[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A chociaż wkoło pełno gnijących trupich stosówLeżało, głodne ptaki i dziki zwierz przezornieOmijał z dala ciała gnijące w krąg upiornie;A gdy głodem zmuszony ugryzł, to zdychał zaraz.W dni pomoru ptak żaden nie krążył po obszarachNieba, zwierz żaden z lasu nie wyszedł, bo w ukryciuwww.zrodla.historyczne.prv.pl Wolały walczyć z śmiercią, by moc przywrócić życiu.Próżno! Po wszystkich drogach wierny ród psi wył z cicha,Broniąc się nadaremnie, nie chcąc boleśnie zdychać.Złudna praca! Z psich członków mór też wypędzał żywot.Mało kto grzebał zmarłych, a jeśli  to co żywo.I nie było lekarstwa pewnego jednakowo:Gdy ktoś po jakimś leku oddychał zaraz zdrowoI cieszył się, że niebo ogląda już ktoś innyWkrótce po tymże leku martwy leżał i siny.A już najgorsze w tem wszystkiem, najbardziej przygnębiająceByło, że widząc oznaki choroby nadchodzącejCzłowiek przestawał walczyć, jakby na śmierć skazany,Tracił ducha i wzrokiem dokoła tocząc szklanymKładł się wśród trupów ginąć tam, gdzie go słabość zdjęła.A mor chciwy okrutnie dokańczał swego dzieła,Jednych za drugimi kładąc martwym pokotem,Jak bydlęta przed jatką głuszone tępym młotem.I tak rósł stos ciał zgniłych, najbardziej grozny komuś,Kto w strachu śmierci bał się sąsiadom chorym pomóc,Zbytnio kochając własne życie  a oto zarazLos onych opuszczeniem i nędzną śmiercią karał,Kiedy samotni, znikąd nie mogli ulgi ubłagać.Gotowych do posługi zdradliwy trud przemagałZarazą, gdy wstyd było nie pomóc nieszczęśliwymZa podziękę, zmieszaną z jękiem na poły żywych.Tak więc wszyscy najlepsi ginęli w marny sposóbRaz po raz, na wyprzody grzebiąc najbliższych swoich.Wracali.Każdy łzami smutek serdeczny poił.www.zrodla.historyczne.prv.pl Potem wielu na łożu z boleścią legło srogą.I chyba w ziemi całej nie było wkrąg nikogo.Kto by śmierci, choroby lub żalu nie przenosił.Pasterzy i gumiennych dosięgła wreszcie długaRęka moru, zachorzał i krzepki chłop od pługa.W chatach ich porzucone w nieładzie gniły ciałaTych, których przez zarazę od nędzy śmierć zabrała.Mogłeś widzieć rodziców na trupach własnych dziatekI na odwrót: maleństwa przy zimnych ciałach matek,Same mrące z boleści.Siew śmierci, co narastałNa polach  sami chłopi zanieśli wprost do miasta.Gdy szukając pomocy i pod opiekę śpiesząc,Zewsząd do miast ściągali już zarażoną rzeszą.Pełno ich było wszędzie.A przez to, że w gromadzie,Zaduch i tłok chorobie nie stawał na zawadzie.Pić chcący słabe ciała wlekli do miejskich studzienI tu już zostawali, znalazłszy w wody cudzieUlgę i śmierć zarazem.Na placach, na ulicachI tam, gdzie w szczerem polu ginie miejska granica,Mógłbyś ujrzeć tysiące nędznych, nagich postaci,Które i brud, i słabość, i kał zakazny tracił:Skóra na chudych kościach, i to zaledwie widnaPod wrzodami i łajnem, oślizgła i ohydna.Wszystkie świątynie hojnie śmierć wypełniła pobożnaTłumem martwym, a trupów zliczyć nie było można,Bo i swoi tu wierni, i obcych zmarło mnogo.Którzy szukając schronienia domy zabrali bogom.Mało co znaczył zresztą bóg jakiś czy świątynia Ból żywy ponad wszystkiem górował i olbrzymiał.www.zrodla.historyczne.prv.pl Nie dbano o zwyczaje pogrzebu, jakie dotądLud tamtejszy wypełniał pobożnie i z ochotą.W zamęcie i przestrachu każdy najbliższych grzebałSam, łzy roniąc, nie dbając o przepis służby nieba.Nieraz nędza i pośpiech wiodły do zwykłych zbrodni:Oto na cudzych stosach przy blasku własnych pochodniKładli ciała najbliższych wśród walki i wśród wrzawy,Odnosząc rany nieraz w cmentarnych bójkach krwawych,Byle ciał nie zostawić bez ostatniej posługi.Koniec księgi szóstejKoniec poematuwww.zrodla.historyczne.prv.pl [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl