[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Blee  jęk nął, po czym po biegł oświe cić całą ro dzi nę. Braden wygląda na szczęśliwego. Elodie z szerokim uśmiechem spojrzała naprzybranego syna.Zauważyłam, że podeszła do niego ładna i bardzo wysoka blondynkaz Adamem, i starałam się nie patrzeć wzrokiem zazdrosnego tygrysa. Chyba jeszcze nigdynie wy glą dał na tak szczę śli we go.Po czu łam, jak fala cie pła za le wa mi ser ce, ale nie wie dzia łam, co po wie dzieć.Z po wro tem spoj rza ła na mnie.Wzrok mia ła ła god ny, ale po waż ny. Joss, myślę, że jesteś cudowną dziewczyną.Naprawdę.Ale uważam też, że bardzo trudno do ciebie dotrzeć.Nie wiem, dlaczego otaczasz się takim murem.Wysokim i niemalnie do po ko na nia.Po czu łam, że cała krew od pły wa mi z twa rzy. Traktuję Bradena jak własnego syna i bardzo go kocham.To, co zrobiła mu Analise,złamało mi serce.Nie chcę, żeby znowu przeżył to samo.Albo coś jeszcze gorszego.Znowu spojrzała na niego, po czym przeniosła wzrok na mnie. Myślę, że z tobą będziego rzej. Elo die&  Głos uwiązł mi w gar dle. Je śli nie czu jesz tego, co on czu je do sie bie, le piej od razu z nim ze rwij.Dla jego do bra.Wsta ła, mat czy nym ge stem po kle pa ła mnie po ra mie niu i wró ci ła do męża. Ko cha nie, wszyst ko w po rząd ku?Z mocno bijącym sercem podniosłam głowę.Nade mną stał Braden, z troską marszczącbrwi.Kiw nę łam tyl ko gło wą, bo wciąż nie mo głam wy du sić z sie bie ani sło wa.Nie wy glą dał na prze ko na ne go. Chodz. Wziął mnie za rękę i pod niósł z krze sła. Za tańcz my.Le cia ło wła śnie Non Believer La Roc ca.Moja ulu bio na me lo dia. Tań czysz?  za py ta łam zdzi wio na. Dzi siaj tak.Po zwo li łam, żeby za pro wa dził mnie na par kiet, i wtu li łam się w nie go. Ser ce ci moc no bije.Elo die spra wi ła ci ja kąś przy krość?Powiedziała tylko prawdę.Miała rację.Powinnam od niego odejść.Chłonęłam jegoza pach.Nie wy obra ża łam so bie ani jed nej chwi li bez nie go.Byłam egoistką.Przytuliłam się do niego jeszcze mocniej.Nie mogłam odejść.Ale jeśli gozranię? O Boże.Na tę myśl poczułam ucisk w piersi.Wiedziałam, że zależy mi bardziej nanim niż na so bie.Wpa dłam jak śliw ka w kom pot.Zaczęłam spazmatycznie łapać powietrze.Braden to zauważył.Przytulił mniei wymruczał do ucha:  Kochanie, oddychaj.To nie był atak paniki, po prostu trochę sięprzestraszyłam, ale nie wyprowadziłam Bradena z błędu.Było mi tak dobrze, kiedy kojącogła skał mnie po ple cach. Co ci po wie dzia ła?  za py tał ostrym to nem.Byłwście kły na Elo die.Uspo ka ja ją co po krę ci łam gło wą. Tyl ko tyle, że ro dzi na jest dla niej bar dzo waż na.To nie jej wina. Ko cha nie  szep nął i po gła skał mnie po po licz ku. Chcesz mnie upić?  spy ta łam, sta ra jąc się roz ła do wać at mos fe rę.Par sk nął śmie chem i zmy sło wym ru chem zsu nął ręce z mo ich ple ców na bio dra. Nie mu szę cię upi jać, żeby do stać to, cze go chcę. Ty szczę ścia rzu.Lu bię, kie dy za cho wu jesz się jak ja ski nio wiec. 20Nie wiem dlaczego, ale nie opowiedziałam terapeutce o tym incydencie.Ukryłam togłęboko w sercu i starałam się wymyślić, co z tym zrobić.Nie miałam jeszcze żadnegoplanu, ale nie chciałam, by ta sprawa zakłóciła moją sielankę z Bradenem.I dobrzezro bi łam, bo w grud niu, kil ka ty go dni po ślu bie, wszyst ko się zmie ni ło.Ellie pracowała przy stole w kuchni, a Braden i ja siedzieliśmy w salonie.Zwiatła byłyprzyćmione, w oknach odbijał się blask świątecznych lampek.Ellie uparła się, żebywcześniej niż zwykle ubrać choinkę.Uwielbiała Boże Narodzenie.Była zimna grudniowanoc, środa.Oglądaliśmy koreański lm Bittersweet Life.Mnie fabuła wciągnęła, ale Bradenwy raz nie my śla mi gdzieś błą dził. Masz ocho tę wy brać się w tę so bo tę na nie miec ki targ?Byłam tam już w ostatnią sobotę z Ellie, ale bardzo lubiłam to miejsce, więc zgodziłam sięz chęcią.W okresie świątecznym Edynburg wyglądał magicznie nawet dla takiej ateistki jakja.Drzewa w Princes Street Gardens były obwieszone białymi lampkami.Uwielbiałamcudowne zapachy unoszące się nad niemieckim targiem, śliczne prezenty i namioty, podktórymi sprzedawano pyszne kiełbaski po zachodniej stronie ogrodów, przy SzkockiejAkademii Królewskiej i wesołe miasteczko z ogromnym diabelskim młynem rozjaśniającymnocne niebo po wschodniej stronie, przy pomniku Waltera Scotta.Nic nie mogło sięrów nać ze spa ce rem tą uli cą zimą o zmierz chu. Ja sne  od par łam z uśmie chem.Le ża łam na ka na pie, a Bra den sie dział w jej rogu. Pomyślałem, że w lutym moglibyśmy wziąć urlop.Może wyjechać na długi weekend.Mam domek w Hunters Quay, tuż nad Holy Loch.Bardzo tam ładnie.Cicho.%7łe niewspo mnę o re we la cyj nej hin du skiej re stau ra cji w Du no on po dru giej stro nie je zio ra.Brzmiało to świetnie, tym bardziej że mieszkałam w Szkocji od czterech lat, ale nigdy nieby łam da lej niż w St.An drews. Do bry po mysł.Gdzie do kład nie to jest? W Ar gyll. Aha. To chy ba nie wy ży ny?  Czy to na za cho dzie?Uśmiech nął się sze ro ko, jak by czy tał w mo ich my ślach. To za chod nie wy ży ny.Prze pięk na oko li ca. Kupiłeś mnie tym jeziorem. Wymówiłam jego nazwę z przesadnie szkockimak cen tem. Wy znacz ter min.Uśmiech nął się z roz ba wie niem i czu ło ścią. Seks i wa ka cje. Słu cham? Spo rzą dzam li stę rze czy, któ re lu bisz.Prych nę łam i lek ko go kop nę łam w nogę. I tyl ko te dwie za uwa ży łeś? Dłu gość tej li sty to nie moja wina. Twier dzisz, że je stem mal kon tent ką?Uniósł brew. Kobieto, masz mnie za idiotę? Naprawdę myślisz, że odpowiem na to pytanie? Chciał bym się dziś z tobą prze spać.Kop nę łam go moc niej. Uwa żaj, bo bę dziesz mu siał za wie sić in te res na koł ku.Od rzu cił gło wę do tyłu i za śmiał się gło śno.Z uda wa nym nie za do wo le niem wró ci łam do oglą da nia fil mu. Masz szczę ście, że je steś do bry w łóż ku. Och. Zła pał mnie za sto pę. My ślę, że je steś ze mną z in nych po wo dów.Spoj rza łam na nie go z uko sa. W tej chwi li nie mam zie lo ne go po ję cia, dla cze gowła ści wie z tobą je stem.Po cią gnął mnie moc niej za sto pę. Od wo łaj to, bo cię po ła sko czę.O nie! Szarp nę łam nogą. Bra den, prze stań.Głuchy na mój surowy ton, zaczął mnie łaskotać.Zmiałam się aż do utraty tchui wierz ga łam no ga mi, pró bu jąc się uwol nić.Nie prze sta wał.Co za bez względ ność! Bra den  wy dy sza łam, pró bu jąc go ode pchnąć rę ka mi.Zmia łam się tak, że aż mnie że bra roz bo la ły, i na gle& sta ło się coś strasz ne go.Pu ści łam bąka.I to ja kie go!Braden natychmiast rozluznił uścisk.Pokój wypełnił się jego donośnym śmiechem, któryprzybrał na sile jeszcze bardziej, kiedy straciłam równowagę i bez krzty wdzięku zwaliłamsię na pod ło gę.Ze śmie chu aż przy siadł na pod ło dze, a ja zła pa łam po dusz kę i rzu ci łam nią w nie go.Oczy wi ście to do pro wa dzi ło go do jesz cze więk szych pa rok sy zmów śmie chu.Sama nie wiedziałam, czy mam się czuć upokorzona, bo puściłam bąka, czego absolutnienie robi się w to wa rzy stwie, czy za cząć się śmiać ra zem z nim [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl