[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Włącznie z psami.- Roześmiał się na widok jej przerażonej miny.- Nie wezmiemyich ze sobą.- Nie boję się psów.Po prostu nie jestem do nich przyzwyczajona.- Nie miała pani nigdy szczeniaka?- Nigdy.- Kota?- Nigdy.- Złotej rybki?Zaśmiała się, potrząsnęła głową. - Nigdy.Dość często przeprowadzaliśmy się.W szkole w Bostonie miałam koleżankę,której suka urodziła szczeniaki.Były rozkoszne.- Przypomniała sobie, jak bardzo pragnęłamieć jedno z tych szczeniąt.Oczywiście, to nie wchodziło w grę.Antyczne meble, ważni goście, obowiązkitowarzyskie.Matka powiedziała, że to wykluczone i ucięła wszelką dyskusję.- Teraz z kolei sama często się przemieszczam.To by nie zdało egzaminu.- Gdzie pani najlepiej się czuje? - zapytał.- Aatwo się przystosowuję.Tam gdzie mnie zaniesie, tam jest mi dobrze, dopóki nieznajdę się gdzie indziej.- A więc teraz to jest St Chris.- Wszystko na to wskazuje.- Spojrzała przez okno na wschodzący, połyskujący nawodzie księżyc.- Wszystko tutaj odbywa się powoli, ale to nie jest stagnacja.Wyczuwamzmienne nastroje, podobnie jak zmienna jest pogoda.Już po kilku dniach potrafię odróżnićtubylców od turystów.I wodniaków od pozostałych.- W jaki sposób?- W jaki sposób? - Wracając jakby z daleka, ponownie spojrzała na niego.- Jak odróżnia pani jednych od drugich?- Na podstawie elementarnych obserwacji.Wystarczy, że wyjrzę przez okno.Turyścichodzą parami, całymi rodzinami, rzadko zdarza się samotna osoba.Przechadzają się albokupują pamiątki.Wynajmują łodzie.Pomagają sobie nawzajem w ramach grupy.Znajdują sięprzecież poza własnym środowiskiem.Większość ma kamery, mapy, lornetki.Większośćtubylców znajduje się tu z konkretnego powodu.Pracują, robią zakupy.Mogą przystanąć iprzywitać się z sąsiadem.A po skończonej rozmowie każdy rusza w swoją stronę.- Dlaczego obserwuje ich pani przez okno?- Nie rozumiem pytania.- Dlaczego pani nie pójdzie na nabrzeże?- Byłam.Na ogół lepsze rezultaty osiąga się pozostając na uboczu.- Sądziłem, że będąc w środku można sobie wyrobić bardziej konkretną opinię.-Podniósł wzrok, gdy pojawił się kelner i nalał im resztkę wina, a następnie zaproponowałdeser.- Proszę tylko kawę - zdecydowała Sybill.- Bez kofeiny.- To samo.- Phillip pochylił się w jej stronę.- W swojej książce pisze pani o izolacjijako o technice przetrwania.Posłużyła się pani przykładem kogoś leżącego na chodniku. Opisała pani ludzi, którzy udają, że tego nie widzą, omijają leżącego.Niektórzy chwilęwahają się, po czym uciekają w pośpiechu.- Unikanie kłopotów.Rozszczepienie osobowości.- Właśnie.Ale może się znalezć osoba, która się zatrzyma i będzie chciała pomóc.Gdy ktoś przełamie izolację, inni również zaczną się zatrzymywać.- Gdy ktoś przełamie izolację, innym będzie już łatwiej przyłączyć się, może nawetodczuwają taką potrzebę.Najtrudniejszy jest pierwszy krok.Badałam to zjawisko w NowymJorku, Londynie i Budapeszcie, i wszędzie z takim samym rezultatem.Inną konsekwencjątechniki przetrwania w dużym mieście jest unikanie kontaktu wzrokowego na ulicy, usuwaniez naszego pola widzenia ludzi bezdomnych.- Na czym polega różnica między tą pierwszą osobą, która zatrzyma się, żeby pomóc,a całą resztą?- Jej instynkt przetrwania nie jest aż tak wyostrzony, jak współczucie.Albo też łatwiejuruchamia się jej spontaniczna reakcja.- Tak, chyba o to chodzi.To są zaangażowani ludzie.- A ponieważ ja tylko obserwuję, uważa pan, że reszta mnie nie obchodzi.- Nie wiem.Sądzę jednak, że przyglądanie się z dystansu nie daje tyle, codoświadczanie tego z bliska.- Zajmuję się obserwowaniem i otrzymuję coś w zamian, proszę mi wierzyć.Niezwracając uwagi na kelnera, który z namaszczeniem ustawiał przed nimi kawę, Phillipprzysunął się do Sybill.- Jest pani naukowcem.Przeprowadza pani doświadczenia.Dlaczego nie spróbuje paniwprowadzić tego w czyn? Ze mną.Spuściła oczy, popatrzyła na ich splecione palce.Poczuła miłe ciepło rozchodzące siępowoli po całym ciele.- Szalenie oryginalny sposób sugerowania, żebym się z panem przespała.- Nie to miałem na myśli, choć nie jest to zły pomysł.- Uśmiechnął się do niej od uchado ucha.- Chciałem zaproponować, żeby po wypiciu kawy odbyć mały spacer po nabrzeżu.Jeśli jednak woli pani się ze mną przespać, możemy pójść do pani.Kiedy ich głowy spotkały się, kiedy przywarł do jej warg, nie zrobiła uniku.Jego ustabyły chłodne.A ona, o dziwo, zapragnęła jego żaru, by rozpalić się i spłonąć - zaspokojenietej potrzeby mogłoby zagłuszyć męczące ją napięcie, niepokój i zwątpienia.Ponieważ jednak miała za sobą lata treningu niepobłażania sobie, położyła delikatnierękę na jego piersi, by zakończyć pocałunek i oddalić pokusę. - Uważam, że spacer będzie stosowniejszy.- A zatem chodzmy na spacer.Chciał więcej.Wychodził z założenia, że wystarczy poznać parę jej smaczków, bywzniecić w sobie pragnienie.Nie spodziewał się jednak, że będzie to aż tak gwałtowne, taknaglące pragnienie.Jej reakcja była taka chłodna i kontrolowana.Zastanawiał się, jakby tobyło, gdyby tak przebić się przez jej intelekt, warstwa po warstwie, i odkryć pod spodemkobietę.Dobrać się do jej nagich emocji i instynktu.Omal się nie roześmiał ze swoich myśli.Rzeczywiście się zagalopował.Dystansującsię od jego zalotów, doktor Sybill Griffin być może nie zamierzała nic więcej mu dać.Stała się wyzwaniem, któremu na dłuższą metę trudno będzie się oprzeć.- Teraz rozumiem, skąd bierze się popularność Snidleya.- Uśmiechnęła się do niegoze znajomością rzeczy.- Jest zaledwie wpół do dziesiątej, a wszystko już jest pozamykane,zaś łodzie przycumowane do brzegu.Przechadza się jeszcze parę osób, lecz większość jużpoukładała się do snu.- W lecie mamy tutaj trochę większy ruch.Nie za duży, ale jednak.Ochłodziło się, niejest pani zimno?- Nie.Cudowny jest ten wiaterek.- Przystanęła, żeby popatrzeć na kołyszące sięmaszty łodzi.- Też tu trzymacie łodzie?- Mamy przystań przy domu.Tutaj cumuje tylko łajba Ethana.- Gdzie?- To jedyna taka łódz w St Chris, a na całej zatoce jest ich około dwudziestu.To ta -wskazał ruchem głowy.Dla jej niewprawnego oka wszystkie łodzie były do siebie podobne.Różniły się tylkorozmiarem i kolorem.- Co to znaczy?- To płaskodenne bezpokładowe łodzie żaglowe do łowienia krabów.- Mówiąc,przyciągnął ją bliżej do siebie.- Ich budowa jest w miarę łatwa i niezbyt kosztowna.- I służą do łowienia krabów?- Nie, do połowu krabów większość rybaków używa motorowych kutrów.Takiełodzie służą do połowu ostryg.Na początku XIX wieku w stanie Maryland wyszła ustawazezwalającą łowić ostrygi jedynie łodziom żaglowych.- W ramach ochrony środowiska?- No właśnie.Płaskodenki wciąż dobrze służą.Ale jest ich niedużo.Podobnie jakniedużo jest ostryg. - A pański brat jeszcze je łowi?- Tak.To ciężka praca.- Zna się pan na niej?- Spędziłem na tej łodzi niemało czasu.- Zatrzymał się obok łajby Ethana, objął Sybillw pasie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl