[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez te wszystkie lata Aidan i Janiezrywali kilka razy i próbowali umawiać się z innymi, ale zawsze do siebie wraca-li.Minął czas i wynieśli się od rodziców (ale nie zamieszkali razem), a aluzje domałżeństwa ze strony rodzin zaczynały trochę ciążyć, gdy - mniej więcej osiem-naście miesięcy przed naszym spotkaniem - firma Aidana przeniosła go do pracy w mieście".(Każdy mówi  w mieście", gdy ma na myśli Nowy Jork, co wydajesię trudne do zrozumienia, ponieważ Boston też nie jest wiochą zabitą deskami).Był to pewien wstrząs, ale Aidan i Janie nie przestawali powtarzać sobie, żedzieli ich tylko godzina lotu, że będą się widywać w każdy weekend, a jednocze-RL śnie Aidan będzie się rozglądać za inną pracą w Bostonie, Janie zaś będzie szu-kać zajęcia w Nowym Jorku.Tak mówi Aidan.- Możesz się domyślić, co się stało - powiedział.Faktycznie, wciąż próbowałam to sobie wyobrazić.Tamtej pierwszej nocy,kiedy prosił, bym umieściła go w swoim harmonogramie, robił wrażenie, że jestwolny - aczkolwiek w pewnym nie całkiem wyłącznym sensie - ale czyżbym da-ła się wrobić w cudzego faceta?- Ledwie płacisz za taksówkę na Manhattanie, a już wyciągasz swojegokumpla i przetrząsacie bary w poszukiwaniu chętnych?Roześmiał się z odrobiną smutku.- Niezupełnie.Ale tak; sypiałem z innymi kobietami.W swojej obronie nie przerzucał winy na liczne pokusy oferowane przez No-wy Jork: wyjątkowo piękne, bezwstydne kobiety, które pobierały lekcje, uczącsię takiego kręcenia biustonoszem nad głową, jakby się zarzucało lasso na ru-chliwej ulicy.- Nikogo nie winię oprócz siebie powiedział żałośnie.-Miałem ochotę bi-czować się ze wstydu.To stare, katolickie poczucie winy, które dopada człowie-ka za każdym razem.Nie śmiej się, ale zrobiłem coś, czego nie robiłem od stulat: poszedłem do spowiedzi.- Ach tak.To znaczy, że jesteś.praktykującym katolikiem?.- Raczej synem marnotrawnym.Ale cholernie żle bym się czuł, gdybym cze-goś nie spróbował.Nie wiedziałam, co powiedzieć.- Janie zasłużyła na coś znacznie lepszego z mojej strony -powiedział.- Jestwspaniałym człowiekiem, bardzo porządną osobą.W każdej sytuacji widzi cośpozytywnego, wcale nie będąc jakąś głupią Polyanną.O Boże, miałam stanąć oko w oko z żyjącą świętą.RL - Właśnie tego pierwszego dnia, kiedy oblałem cię kawą, podjąłem ranoświeże zobowiązanie.kolejne.że będę całkowicie wierny Janie.Naprawdęmiałem taki zamiar.A więc dlatego był taki dziwny, kiedy poprosiłam go o spotkanie.Nie powie-dział:  Dziękuję, ale nie.", ani:  Och, to mi pochlebia, ale.".Zamiast tego wy-słał fale rozpaczy.- Więc co się stało? - zapytałam ze złością.- Jestem twoim kolejnym wyrzu-tem sumienia? Zapowiada się kolejna wyprawa do konfesjonału?- Nie.Wcale nie! Mniej więcej miesiąc pózniej, kiedy pojechałem do Bosto-nu, Janie powiedziała, że powinniśmy trochę od siebie odpocząć.O!!!- Tak.I chociaż nie powiedziała tego wprost, dała mi do zrozumienia, że wieo tych innych kobietach.- O!!! - jeszcze raz.- Tak.Ona zna mnie bardzo dobrze.Powiedziała, że za długo ze sobą cho-dzimy i że to jest przerwa albo próba.Ostatnia próba, żeby się przekonać, czynaprawdę jesteśmy dla siebie właściwymi osobami, rozumiesz? Spotkać innychludzi, uwolnić się od siebie, a potem zobaczyć, dokąd to zaprowadzi i mnie, i ją.- I co?Podarłem twoją wizytówkę.Byłem tak przerażony, że do ciebie zadzwonię, iżzmusiłem się do zniszczenia tej wizytówki tego samego dnia, gdy mi ją dałaś.Jednak nie mogłem przestać o tobie myśleć.Zapamiętałem, jak się nazywasz igdzie pracujesz, ale pomyślałem, że już za pózno na ten telefon.Wiesz, ja omalnie zrezygnowałem z pójścia na to przyjęcie i kiedy cię tam zobaczyłem, właśnieto kazało mi uwierzyć w Boga.Widząc cię.poczułam się tak, jakby mnie ktośwalnął kijem baseballowym.- Był blady jak ściana.- Nie chcę cię wystraszyć,RL Anno, ale nigdy nie czułem niczego takiego w związku z kimkolwiek innym,nigdy.Nie powiedziałam ani słowa.Czułam się winna.Ale nie mogłam się teżoprzeć uczuciu.pewnej.dumy.Trochę mi to pochlebiało.- Chciałem porozmawiać z Janie przed rozmową z tobą.Nie wiedziałem, czybędziesz zainteresowana wzajemną wyłącznością.nie cierpię tego głupiegosformułowania.ale jeśli chodzi o mnie i Janie, to  wzajemna wyłączność" jestpod każdym względem całkowicie zakończona.Jednak czuję się kiepsko, że tydowiadujesz się o tym przed nią.A jak ja się czułam?Będąc płytką dziewczyną, chciałam wiedzieć, jak Janie wygląda.Musiałamwyjątkowo mocno zaciskać usta, żeby powstrzymać się od pytania, ale to nie po-skutkowało i bardzo niewyraznie, cicho wyrwało mi się przez zęby: mmmjaako-onawyyglądaaa.- Co? Ach.jak ona wygląda? - Nagle wydał się skonsternowany.- Hm.nowiesz, miło.ma.- wykonał nieokreślony gest ręką -.włosy.kręcone włosy.- Przerwał.- Cóż, miała.Ostatnio chyba są proste.No tak, nie miał pojęcia, jak ona wygląda.Był z nią tak długo, że właściwiejuż na nią nie patrzył.Jakaś potężna intuicja ostrzegała mnie jednak, że popełni-łabym błąd, nie doceniając tej kobiety i siły przywiązania Aidana.Dzielili ze so-bą piętnaście lat i on, jak bumerang, wciąż do niej wracał.Aidan pojechał do Bostonu, a mnie przez cały weekend lekko mdliło;sprzeczne myśli ścigały się ze sobą w niekończącym się kręgu.W czasie konkur-su gitarowego Shake zarzucił mi, że nie zwracam uwagi na jego występ, i miałrację: wpatrywałam się w przestrzeń i myślałam, jak Janie to przyjmie.Niechciałam być odpowiedzialna za czyjeś nieszczęście.I jak bardzo podobał mi sięAidan? Wystarczająco, by pozwolić, żeby dla mnie zakończył piętnastoletniRL związek? A jeśli tylko go zwodziłam? Albo jeśli zmienił zdanie i wróci do Janie?To mnie przeraziło; naprawdę mi się podobał.Naprawdę bardzo mi się podobał.A jeśli nie był po prostu niewierny Janie, ale nałogowo narowi-sty? Będzie le-piej, jeśli zamiast myśleć, że to ja będę tą, która go wyleczy, w te pędy pognamw przeciwną stronę.Następnie wróciłam do zastanawiania się, co czuje Janie.- Przyjęła to całkiem dobrze - oświadczył Aidan od progu w niedzielny wie-czór.- Naprawdę? - zapytałam z nadzieją.- Jakoś tak napomknęła.no, wiesz.że chyba sama też mogłaby kogoś spo-tkać.To brzmiało jak balsam.przez pół sekundy.Wiadomo, jacy tępi bywająmężczyzni; niewątpliwie Janie robiła wszystko, co w jej mocy, żeby ocalić twarz,lecz właśnie w tym momencie prawdopodobnie odkręcała kran z gorącą wodą i złazienkowej szafki wyjmowała brzytwę.Gdy samolot pełen ludzi wracających do rodzin na Zwięto Dziękczynieniawylądował na bostońskim lotnisku Logana, zapytałam Aidana:- Powiedz mi jeszcze raz, ile dziewczyn, nie licząc Janie, przywoziłeś już dodomu na Zwięto Dziękczynienia.Zastanawiał się długo, licząc coś na palcach i mamrocząc pod nosem kolejnenumery, aż w końcu odpowiedział:- Ani jednej!Ten dialog przez ostatnie cztery tygodnie był częścią naszej rutyny, ale teraz,gdy naprawdę przyleciałam do Bostonu, zrobiło mi się słabo.RL - Aidan, to nie żarty.Nie powinnam tu przyjeżdżać.Wszyscy mnie znienawi-dzą, ponieważ nie jestem Janie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl