[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak było do przewidzenia, zgłupiałam do reszty i wygłosiłam wszystko to, od czego z największą starannością usiłowałam się powstrzymać.Ciężkiej pretensji, nie wiadomo, do niego czy do losu, nie starałam się nawet ukrywać.- No dobrze - zgodził się.- Załóżmy, że ma pani rację, chociaż moim zdaniem bardzo pani przesadza.Ale nie rozumiem, w czym pani przeszkadza mój wygląd.- W czepianiu się pana - wyjaśniłam.- Nie mogę się czepiać człowieka, któremu nosem wychodzą czepiające się go kobiety.Dla mnie jest pan nieopisanie atrakcyjny w zupełnie innym sensie.Od tego innego sensu skołowaciałam całkowicie, bo uświadomiłam sobie, że nie mogę mu zdradzić ani swoich spostrzeżeń, ani przyczyn, dla których taki facet jak on jest dla mnie bezcenny.Moja namiętność do sensacji, zagadek i tajemnic musiała pozostać nieuzasadniona, bo jakże miałam mu powiedzieć, że ja to wszystko piszę, ja nic nie piszę, ja jestem Basieńka, użeram się z mężem i robię wzory na tkaniny! Niesłychanie trudno było go zbić z tematu, na domiar złego podobał mi się coraz bardziej, odnosiłam wrażenie, że ja mu się podobam coraz mniej, sobie podobałam się również coraz mniej i ogólnie biorąc zapadłam się w jakieś grzęzawisko umysłowe, z którego wydobyć mnie już nie mogła żadna ludzka siła.- Z tego, co pani mówi, wynika, że lubi pani tajemnicze wydarzenia - powiedział tonem, w którym dawał się wyczuć jakby odcień nagany.Zdziwiło mnie to, a jeszcze bardziej mnie zdziwiło, że z tego, co mówię, w ogóle dla niego coś wynika.- Lubię - przyświadczyłam.- A pan nie?- Nie.Nie widzę w nich nic przyjemnego.Zazwyczaj bywają bardzo męczące.- Możliwe, ale męczyć się też lubię.To się nawet szczęśliwie składa, bo przez całe życie spotykają mnie rozmaite sensacyjne idiotyzmy, nieznośne dla normalnych ludzi.Jest to tak nagminne, że zbyt długi spokój zawsze mi się wydaje podejrzany.- I jeszcze pani mało? Jeszcze ma pani nadzieję na więcej?- Oczywiście! Rozrywek nigdy za wiele, a spokojne życie odbiera mi inwencję i dobry humor.- Wygląda pani na osobę, której nigdy nie brakuje inwencji i dobrego humoru.- Skąd pan wie, jak wyglądam, skoro widuje mnie pan tutaj po ciemku?- A skąd pani wie, jak ja wyglądam? Poza tym wystarczy zamienić z panią kilka słów, żeby rozpoznać pewne pani cechy nawet w egipskich ciemnościach.Rzadko się spotyka osoby tak pełne życia jak pani.- Mówi pan to w taki sposób, jakby uważał pan to za gigantyczną wadę - zauważyłam krytycznie.- Aktywność charakteru zawsze wydawała mi się zaletą.- Mnie również.Możliwe, że dostrzegła pani w moim tonie pewną dezaprobatę, bo mówiąc to, myślałem równocześnie o sposobach wydatkowania takiej energii i aktywności.Sposobach, które prowadzą niekiedy do dość ponurych rezultatów.Miałam wrażenie, że w kotłujący się we mnie chaos wdarło się nagle jakieś ostrzegawcze światło.Na litość boską, co on mówi?! Co on ma na myśli?! Wie o aferze państwa Maciejaków czy co.?!Znienacka zalęgło się w mojej duszy kretyńskie przeświadczenie, że on wie, że nie jestem Basieńką, zna tajemnicę całego przedsięwzięcia i daje mi to do zrozumienia.Ma z tym coś wspólnego, nie wiadomo co, chociaż wiadomo przecież, czym jest, to znaczy, nie wiadomo, czym jest, to znaczy, nie wiadomo, co w tym robi, to znaczy wiadomo, oczywiście, co w tym robi.Zaplątałam się gruntownie we własnych przeświadczeniach i w tym, co wiadomo i czego nie wiadomo.Kim on, do diabła, w ogóle jest i czym, czymś przecież musi być.- Kim pan właściwie jest? - spytałam, zanim zdążyłam się powstrzymać.- Przypadkiem nie dziennikarzem?- Owszem - odparł bardzo spokojnie.- Jestem dziennikarzem.Sztuka myślenia była mi chwilowo całkowicie niedostępna.Coś mnie pchało takiego, co wiedziałam, że powinnam opanować, ale nie byłam w stanie.- I czym jeszcze? Milczał przez chwilę.- Czym jeszcze? Na przykład rybakiem.- Czym, proszę.?- Rybakiem.Gdzieś, w jakichś zakamarkach świadomości, mignęło mi, że każdy normalny człowiek spytałby, dlaczego, u diabła, miałby być czymś jeszcze.On odpowiada tak, jakby to było naturalne.- Jakim rybakiem? - spytałam nieufnie.- Takim, co stoi nad Wisłą i moczy w wodzie patyk?- To jest wędkarz.Zwyczajnym rybakiem, takim, co wypływa na połów i łowi ryby w morzu.- Ma pan dość rozbieżne zawody.Jest pan może czymś jeszcze?- Możliwe.Mam bardzo rozległe zainteresowania.Szczególnie mocno interesują mnie konsekwencje nieprzemyślanych i nieobliczalnych czynów, wynikających z nadmiaru nie uporządkowanej energii.- I stara się pan im przeciwdziałać?- Staram się, jak mogę.- To ma pan dosyć dużo roboty.- A owszem, nie można narzekać.Straszliwe coś pchało mnie dalej.- I siłą rzeczy musi się pan wplątywać w rozmaite głupie wydarzenia - ciągnęłam ostrożnie.- Zapewne sensacyjne i tajemnicze? I ma pan już tego po dziurki w nosie i wolałby pan święty spokój?- Zupełnie nieźle pani to określiła.Może w pewnym uproszczeniu, ale dość trafnie.- Stanowi pan zatem przeciwieństwo mnie.Ja mam nie dosyć i nie wolę świętego spokoju.- I dlatego wdaje się pani we wszystko, co tylko pani wpadnie pod rękę?Wrosłam w alejkę.Staliśmy pod latarnią naprzeciwko siebie.Patrzył na mnie wzrokiem pełnym uprzejmego zainteresowania, z twarzą kamiennie spokojną [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl