[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyobrażacie sobie ten obraz! Młodziutka piękna dziewczyna z żelaznym prętem, a wokół niejcienie trzech czarownic.Tymczasem dziewczyna rozbiła ostatnie okno i weszła przez nie do środka.Chciałem do niej podejść, ale moja żona objęła mnie i powiedziała: Nie podchodz do niej, ona cięzabije! A dziewczyna stała pośrodku pokoju z żelaznym prętem w dłoni jak Joanna d Arc ze swą kopią,piękna, wyniosła; wtedy ja wyrwałem się z objęć żony  ruszyłem w jej kierunku.I w miarę zbliżania sięjej spojrzenie traciło swą ostrość, łagodniało, aż wreszcie stało się zupełnie spokojne i miękkie.Wyjąłemz jej rąk pręt, odrzuciłem go na ziemię, a potem chwyciłem dłoń dziewczyny.Wzajemne urazy Nie wierzę ci za grosz  odezwał się Lermontow. Naturalnie, że wszystko działo się trochę inaczej, niż opowiada Petrarka  wtrącił znów Boccaccio ale wierzę, że to się istotnie wydarzyło.Ta dziewczyna była histeryczką, której normalny mężczyzna wpodobnej sytuacji już dawno dałby parę razy po buzi.Adoratorzy, czyli poeci zawsze stanowią wspaniałyłup dla histeryczek, które wiedzą, że nie zostaną przez nich spoliczkowane.Adoratorzy są bezbronniwobec kobiet, ponieważ nigdy nie przekroczyli cienia swej matki.W każdej upatrują wysłanniczki matkii dlatego im się podporządkowują.Spódnice ich matek unoszą się nad nimi jak horyzont nieba. Ostatnieporównanie bardzo mu się spodobało i wielokrotnie je powtórzył. To, co jest nad wami, poeci, nie jestniebem, lecz wielką spódnicą waszej matki! Wy wszyscy żyjecie pod spódnicami matek! Coś ty powiedział?  wrzasnął straszliwym głosem Jesienin i zerwał się z krzesła.Chwiał się nanogach, bo przez cały wieczór pił więcej od innych. Coś powiedział o mojej matce? Co powiedziałeś? Nie mówiłem o twojej matce  odparł Boccaccio pojednawczo.Wiedział, że Jesienin żyje ze słynnątancerką, starszą od niego o trzydzieści lat i szczerze mu z tego powodu współczuł.Ale Jesienin jużzebrał ślinę w ustach i zatoczywszy się, splunął.Był jednak zbyt pijany, więc plwociny spadły nakołnierzyk Goethego.Boccaccio wyciągnął z kieszeni chusteczkę i wycierał wielkiego poetę.Cała akcja tak śmiertelnie zmęczyła Jesienina, że natychmiast opadł na krzesło.Petrarka kontynuował:  Przyjaciele, jakżebym chciał, żebyście słyszeli, co ona wtedy mówiła! Byłoto niezapomniane przeżycie.Mówiła, a brzmiało to jak modlitwa, jak litania: ja jestem prosta, zupełniezwyczajna dziewczyna, nie ma we mnie nic szczególnego, ale przyszłam, bo przysłała mnie tu miłość;przyszłam  w tym momencie trzymała mnie za rękę  żebyś poznał, co to jest prawdziwa miłość, żebyśraz w życiu jej doświadczył! A co twoja żona odpowiedziała tej wysłanniczce miłości?  spytał z wyraznie zaakcentowaną ironiąLermontow. Goethe roześmiał się:  Ile by Lermontow dał za to, żeby jakaś kobieta wybiła mu szyby w oknach!On by jej nawet za to zapłacił!Lermontow obrzucił Goethego nienawistnym spojrzeniem, a Petrarka opowiadał dalej:  Moja żona?Mylisz się, Lermontowie, jeśli traktujesz tę opowieść jak Boccacciowską humoreskę.Ta dziewczynazwróciła się do mojej żony, miała niebieskie oczy i mówiła dalej, a stale brzmiało to jak modlitwa, jaklitania: Pani się na mnie nie gniewa, bo pani jest dobra i ja panią leż kocham, oboje was kocham i żonętakże chwyciła za rękę. Gdyby to był cytat z humoreski Boccaccia, nie miałbym nic przeciwko temu  odparł Lermontow.Ale to, co nam opowiadasz, jest czymś gorszym.To zła poezja. Zazdrościsz mi!  krzyczał na niego Petrarka. Nigdy w życiu nie zdarzyło ci się być w pokoju zdwiema pięknymi kobietami, które cię kochają! Wiesz, jak wspaniale wyglądała moja żona w czerwonymszlafroku i z rozpuszczonymi złotymi włosami?Lermontow zaśmiał się ponuro, a Goethe zdecydował się go ukarać za jego cierpkie docinki: Lermontowie, wszyscy wiemy, że jesteś wielkim poetą, ale dlaczego masz takie kompleksy?W tym momencie Lermontow skamieniał i z ledwością zdołał wykrztusić:  Johanie, tego niepowinieneś był mówić.To było najgorsze, co mogłeś mi powiedzieć.To duże świństwo z twojej strony.Goethe, zwolennik zgody, pewnie nie kontynuowałby drażnienia Lermontowa, ale okularnik Wolterroześmiał się:  To prawda, Lermontowie, że masz kompleksy  i zaczął analizować jego poezję, któranie posiada ani szczęśliwej naturalności Goethego, ani namiętnego oddechu Petrarki.Poddał nawetanalizie poszczególne metafory, aby sprytnie udowodnić, że kompleks niższości stanowi bezpośredniąpodstawę wyobrazni Lermontowa i wywodzi się z dzieciństwa, które upłynęło poecie pod znakiem biedyi przytłaczającego wpływu autorytatywnego ojca.W tym momencie Goethe pochylił się ku Petrarce i szeptem, który wypełnił całe pomieszczenie (więcusłyszeli go wszyscy, także Lermontow), powiedział:  Ależ skąd.To wszystko są bzdury.On to ma zniedojebania!Student staje po stronie LermontowaStudent siedział cichutko, dolewał sobie wina (dyskretny kelner niezauważalnie odnosił puste iprzynosił pełne butelki) i z napięciem śledził rozmowę, w której aż latały iskry.Z trudem nadążałodwracać głowę, by obserwować ich zawrotne wirowanie.Zastanawiał się, który z poetów wydaje mu się najsympatyczniejszy.Goethego uwielbiał nie mniejniż pani Krystyna i cały kraj.Petrarka oczarował go swym pałającym wzrokiem.Lecz o dziwo,największą sympatię poczuł do obrażonego Lermontowa, zwłaszcza po ostatniej uwadze Goethego, zktórej zrozumiał, że wielki poeta (a Lermontow istotnie był wielkim poetą) może mieć takie same kłopotyjak on, nic nie znaczący student.Spojrzał na zegarek i pomyślał, że najwyższy czas iść do domu, skoronie chce skończyć jak Lermontow.Nie mógł się jednak oderwać od wielkich postaci, więc zamiast iść do pani Krystyny, poszedł dotoalety.Stał tam pełen przeróżnych myśli na wprost wykafelkowanej, białej ściany i nagle usłyszał oboksiebie głos Lermontowa:  Słyszałeś ich.Nie są subtelni.Rozumiesz, nie są subtelni.Słowo subtelni wymówił, jakby było napisane kursywą.Tak, są słowa mające inną wagę, słowaobdarzone specjalnym znaczeniem, znanym tylko wtajemniczonym.Student nie wiedział, czemuLermontow wymawia słowo subtelni tak, jakby było napisane kursywą, lecz ja  który należę dowtajemniczonych  wiem, że poeta przeczytał kiedyś rozważania Pascala o duchu subtelnym i duchugeometrycznym1, przed stu pięćdziesięciu laty, i od tego czasu dzielił ludzkość na subtelną i niesubtelną. A może myślisz, że są subtelni?  spytał bojowo, kiedy student milczał.Student zapinał rozporek i zauważył, że Lermontow rzeczywiście, tak jak napisała o nim hrabina N.P.Rostopczinowa, ma bardzo krótkie nogi.Odczuł wdzięczność, bo był to pierwszy wielki poeta, któryzaszczycił go poważnym pytaniem i oczekiwał poważnej odpowiedzi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl