[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Johannes zrzuciłubranie i wzdrygnął się na samą myśl, że będzie musiał ponownie je przywdziać.Płaszcz cudem tylko nie rozpadł się jeszcze na kawałki, buty dawno straciły obcasy, akoszula nie nadawała się już do prania.O spodniach nawet nie warto wspominać,jedyną zaletą tego stroju było to, że nikt nie mógł rozpoznać w nim Szweda.Zielonagałązka zniknęła w roku 1631.Drogami wędrowały setki żołnierzy różnego autoramentu, wzbudzającpostrach wśród zwykłych ludzi.Johannes czuł wdzięczność za to, że Kira obdarzyła gozaufaniem.Nie wiedział, dlaczego to uczyniła.Dziewczynie zaś wystarczyło, że patrzył nanią przyjaznie i szczerze, a w jego niebieskich oczach dostrzegła ból.Poza tym potrzebował pomocy.I wreszcie Kira zdawała sobie sprawę z własnej brzydoty.Tylko dziwacyczynili jej awanse, a z nimi potrafiła dać sobie radę.Wokół wymizerowanego ciała Johannesa zamknęła się woda.Nie zasypiaj, nie zasypiaj, powtarzał sobie.Co za rozkosz!Kiedy pojawił się w izbie, wymyty, z mokrą głową zastał stół zastawionyjedzeniem.Z zadowoleniem osunął się na ławę.Panuj nad sobą pokaż, że masz dobre maniery!A mam? zadał sobie w duchu pytanie.Gdzież mógłbym ich nabrać? W Upsali,ale to było całe wieki temu.- Wreszcie widzę, jak naprawdę wyglądasz - zażartowała Wypowiedziała tesłowa po szwedzku i przyszło jej to z wyraznym trudem.Roześmiał się zażenowany i odpowiedział w tym samym języku.- Czuję się jak nowo narodzony.Tylko to ubranie.- dodał ponuro.Kira zlustrowała jego strój.- Obawiam się, że w praniu wszystko by się rozleciało.Sama byłam kiedyś wpodobnej sytuacji i Mistrz przyszedł mi z pomocą.Uczynię to samo dla ciebie.Znamwielu ludzi w tym mieście.- Ale ja nie mam czym zapłacie.- O to się nie kłopocz, jedzmy, póki cieple.Chcesz zmówić modlitwę?- A kto jej wysłucha?Uśmiechnęła się.- Słyszę, że dręczą nas podobne wątpliwości.Ja staram się dotrzeć do Boga,który nie ma nic wspólnego z wojnami.Może kiedyś mi się uda.- Powodzenia!Zamilkli.Zupa nie jest może idealnym daniem do spożywania w ciszy, aleJohannes pilnował się, by nie siorbać, choć najchętniej rzuciłby się na jedzenie, niezważając na konwenanse.Chleb domowego wypieku smakował wybornie.Nie sposóbbyło zgadnąć z jakiej mąki go zrobiono, ale takie drobiazgi dawno już przestały miećjakiekolwiek znaczenie.Johannes skończył jeść, odchylił się do tylu i westchnął.- Lata całe nie jadłem nic równie smakowitego.Nie kłamał.- Wez dokładkę.- Nie, myślę, że tyle starczy na pierwszy raz.- Może masz racje.Odwykłeś od regularnych posiłków.Zupa była wywarem zkorzonków i suszonych grzybów, co Johannes przyjął z ulgą.Nauczył się bowiemsceptycznie podchodzić do potraw mięsnych.Doświadczył widoku żołnierzy, którzykonali w mękach po zjedzeniu mięsa niewiadomego pochodzenia. - Twój dialekt różni się od mojego.Podobny jest do mowy ze Smalandii, alebardziej przypomina język mieszkańców Skanii.Zawahał się nieco.Kira zacisnęła wargi i odpowiedziała po dłuższej chwili.- Pochodzę ze Skanii.Jesteśmy więc wrogami.Skrzywił się.- Kogo obchodzą ambicje królewskie? Uważam Skanię za część Szwecji.Biorąc pod uwagę położenie tej krainy, aż dziw bierze, że należy do Danii.- Nieprawdaż? Też tak sądzę, choć nigdy tam me byłam.Mówisz jak człowiekwykształcony.Kim jesteś?- Nazywam się Johannes Fell.Moje prawdziwe nazwisko brzmi JohannesSevedsson.Pochodzę z ubogiej włościańskiej rodziny, ale właściciel dóbr wysłał mniena studia do Uppsali.Tam upomniała się o mnie armia.Kira przyglądała się mu badawczo.Nie dziwiła się decyzji mocodawcyJohannesa, w szczerej twarzy mężczyzny, który siedział naprzeciw niej, łatwo byłowyczytać ukrytą mądrość i wrodzoną inteligencję.Oficerom werbunkowym zaśmusiała zaimponować silna budowa i dumna postawa młodzieńca, jasne, wysokie czołoi tchnące energią oczy.Rysy twarzy świadczyły o chłopskim pochodzeniu, ale byłyregularne.Oboje zesztywnieli.Z głębi ulicy dobiegi ich łoskot kopyt końskich o bruk.- Zgaś świece - szepnął.- Nie trzeba.Zasłony nie przepuszczają światła.Jezdzcy zbliżyli się.Słychaćbyło charakterystyczny chrzęst skóry i szczęk broni.Kira zupełnie nieświadomie przysunęła się do Johannesa.Dziewczyna siedziałana stoiku, on na ławie.Przyciągnął ją bliżej do siebie.Siedzieli w milczeniu, nasłuchując.Johannes chłonął spokój tej niskiej, zadbanejizby, łagodne ciepło paleniska, atmosferę domowej przytulności, którą udało się Kirzezapewnić prostymi środkami.Za oknami wciąż scalała wojna.Zmierć.Jeden z czterech jezdzcówApokalipsy.Johannes objął Kirę, jakby usiłował ją ochronić.Dziewczyna zesztywniała iodsunęła się troszeczkę, może ze strachu przed zbrojnym oddziałem przychodzącympod oknami, a może chcąc okazać mu swój dystans.Nie zastanawiał się nadodpowiedzią.- Przepraszam - mruknął, uwalniając ją z objęć. - Nie, nie, nie musisz przepraszać.Dałeś mi poczucie bezpieczeństwa.Doprawdy? pomyślał.Oddział minął dom, odgłos kopyt niknął w oddali.- Dokąd zmierzają? - spytał.- Nie wiem, nie sposób połapać się w chaosie.Zdarzają się okresy zdradzieckiejciszy, a potem znów przychodzi burza.Szwedzi zadarli z Polakami, z tego cosłyszałam, król polski zgłosił roszczenia do szwedzkiego tronu.Wojska cesarskiewpadły w panikę, katolicy wszędzie się cofają.W pokoju panowała cisza.Kara przeniosła się na stołek.Ogień w paleniskutrzaskał wesoło.Johannes z lubością wyciągnął nogi.- Na czym skończyliśmy? - wróciła do przerwanej rozmowy.- Ach, tak,gawędziliśmy o tobie.Jak wspominasz Uppsalę?Johannes wyprostował się i podkulił nogi pod siebie.- To było piekło - odrzekł szczerze.- Wybacz mi to słowo, ale nie maodpowiedniejszego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl