[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Iwymiary pasują!Po chwili znalezisko leżało już na stole w leśniczówce.Pięć par oczuwpatrywało się w oświetlone zwisającą z sufitu lampą deski, na którychpomimo brudu widać było wyraznie malunek orła z rozpostartymi skrzydłami,którego szpony zaciskały się na dębowym wieńcu otaczającym swastykę.Hans Groebe obszedł stół dokoła, przeciągając dłonią po deskach. Ma pan obcęgi?  zapytał w końcu Cichockiego.Gospodarz leśniczówki bez słowa zniknął w składziku i wrócił po chwiliz narzędziem w ręku.Podał obcęgi Groebemu, który z wielką ostrożnościąwyjął gwozdzie z wieka skrzyni.Skinął na Erwina i razem zdjęli górną częśćpudła.Wstrzymałem oddech.Bałem się, że  Marszand albo Niemcy zauważą moje podekscytowanie,ale na szczęście byli zaaferowani nie mniej niż ja.Przypomniała mi się scenaz  Poszukiwaczy zaginionej Arki i nagle przestraszyłem się, że tak samo jaktam, skrzynia będzie zawierać tylko piasek.Na górze i po bokach skrzyni była warstwa szmat, które chyba miałychronić zawartość przed wstrząsami.Niemiec usunął szmaty i ujrzeliśmyczarną grubą folię.Hans Groebe kilka razy delikatnie uderzył zgiętym palcemw to co znajdowało się pod spodem.Zabrzmiało to tak, jakby ktoś zapukał dodrzwi.Na twarzy Niemca pojawił się szeroki uśmiech.Ponieważ folia zostałazgrzana, wyjął z kieszonki marynarki mały szwajcarski scyzoryk i bardzoostrożnie, z trudnością hamując drżenie rąk, rozciął folię wzdłuż krótszego rogu prostokąta, a potem jeszcze mniej więcej do połowy dłuższego boku, także można było teraz odsłonić przynajmniej połowę tego, co było w środku. Czy ma pan coś do picia, Herr Cichocki?  zapytał nagle Groebe,odwracając wzrok od skrzyni. Może być herbata? Dummkopf!1  wrzasnął z wściekłością Niemiec. Daj mi jakiegośalkoholu!Spanikowany Cichocki podbiegł do kredensu i wyjął z niego butelkę beznalepki wypełnioną nieco mętnawym płynem.Sięgnął do kredensu pokieliszek, ale naczynie wypadło mu z drżącej ręki i rozprysło się z trzaskiemna podłodze. Nie szkodzi  machnął ręką Groebe. To na szczęście!Cichocki, który wyglądał jakby miał zaraz zemdleć, wyjął z kredensunastępny kieliszek, wypełnił go po brzegi samogonem i podał HansowiGroebe.Niemiec wypił, poczerwieniał na twarzy i z rozmachem rzuciłkieliszkiem o podłogę.Wytarł usta w rękaw marynarki i spojrzał znów naskrzynię wydobytą z ziemi.Chwycił folię za jeden z rogów i bardzo powoli ją odsłonił.Najpierwukazał się kawałek beżowej, przybrudzonej ściany, potem kępakędzierzawych, kasztanowych włosów i fragment czarnego kapelusza,wreszcie wielkie oczy patrzące w lewo pod brwiami o wykroju, z któregoharmonią równać się mogły chyba tylko arkady rzymskich akweduktów.Nie potrzebowałem więcej.Hans Groebe chyba też nie, bo znów zasłoniłobraz folią, położył na niej szmaty i pokrywę. Erwin, Daniec, wezcie obraz!  powiedział do nas, po czym zwróciłsię do gospodarza:  %7łegnam, Herr Cichocki.Przepraszam, że zostawiamytaki bałagan. Nic nie szkodzi. uśmiechnął się niezbyt mądrze mieszkaniecleśniczówki. Może jeszcze strzemiennego?  zaproponował, chwytającbutelkę i trzeci już kieliszek. Obejdzie się  zbył go Groebe. Wolę monachijskie piwo.Panuteż radzę nie pić zbyt dużo tego.wyrobu.I niech pan pamięta  wzniósłwskazujący palec. Jeśli dowiem się, że powiedział pan coś policji.1 głupiec. Cichocki położył na piersi rękę z taką miną jakby sama myśl, że mógłbyzrobić coś podobnego, była dla niego obrazą. No, mam nadzieję  dodał Niemiec, grożąc mu żartobliwie palcem izaordynował:  Idziemy!Zejście na polankę zajęło nam dużo więcej czasu niż droga w górę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl