[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miała jednak wrażenie, żezaraz się dowie.Torba soli, którą zabrała ze sobą, choć duża i ciężka, nie była jednakwystarczająco pojemna, by nakreślić wokół całego budynku grubą linię, takąjaką by chciała.Wiatr też w tym nie pomagał.Będzie musiała sypać sól cienkąwarstwą, w nadziei że potrafi jej nadać tyle mocy, by się utrzymała.Przydałaby się też jeszcze jedna psychopompa.Cóż, w życiu nigdy nic nieprzychodziło łatwo.Nagle usłyszała krzyk za plecami i w tym samym momencie jej pozostałezmysły wszczęły alarm.To było zbyt proste, prawda? Jak mogła sądzić, żejeden znak wystarczy? %7łe unoszące się w powietrzu zaklęcie zostanie przerwaneza pomocą jednego głupiego znaku?Tak, to było głupie.Odwróciła się i zobaczyła, jak rozpoczęła się walka. Rozdział 29Stojący w kolejce mężczyzni w ciągu kilku sekund zamienili się zogarniętych pożądaniem zombie w rozwścieczony tłum.Inni, odziani w szatypodobne do tej, którą Kemp miał na sobie w krematorium, wypadli nagle zbudynku.Nie było ich wielu - pięciu, może sześciu - ale ich moc uderzyła ją wżołądek niczym pięść.Wszyscy byli gospodarzami.Duchy, z którymi dzieliliciała, obdarzyły ich wyjątkową energią.Cholera, jeśli zginą, duchy siępodniosą.Nic na to nie poradzi.Mogła jedynie jak najszybciej nakreślić krąg, żebywziąć się do pracy.Gdyby nie było kręgu, psychopompa mogłaby uciec -pofrunąć do miasta i zabrać ze sobą wszystkie dusze, na jakie miałaby ochotę.To byłoby morderstwo.I poniosłaby za nie odpowiedzialność, gdyby złapalipsychopompę i odkryli, iż należała do niej.- Septikosh, septihosh - mruczała pod nosem.Starała się zachowywaćcicho i nie zwracać na siebie uwagi, tak długo, jak było to możliwe.Stojącyobok Lex wyciągnął pistolet i pochwycił jej spojrzenie.Kiwnęła głową i ruszyładalej, strzepując z palców sól.Minęli róg.Chess cały czas skupiała się na kręgu, na zaklętych słowachwydobywających się z jej ściśniętego gardła.Energia sprawiała, że włosy nakarku stanęły jej dęba.Moc była tu taka silna, cholera.Każdy kolejny krok był jak krok w stronę śmierci.Zrobiło jej się ciemnoprzed oczami.Nie tylko z powodu unoszącej się wokół energii, ale dlatego, żeczuła czyste zło.Cały budynek był zabezpieczony.%7ładna niespodzianka, towłaśnie trzymało tych mężczyzn na zewnątrz.Pewnie mieli jakiś alarmwyczuwający nieznajomą magię.Nie miała pojęcia, jak szybko jej i Oliverowiuda się go złamać.Jeśli w ogóle im się uda.Zajmie się tym pózniej.Jeśli w ogóle uda jej się zajść tak daleko.Całyczas nie wiedziała, kto obserwował ich ze środka, tam gdzie byli Kemp i Venita.Kolejny róg i znalezli się na tyłach budynku.%7ładnych świateł, a księżycskrył się gdzieś za połamanym, betonowym horyzontem.Grozne cienieporozrzucanych na ziemi cegieł zamieniały zwyczajne kształty w czyhającepotwory, gotowe, by na nią skoczyć.Włosy opadły jej na twarz i zatrzymała się na chwilę, by wyciągnąć zkieszeni gumkę i związać je w kucyk.Przez przypadek zerknęła w prawo, nastojący pod ścianą pojemnik na śmieci, z którego wystawała ręka.Podobny pojemnik widziała przed krematorium.Oczywiście.Tewszystkie zaginione ciała musiały się gdzieś podziać, prawda? Już wcześniejzastanawiała się, dlaczego zabójcy nie zabierali ze sobą ciał prostytutek.Bylizbyt zajęci pozbywaniem się zabitych mężczyzn.Ich śmietniki byty pełne.Temu makabrycznemu odkryciu towarzyszył lekki zapach rozkładu, doktórego zdążyła się przyzwyczaić parę miesięcy wcześniej.Próbowała nie zwracać na niego uwagi.Wolnym, równym krokiem posuwała się naprzód, a jejgłos wciąż był spokojny.Linia za nią się połączyła.Jak na razie zarówno sól,jak i szczęście jej sprzyjały.Lex cały czas stał u jej boku, uważnie rozglądając się wokół.Dodało jej tootuchy.Mogła się skupić na magii i zapomnieć o całej reszcie.Ale coś się zbliżało, rosło w niej i w powietrzu wokół nich.Na jej skórzepojawiły się kropelki potu.Jej serce waliło z całych sił, a ciało zaczęłoswędzieć, jakby zapomniała o kolejnej dawce.Gdyby miała coś w żołądku,pewnie by to zwróciła.Z każdym kolejnym krokiem czuła się tak, jakbyprzedzierała się przez błoto, które oklejało jej nogi i próbowało wessać ją dośrodka.Poprzez bicie własnego serca i swój głos słyszała krzyki walczącychprzed budynkiem mężczyzn.Kolejny problem, który musiała zignorować,przynajmniej do chwili, gdy wreszcie opuści alejkę i znajdzie się w bladymświetle.Widziała poruszające się przed nią cienie, w powietrzu czuć było gniew iprzemoc.Próbowały wedrzeć się do środka, sprawiając, że w jej żyłach zaczęłakrążyć adrenalina.Niedobrze.Magia wymagała spokoju i skupienia, aokazywanie duchom jakichkolwiek emocji nie było najlepszym pomysłem.Szczególnie strachu.A wokół nich krążyły duchy.Strażnicy budynku, którzy zginęli albowezwali do pomocy więcej duchów.Albo jedno i drugie.Na wpół przezroczystekształty sunęły przez tłum, pojawiały się i znikały.Nie po raz pierwszy ucieszyła się, że był z nimi Oliver.Bez niego.Bezniego wszyscy mogliby zginąć.I pewnie by zginęli, przez nią i jej brakwyobrazni.Dała mu trochę ziemi cmentarnej i tojadu, ale nawet nie pomyślała,by dać je pozostałym.To właśnie powodowały zbyt silne emocje.Zabijały ludzi.Lex zesztywniał.Uniósł pistolet.Chess wyciągnęła rękę, pochwyciła jegowzrok i pokręciła głową.Dopiero jak ktoś ich zobaczy.Czyli za jakieś dziesięć sekund.Nie mieli jak od tego uciec [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl