[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- W jednejchwili przeniosła się myślami w koniec listopada 2001 roku.Zniegleżał na stromych stokach Tora Bora.%7łylasty i poważny Rafęsiedział z gromadką af-gańskich żołnierzy obok rozbitegosowieckiego czołgu T-55.Z gęstą brodą wyglądał jak jeden z nich,wełnianą czapeczkę - pakol - ściągnął zawadiacko na jedno uchotak jak oni.Ale kiedy ją zobaczył, na jego osmaga-nej wiatremtwarzy pojawił się uśmiech, który zmienił szary, zimny dzień wlato.Powiedział jej wszystko, co chciała wiedzieć.Przybyładopiero co, żeby wziąć udział w polowaniu na Osamę bin Ladena.Nabrała głęboko tchu.- Tego dnia, kiedy dotarłam do Tora Bora,złapaliśmy mudżahedina, który twierdził, że był kucharzem binLadena.Opisał jaskinię, w której zaszył się Osama.To, co mówił,zgadzało się z naszymi informacjami, a jaskinia znajdowała sięzaledwie o pół dnia drogi, ale jeniec stwierdził, że bin Ladenzamierza przenieść się o zmierzchu.Zostało nam tylko kilkagodzin.Więc powiedziałam Rafe'owi i Afgańczykom, żebyruszali.Ja postaram się o wsparcie sił specjalnych.Wtedy wpobliżu nie było dowódcy starszego stopniem od podpułkownika.Pokiwał głową.- Pamiętani.- Pojechali konno.Kapitan sił specjalnych chciał wysłać wsparcie,ale nie miał rozkazów, więc musiał zapytać podpułkownika, a tenpolazł do naczelnego dowództwa.Nikt nie kwapił się z podjęciemdecyzji.Kiedy wrzeszczałam na nich, żeby pomogli Rafe'owi, odstrony Pakistanu nadleciały dwa rosyjskie śmigłowce iwylądowały w pobliżu jaskini.Po kilku minutach wystartowały iwróciły tą samą drogą - załadowane ludzmi.Przez radiopowiedziałam Rafe'owi, że jest już za pózno; mówiłam, żebywynosił się stamtąd do diabła, ale naskoczyło na nich stu ludzi al- Kaidy.Przez radio słyszałam ogień broni automatycznej.Tobyło.straszne.Potem Rafę został postrzelony.Bardzo cierpiał,ale wytrzymał wystarczająco długo, żeby mi przekazać, co mówilimudżahedini: że torturowaliśmy kucharza, aż zaczął mówić, alebin Laden nam uciekł, bo Allah dał mu skrzydła.- Jakby kawałekszkła utkwił jej w gardle.- Rafę cofał się, kiedy znów zostałpostrzelony.Ta kula go zabiła.Wszyscy nasi afgańscy sojusznicyteż zginęli.152- A ty obiecałaś, że załatwisz wsparcie.Nic nie odpowiedziała.Jechała z podniesioną głową, łzy spływałyjej po policzkach.Przypomniał sobie o pudełku z chusteczkami.Pogmerał iwyciągnął je spod fotela.Chwyciła kilka i wytarła sobie twarz.- Myślisz, że to któryś z żołnierzy Sojuszu Wschodniego ostrzegłal--Kaidę? - zapytał.Wytarła nos.- Afgańczycy często zmieniali strony, więc tak, myślę, że tomożliwe.Gdyby dowództwo dało nam wsparcie, pewniedopadlibyśmy bin Ladena.A kucharza nikt nie torturował.Daliśmy mu jeść.Odcięliśmy im dostawy zaopatrzenia, więc byłgłodny.Tice milczał.Oczy miała opuchnięte i czerwone.Wyglądała nawyczerpaną i straszliwie smutną.Popatrzyła na niego z ukosa,jakby chciała się przekonać, czy nie ma jej dosyć.Ich spojrzeniasię spotkały.Niespodziewanie oboje poczuli się bezbronni.Trwałoto tylko chwilę, ale obnażyli się przed sobą do bólu.Szybko odwrócili wzrok.Siedział bez ruchu, wytrącony z równowagi.Coś ty zrobił?  tesłowa pojawiły się w jego głowie, zanim zdążył je powstrzymać.Zawsze te same oskarżenia.Marie.Mariette.Aaron.Kristoph.Niemógł się zmusić, żeby na nią popatrzeć.Cisza się przedłużała.Wreszcie się odezwał.- To była arogancja z twojej strony, wysyłać ich po bin Ladena, aleostatecznie sami się zdecydowali pójść bez wsparcia.Wykazałaś się pewnością siebie i zdolnością określenia zadania dowykonania.Zrobiłaś, co należało.A teraz przed tobą kolejnatrudna decyzja.Wiesz, że musimy nawzajem sobie zaufać.Samochód zrobił się dla niej za mały, doznała uczuciaklaustrofobii.Udaje  ciepło i współczucie".Ale tak naprawdę jestobojętny.Zahamowała, gdy zbliżali się do świateł.Przed nimi, pojednej stronie czarnej szosy, rozciągały się pola uprawne z kępamidrzew pokrytych liśćmi.Odczytała nazwę skrzyżowania i ukryłachłodny uśmiech.Znajdowali się zaledwie piętnaście kilometrówod ludzi z Langley.- To oni! - Rink rąbnął triumfalnie w kierownicę.Włączył silnikbmw.- Patrz! Widać jaguara jasno jak za dnia.Mamy ich teraz!Jerry Angelides siedział spięty; z podniecenia czuł ciarki naskórze.Dwa kolty - swój i Billy'ego - trzymał na kolanach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl