[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Jeśli zaplanowaliście iść we dwóch, nie chciałbym& Nie przejmuj się nami  wtrącił Djibril. Idz na mecz ze swoim synkiem, myz Sullivanem pójdziemy zamiast tego do Red Roostera na kurczaka w curry albo nasznycel jagnięcy.A może nawet wpadniemy na drinka do klubu nocnego przy StoDwudziestej Czwartej? I wiesz co? Zrobię ci tej kawy!Kiedy zostaliśmy na chwilę sami, zwierzyłem się Sullivanowi z tego, co mnie Kiedy zostaliśmy na chwilę sami, zwierzyłem się Sullivanowi z tego, co mniedręczyło. W zeszłym roku stało się coś dziwnego.Coś bardzo dziwnego&Sullivan westchnął głęboko, sięgnął po swoje lucky strike i, wyciągnął z paczkipapierosa i wsadził go sobie za ucho. Moja podróż trwała krócej niż zwykle  wyznałem. Dużo krócej.Dwanaściegodzin zamiast dwudziestu czterech.Sullivan wypuścił długi płomień ze swojej sztormowej zapalniczki. Tego się obawiałem&  rzekł, odpalając papierosa. Miałem to samo.Moje czteryostatnie pobyty były znacznie krótsze. Jak to? Za każdym razem były krótsze o połowę: najpierw trwały dwanaście godzin,potem sześć, wreszcie trzy. A ostatni? Ostatni trwał nieco ponad godzinę.Zapadła cisza.Nie mogłem uwierzyć w to, co powiedział mi dziadek.Zamarłem.Alepo chwili ogarnęła mnie wściekłość. Dlaczego nic mi nie powiedziałeś?!  ryknąłem, uderzając pięścią w konsolę.Sullivan, zmęczony, przetarł oczy. Bo to by niczego nie zmieniło, Arthurze.Tylko podcięłoby ci skrzydła&Wziąłem ze stołu oba bilety i wyszedłem z zakładu.Koszmar trwał.3Szkoła, do której chodził mój syn, znajdowała się przy skrzyżowaniu Green Streetz Washington Place w ceglanym budynku koloru ochry przylegającym do gmachu NewYork University.Oparty o mur po przeciwnej stronie ulicy obserwowałem uczniów, którzy pośródśmiechów i zamieszania wysypywali się na boisko szkolne.Dzieci te nie miały jeszczedziesięciu lat, a już zachowywały się jak dorośli: dziewczynki ubrane były jak młodekobiety, chłopcy odgrywali dorosłych cwaniaków.Kiedy zobaczyłem Benjamina, prawie go nie poznałem.On również urósł.Jegośliczne blond włosy stały się dłuższe, miał na sobie ciemne dżinsy, kurtkę lotnicząz futrzanym kołnierzem i te same trampki firmy Stan Smith, które ja nosiłem w jegowieku. Dlaczego to ty po mnie przychodzisz?  spytał, rozkładając swoją hulajnogę. Tylko nie okazuj zbytnio, że się cieszysz!  rzuciłem, ściskając go w ramionach.Wyrwał się z moich objęć i ruszył na hulajnodze w kierunku parku. Dziś spędzamy męski wieczór!  oznajmiłem, idąc za nim. Mam dwa bilety naKnicksów. Nie mam ochoty.Nie lubię kosza!  odburknął Ben, rozpędzając się w najlepsze. To nic, polubisz!  krzyknąłem za nim, kiedy mnie mijał. Nie będzie łatwo&W rzeczywistości było to dużo trudniejsze, niż myślałem.Przez cały wieczórspędzony w Madison Square Garden przyglądałem się synowi ze ściśniętym gardłem.Traktował mnie jak obcego, uciekał spojrzeniem, kiedy patrzyłem na niegoporozumiewawczo, odpowiadał mi monosylabami.No cóż, byłem ojcem nieobecnym i wystawiał mi teraz za to rachunek.W głębiduszy doskonale go rozumiałem.Nawet podczas tych krótkich okresów, kiedyprzebywaliśmy z sobą, byłem tak przejęty i zestresowany, że nigdy nie poświęciłem mucałkowicie uwagi.Częściowo zawsze byłem gdzieś indziej: myślałem już o przyszłości,bałem się, gdzie się obudzę następnym razem.Nigdy nie poświęciłem czasu  nigdy gonie miałem  na to, żeby przekazać mu cokolwiek.Nie wpoiłem mu fundamentalnychzasad, nie przekazałem swojego systemu wartości, nie podsunąłem księgi mądrości,która mogłaby mu pomóc w pokonywaniu przeszkód życiowych.Ale co miałem muprzekazać, skoro sam odziedziczyłem po własnym ojcu jedynie negatywne spojrzeniena świat, a moja egzystencja ograniczała się do z góry przegranej walki z meandramiczasu?Knicksi pokonali Cleveland Cavaliers 120 do 103.Mimo zimna Benjamin nalegał,żebyśmy wracali na piechotę.Kiedy znalezliśmy się przed domem, spojrzałem nazegarek. Chciałbyś może zjeść kanapkę z homarem?Podniósł swoją śliczną buzię i spojrzał na mnie oczami, których nie znałem,w których błyszczał niepokój. Wiesz, co naprawdę sprawiłoby mi przyjemność?  Spodziewałem się najgorszegoi najgorsze przyszło.Benjamin otworzył usta i powiedział ze złością:  %7łebyś już nigdynie wracał! %7łebyś na zawsze znikł z naszego życia!  Zamilkł. Zostaw nas w spokoju! wykrzyknął po chwili [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl