[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.No i dorastałaś w&  urwała. Jak się nazywa tazapadła dziura? Ta z jednym sklepem? Bickelton  westchnęłam. No właśnie.W Bickelton. Pokręciła głową. Musisz zacząć korzystać z życia.Takiejest moje zdanie i najwyrazniej Weston je popiera& Ale&  Nie chciałam, żeby zabrzmiało to kiepsko.Niepewność wzięła jednak góręi głos mi drżał. Dlaczego ja? A dlaczego nie?  Rzuciła kartkę na stół. Jesteś piękna i wzbudziłaś jegozainteresowanie.Czy musi być jakiś powód? Zawsze jest jakiś powód  wyjaśniłam. Tacy faceci zwykle nie zwracają uwagi nadziewczyny takie jak ja. Dzięki dziewczynom takim jak ty istnieją tacy faceci. Uśmiechnęła się ciepło. Niewidzisz siebie tak, jak widzą cię inni.Może on widzi więcej niż ty, kiedy patrzysz w lustro?Cokolwiek to jest, nie odtrącaj go.Facet się stara i na twoim miejscu dziękowałabym Bogu. Może tak zrobię  odparłam z uśmiechem. Zwietnie. Wstała od stołu i się przeciągnęła.Coś błysnęło pod materiałem koszulki.Kolczyk w pępku?  A teraz przygotujmy się na pierwsze zajęcia!  Odtańczyła taniec radościi pobiegła do pokoju, zostawiając mnie z kawą i liścikiem. Rozdział 11Prochy są do niczego.Zderzenie z ważącym sto trzydzieści kilogramów graczem pierwszejlinii? Tak, to dużo bardziej do niczego.Weston  Michels!  to trener Jackson. Gdzie tymasz głowę? Skup się!Racja.Muszę się skupić.Muszę przestać myśleć o rudych włosach i promiennychuśmiechach, i o tym, jak by to było, gdyby jeden z nich adresowany był do mnie, i znowuo rudych włosach przesmykujących się przez moje palce, i& Michels!  W ostatniej chwili zdążyłem złapać piłkę i zakończyć mecz.Myślenie o niejmnie rozpraszało; naprawdę musiałem coś z tym zrobić.Co się, do diabła, ze mną dzieje?Przed końcem treningu byłem posiniaczony jak nigdy, co w przypadku rozgrywającegonie wróży niczego dobrego. Co się z tobą dzieje?  spytał Brad, zdejmując ubranie i wchodząc pod prysznic. Byłem rozkojarzony  mruknąłem, też się rozbierając. Właśnie widzę  rzucił. Lepiej się skup, jeśli chcesz, żebyśmy w tym roku zdobylipuchar.Nienawidziłem rozmów o przyszłości.Były bez sensu.Pokiwałem głową i burknąłem: Masz rację.Po prysznicu poszedłem do jednej z kawiarni i kupiłem koktajl proteinowy.Jeszcze dwazajęcia i będę mógł zobaczyć się z Kiersten.Do tej pory przeczytała już mój liścik, więc albobędzie wkurzona, albo zadowolona i uśmiechnięta.Miałem nadzieję na to drugie.Prawdęmówiąc, liczyłem, że kiedy się obudzi i przeczyta liścik, zapomni, co znaczy się dąsać.* * * Lunch. Podsunąłem jej pod nos stertę jedzenia i patrzyłem przez chwilę, jak spoglądana nie z niechęcią. Musisz jeść. Nie jestem głodna. Odsunęła tacę i skrzyżowała ramiona. Pierwsze zajęcia nie poszły najlepiej?Rzuciła mi gniewne spojrzenie. Chcesz o tym pogadać?  Podniosłem ręce. Nie mogę. Zarumieniła się i rozejrzała po stołówce.Większość ludzi gapiła się na nas,jakbyśmy właśnie ogłosili, że zamierzamy adoptować jedno z dwadzieściorga dzieci Brada Pitta. Ja się tym zajmę. Westchnąłem i wysłałem Jamesowi krótką wiadomość.Nienawidziłmnie kryć, ale tylko tak mogliśmy odwrócić uwagę ludzi.Obserwowałem go z drugiego końcastołówki.Zerknął na telefon, skrzywił się i rzucił gazetę na stół.Chwilę pózniej zaczął iśćw naszą stronę i po dwóch, trzech krokach runął na podłogę.Rozległy się stłumione okrzyki. Widzisz, już się nie gapią. Pokiwałem głową. A teraz mów, co wydarzyło się nazajęciach?Wskazała na Jamesa: Nic mu nie jest? Niski poziom cukru we krwi. Na chwilę odwróciłem wzrok i odchrząknąłem. A więc jak tam na zajęciach? Może powinniśmy wezwać lekarza?  Sięgnęła po komórkę.Chwyciłem ją zanadgarstek i pokręciłem głową.  Za dziesięć minut będzie jak nowo narodzony  zapewniłem ją. Aha. Patrzyła na Jamesa, ale przynajmniej zaczęła mówić. Zgłosiłam się nazajęciach, ale profesor zganił mnie, że go poprawiam.Skrzywiłem się. I poznałam dwie nowe osoby.Tym razem się uśmiechnąłem.Ona jednak pozostała poważna. Powiedzmy, że są odrobinę bardziej przyjazni od ciebie.Miałem ochotę udusić ich gołymi rękami. Co to za jedni? Dotykali cię? Zrobili ci krzywdę? Zabiję ich, przysięgam.Ja& Zerwałem się z krzesła i rozejrzałem się po stołówce w poszukiwaniu pierwszoroczniaka, którypatrzył na nią z ukosa. Usiądz. Szarpnęła mnie za rękaw i pokręciła głową. Powiedziałam im, że mamchłopaka.Koniec, kropka. Powierzając ci to zadanie, miałem na myśli dziewczyny. Krew huczała mi w uszach. Nie facetów. No i?  Rozłożyła ręce poirytowana. Tylko oni do mnie podeszli. Jakoś mnie to nie dziwi  mruknąłem. Wes?Powiedziała do mnie  Wes.Mogłem spokojnie umrzeć.Większość ludzi mówi do mnie  Wes.Nie wspomniałem o tym.To było naturalne.Takwłaśnie podpisałem liścik.Zaczynałem się zachowywać jak baba.Uśmiechnąłem się, na co ona zmrużyła oczy. O co chodzi?  spytała. O nic. Złapałem ją za rękę i pocałowałem ją. Po prostu jestem szczęśliwy. %7łe nie wykonałam wszystkich zadań? To bez znaczenia. Pokręciłem głową. Starałaś się, tylko to się liczy.Musisz w końcuwyjść z cienia.Rozszerzyła nozdrza, złapała torbę i wstała. Muszę już iść. Usiądz. Nie. Usiądz. Szarpnięciem zmusiłem ją, żeby usiadła, i wziąłem ją za rękę.Czułem podpalcami jej przyspieszone tętno. Wcale nie jest mi przykro. Nie wiem, o czym mówisz. Przypominasz mi mojego brata [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl