiego i zbliżyła się do łóżka.Na wszelki wypadek komisarznawet się nie obejrzał; bał się, żeby niczego nie zdradzić spojrzeniem.Bez słowa wyszedł nakorytarz, pozostawiając kobiety same.Kiedy szedł w stronę oddziału psychiatrycznego, w pewnym momencie odniósł wrażenie,jakby posadzka się pod nim zakołysała.Niby wiedział, że to złudzenie, wynik zmęczenia, ajednak z zaciekawieniem zaczął się przypatrywać twarzom mijanych na korytarzu osób wnadziei, iż ujrzy w ich oczach niepokój lub strach  coś, co by oznaczało, że z nim jestwszystko w porządku, bo rzeczywiście nastąpiło trzęsienie ziemi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl