[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miała tęjedną chwilę.Gdyby teraz zrozumiał, gdyby zorientował się, dlaczegotak ustawiła broń, nigdy nie wykonałby tego ruchu.Wycofałby się ispróbował ją rozbroić.Jestem zbyt obolała, żeby się bronić; mam za słabą rękę, żeby jąpodnieść, myślała, opuszczając ramiona i zataczając się nieco, jakbybyła zmęczona.Bez trudu udawała.Ból w różnych częściach ciała byłwystarczająco silny.Gdyby pozwoliła sobie na słabość, na pewno byprzegrała.Morgead się nabrał.Uderzył ją tak, jak chciała - z góry na dół.W tej samej chwili Jezprzesunęła prawą stopę do tyłu, stając poza zasięgiem.Kij śmignął jejkoło nosa, ale nie trafił.I zanim Morgead wziął następny zamach, Jezrzuciła się, a on nawet nie miał szansy się zasłonić.Włożyła w atak całąsiłę, wchodząc między ręce Morgeada i uderzając kijem prosto w jegotors.Wypuścił powietrze z płuc i zgiął się wpół.Jez się nie zawahała.Musiała natychmiast go załatwić, bo w ciągu sekundy dojdzie do siebie. Kiedy tak tkwił, zgięty w pół, wzięła następny zamach i okrężnym ru-chem kija uderzyła go od tyłu w kolana.Znowu włożyła całą siłę w tencios, a zaraz potem uderzyła go w plecy.Morgead upadł z hukiem.Nim zdążył się poruszyć, Jez kopnęła gow nadgarstek, wybijając kij, który ze stukotem upadł na podłogę - dębi-na o dębinę.I wtedy przyłożyła zaostrzony koniec kija do jego gardła.-Poddaj się albo zginiesz - wydyszała i się uśmiechnęła.Morgead spio-runował ją wzrokiem.Zadyszał się jeszcze bardziej niż ona, ale w jego zielonych oczachnie było niczego, co zdradzałoby zamiar poddania się.Był naprawdęwściekły.- Oszukałaś mnie!- Wszelkie chwyty dozwolone.Patrzył na nią złowrogo spod potarganych włosów, które opadłymu na czoło.Leżał jak długi.Nogi miał wyciągnięte, ręce rozrzuconena boki, a koniec kostura tkwił w bladym zagłębieniu jego gardła.Byłcałkowicie zdany na jej łaskę.A przynajmniej tak się wydawało.Jez wiedziała swoje.Wiedziała, że on nigdy się nie podda i że kiedy wściekłość nie mącimu myśli, jest równie bystry, jak ona.Bywał też podstępny.Teraz jegobezradność była równie szczera, jak wcześniej odgrywanie przez niąrannego ptaszka.Była gotowa, gdy znowu cisnął mocą.Zobaczyła, że jego zrenicerozszerzają się jak u kota, który szykuje się do skoku.Zebrała się wsobie, przesuwając odrobinę kij i opierając go o obojczyk, kiedy pochy-liła się do przodu.Energia uderzyła w nią.Teraz niemalże widziała ją szóstym zmy-słem - jej wampirze dziedzictwo.To było jak podmuch po wybuchunuklearnym, który rozszerzającym się kręgiem niszczy wszystko naswoje drodze.Moc wydawała się bladozielona, w odcieniu oczu Mor-geada.I uderzała naprawdę solidnie.Jez zacisnęła zęby i trzymała się kostura, pilnując żeby pozostał w miejscu.Pozwoliła, żeby moc przeznią przepłynęła.Gorąca fala odrzuciła jej włosy.Jez wydawało się, żeto trwa wiecznie.Ale w końcu uderzenie minęło.Jez była obolała na całym ciele, a wustach czuła metaliczny posmak.Na szczęście Morgead nadal był wpułapce.Syknął na nią.Niesamowite, zupełnie jak gad.- Masz coś jeszcze? - zapytała Jez, szczerząc do niego zęby i mru-żąc oczy.Każdy siniak na jej ciele zabolał na nowo po uderzeniu mocą,ale nie zamierzała się z tym zdradzić.- Nie? Tak też myślałam.Morgead odsłonił zęby, odchylając górną wargę.- Niech cię szlag, Jezebel.Nikomu nie wolno było używać jej pełnego imienia.- Ciebie najpierw.Morgy - odparła i oparła się mocniej na kiju.Je-go zielone oczy błyszczały czystą złością i nienawiścią.- Więc mnie zabij - rzucił złowrogo.- Morgead.- Tylko w ten sposób wygrasz.W przeciwnym wypadku tylko będętu leżał i czekał, aż znowu zbiorę energię.A kiedy będę miał dość mo-cy, znowu w ciebie uderzę.- Nie wiesz, kiedy skończyć, co?- Walka nigdy się nie kończy.Jez zdławiła wściekłość i zniecierpliwienie.- Wolałam tego nie robić, ale skoro mnie zmuszasz.- warknęła.Nie zabiła go, tylko go zraniła.Złapała go za nadgarstek i blokując staw.oparła na nim kij.Za po-mocą takiej dzwigni mogła sprawić Morgeadowi sporo bólu.A nawetzłamać kość.- Poddaj się, Morgead.- Goń się.- Złamię ci nadgarstek. - Dobrze.Mam nadzieję, że będziesz dobrze się bawić.- Nadal pio-runował ją wzrokiem.Jak mały dzieciak, który grozi, że będzie się bawił na autostradzie,pomyślała Jez.I nagle nie wiadomo dlaczego, prawie się roześmiała.Ztrudem się powstrzymała.Naprawdę nie chciała mu łamać nadgarstka.Ale wiedziała, że mu-si.Musiała zrobić to szybko, zanim Morgead odzyska energię i znowuuderzy ją mocą.Jez nie wytrzyma kolejnego takiego ciosu.- Morgead.poddaj się!Użyła wystarczająco dużo siły, żeby go zabolało.Rzucił jej złespojrzenie spod ciemnych rzęs.- Jesteś taki uparty!Jez nacisnęła jeszcze mocniej.Widziała, że cierpi.Nawet ją bolała ręka od ściskania kija.Sercebiło mocno i wszystkie mięśnie drżały z wysiłku.Dla nich obojga było-by o wiele łatwiej, gdyby po prostu złamała mu nadgarstek.Jest wampi-rem, wyliże się z tego w kilka dni.To na pewno nie potrwa dłużej.Muszę to zrobić, powiedziała sobie.Napięła wszystkie mięśnie.Morgead płytko oddychał.Na chwilę jego oczy straciły przejrzystośćklejnotu, wzrok się zamglił i Morgead się skrzywił.Jez puściła nadgarstek i padła obok, ciężko dysząc.Jesteś taka głupia, powiedziała sobie.Odrzuciła włosy i zamknęłaoczy, starając się zapanować nad wściekłością.Morgead usiadł obokniej.- Co robisz?- Nie wiem! - warknęła Jez, nie otwierając oczu.Po prostu jestem słaba i głupia, odpowiedziała w duchu.Nie wie-działa, dlaczego nie potrafiła doprowadzić tego do końca.Ciągle zabija-ła wampiry - i to mniej odpychające od Morgeada.- Nie poddałem się - powiedział.Głos miał bezbarwny i niebez-pieczny.- Więc to nie koniec.- Dobra, no to uderz we mnie mocą. - Zrobię to.- To rób.- Co, aż tak ci się spodobało?Jez straciła panowanie nad sobą.Złapała kij z podłogi i po razpierwszy, odkąd usiadła, odwróciła się, żeby spojrzeć na Morgeada.- Uwielbiam to! Po prostu mam bzika na punkcie bólu! Więc zróbto, a potem ja przywalę ci w ten tępy łeb tak mocno, że obudzisz się wprzyszłym tygodniu!Powiedziałaby więcej, ale wyraz jego oczu ją powstrzymał.Przy-glądał jej się badawczo, ale nie ze złością, jak sobie wyobrażała.Zmru-żył zielone oczy i obserwował ją uważnie.- Wariatka z ciebie i tyle - powiedział, nadal jej się przyglądając.Już innym tonem dodał: - Więc dlaczego tego nie zrobiłaś?Jez wzruszyła ramionami.- Chyba dlatego, że musiałabym złamać ci każdą kość.W życiu byśsię nie poddał.Nie kiedy masz tę swoją nową moc.- Mógłbym cię tego nauczyć.Pozostali nie są wystarczająco silni,ale ty tak.To sprawiło, że Jez się zaśmiała.- Jasne, pewnie.Zamknęła na chwilę oczy, zastanawiając się, co Morgead by po-wiedział, gdyby mu opowiedziała, dlaczego się tego nie nauczy.Zmiażdżyłby mnie jak robaka, pomyślała i znowu się zaśmiała.- Dziwnie się śmiejesz, Jez.- Mam pokręcone poczucie humoru.Spojrzała na niego, strząsając wilgoć z rzęs.Skąd to się wzięło?Coś musiało wpaść jej do oka.- Więc chcesz znowu walczyć?Patrzył się na nią, jak ściska kostur [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl