[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- W porządku - powiedział mniejszy.- Zaraz zadzwonimy dosąsiadów, żeby nas przepuścili.Ale jak skończycie, to niezapomnijcie nam powiedzieć, bo będziemy siedzieli do jutrarana, już mi się to kiedyś przytrafiło.De Gier zadzwonił i zamek natychmiast odskoczył.U szczytuwewnętrznych schodów stał barczysty młody człowiek o gęstych włosach blond, opadających na ramiona.- Tak?- Policja - powiedział de Gier - możemy wejść na chwilę?- Ma pan nakaz? - zapytał młody człowiek.- Nie - odparł de Gier - ale mogę go zaraz przynieść, atymczasem mój kolega będzie stał przy drzwiach.Młody człowiek zastanowił się przez chwilę.- Nie - powiedział - nie zrobię tego pańskiemu koledze.Proszę na górę.W pokoju dziennym Grijpstra rozejrzał się z podziwem.Konserwatorzy znowu się wspaniale postarali.Grube belki zdrzewa dębowego, mistrzowska stolarka okien i futryn, caławytworna atmosfera dawności znowu była tu obecna.Przedstawił się młodemu człowiekowi i jego przyjacielowi,który do tej pory oglądał telewizję, najnowszy modelodbiornika kolorowego, ale w tej chwili wyłączył telewizor iwstał.- Beuzekom - powiedział młody człowiek o jasnych włosach.- Ale moje nazwisko panowie chyba znają.A to jest mójprzyjaciel Ringma.- Proszę usiąść - powiedział Ringma i wskazał zapraszającona kanapę.Ringma był niedużym człowieczkiem o szczurzejtwarzy, wcześnie łysiejącym, ale z ambitnie długimi włosami,które cienkimi, brzydkimi pasemkami wisiały mu nad uszami.Grijpstra już siedział i patrzył tęsknie na barek, któryzajmował kąt pokoju.Beuzekom stanął za ladą.- Co ma być?- Coś chłodzącego - powiedział Grijpstra.- Lemoniada? Tonik?- Lemoniada - powiedział Grijpstra.Beuzekom przekroił na pół dwie cytryny i wyćwiczonymruchem wycisnął nad siteczkiem.Zadzwoniły kostki lodu, doszklanki włożono srebrne mieszadło.Szklanka powędrowałana tacę.- Był pan kelnerem? - spytał de Gier.Beuzekom roześmiał się.- Widać? Tak, kiedyś sporo pracowałem jako kelner, na studiach, kiedy musiałem zarabiać na swoje kieszonkowe.Dlapana to samo?- Proszę - powiedział de Gier.- Panowie pozwolą, że my napijemy się czegoś mocniej-szego?Beuzekom nalał do dwóch szklanek do połowy drogiejwhisky.- Czystą? - zapytał Ringmę.- Z lodem - powiedział Ringma.- A w czym możemy panom pomóc? - spytał Beuzekom.Siedział w obitym welurem krześle z wysokim oparciem ipatrzył życzliwie na gości.- Był pan skazany za handel narkotykami - powiedziałGrijpstra - przynajmniej tak słyszałem.Beuzekom patrzył na niego przyjaznie.- Policja jest dobrze poinformowana.Trzy miesiące, z czegojeden w zawieszeniu.Ringma został uniewinniony z powodubraku dowodów.Pilnował przez ten czas domu.Ale to staredzieje.Już prawie o tym zapomnieliśmy.- A teraz istnieją poszlaki, że pan znów zajął się haszyszem -powiedział de Gier - haszyszem zapakowanym w beczki,przeznaczone na zupę mizo, a pochodzące z domu przyHaarlemmer Houttuinen numer 5, niegdyś własności świętejpamięci Pieta Verbooma.Beuzekom skinął głową, łyknął whisky i wzdrygnął się.- To mój pierwszy łyk dzisiaj - powiedział przepraszająco -zawsze dostaję od tego dreszczy.W pokoju było cicho.Funkcjonariusze patrzyli na Beu-zekoma, a on patrzył na nich.Beuzekom pociągnął jeszcze łyk.- Pańskie wiadomości są częściowo słuszne.Rzeczywiścienabywałem koncentrat zupy od Pieta Verbooma, bo miał tegoza dużo, i myślałem, że uda mi się go zbyć w podobnychrestauracjach.Ale mi się nie udało, albo lepiej: jeszcze mi sięnie udało.Wszystkie pięć beczek mam dotąd w domu.Chcąpanowie je zobaczyć?Wypchaj się - pomyślał de Gier, który obserwował twarzmłodego Ringmy.Była spokojna, ale oczy mu latały. - Chcę je zobaczyć - powiedział Grijpstra zdecydowanie.- Pomóż, Ringma - powiedział Beuzekom i razem wytoczylipięć beczułek z przedpokoju.Beczułki były zamknięte iokręcone grubym sznurem.- Mamy je otworzyć?Grijpstra skinął głową.- Nie rób tego - zaprotestował Ringma - przecież ich potemnie sprzedamy.Są tak akuratnie zamknięte i ładnie związanetym sznurem.Przecież nie nałożę go tak samo.Nie jestemJapończykiem.- Nie marudz - powiedział Beuzekom - sam je otwórz, tobędziesz pewien, że nic się nie zniszczy.Jeżeli policjapodejrzewa, że jest w nich haszysz, to będzie podejrzewać,dopóki sama nie zobaczy, że go tam nie ma.Ty wiesz, że wnich nie ma haszyszu, ja też wiem.ale panowie jeszcze niewiedzą.- Dobrze - i Ringma zaczął ostrożnie manipulować przysznurze.Po kilku minutach jedna z beczek była otwarta.De Gier spróbował gęstej brązowej pasty.To nie był haszysz.Ayżką, którą wręczył mu usłużnie Beuzekom, pogrzebał wmasie.Konsystencja była wszędzie jednakowa, aż do dna.Ringma tymczasem otworzył pozostałe beczki.- Przekonani? spytał Beuzekom.- Czy możemy przeszukać dom? - spytał Grijpstra.- Proszę bardzo - powiedział Ringma - nie mamy nic doukrycia.Ale proszę nie zrobić bałaganu, bo potem będęmusiał wszystko sprzątać.- To pan jest tu panią domu? - spytał Grijpstra.Ringma zachichotał.- Można to tak nazwać.Nic nie znalezli, oprócz mnóstwa drogich rzeczy, szafpełnych ubrań, antyków, najdroższych dywanów i zasłon orazkilku obrazów mniej znanych dawnych mistrzów.- Dajmy spokój - powiedział Grijpstra do de Giera.-Rozumiesz coś z tego?- Nie - powiedział de Gier.- Przecież to się musi nie zgadzać - powiedział Grijpstra.- Po jakie licho im ta zupa? Gdzie mają resztę? Podług Eduarda iJohana wzięli kilka razy po dwadzieścia beczek, ale tegooczywiście nie da się udowodnić, chyba że dałoby się znalezćfakturę kupna, którą musiał wystawić Piet.Moglibyśmyzażądać zeznań od tych młodych na statku.Gdybyoświadczyli, że Piet nie zużywał w swojej restauracji więcej niżjedną beczkę, najwyżej dwie, a że importował znaczniewiększe ilości i że te nadwyżki zabierali od niego nasi dwajprzyjaciele.Na wachmistrzu nie zrobiło to większego wrażenia.- To żadne obciążenie.Beuzekom i Ringma przyznają się, żekupowali zupę, i my znalezliśmy u nich zupę.Więcej nigdy niemieli, powiadają.Gdybyśmy znalezli haszysz, to coś by siędało z tego zrobić, ale tak to tylko sędzia nas wyśmieje, nieuważasz?- Tak - powiedział Grijpstra - masz rację.I nawet gdybyśmyznalezli haszysz, to też nie byłoby żadnej sensacji.Na kim robidziś wrażenie haszysz? Musielibyśmy znalezć heroinę.Zaginione siedemdziesiąt pięć tysięcy guldenów wskazujezresztą na heroinę.- Niekoniecznie - powiedział de Gier, który usiadł na jakimśłóżku i oparł głowę o ścianę, tuż pod piękną ramą obrazu,przedstawiającego zakochaną parę z siedemnastego wieku.-Czterdzieści czy pięćdziesiąt beczek haszyszu teżkosztowałoby masę pieniędzy.Tylko gdzie te beczki?- No i co? - spytał Beuzekom, kiedy policjanci wrócili dogospodarzy - czy panowie coś znalezli?- Nie - powiedział Grijpstra.- O, bardzo panom współczuję.Jeszcze szklaneczkęlemoniady?- Ja dziękuję - odmówił Grijpstra.- A ja poproszę - powiedział de Gier.- Ty już wracaj.Ja tujeszcze trochę z panami pogawędzę, jeżeli pozwolą.Za plecami Beuzekoma mrugnął do Grijpstry.- Dobrze - zgodził się Grijpstra - do jutra.Spróbuj się niespóznić.Uwierz mi, to jest możliwe [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl