[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Czy ja tuczasem nie tylko z Mllerem walczę, nie tylko z nią, nie tylko z sobą? Czy tu czasami niewkradło się już coś?.Równocześnie prawie przyniósł kaprys myśli:Habe die Sonne nicht zu lieb.Komm, folgw mir in das dunkle Reich hinab.Chodził po pokoju twardym krokiem, chmurzył się, gestykulował do swych myśli. Trzebapoprawić inteligencję koniakiem"  zdecydował po chwili.Niebawem mówił już do siebiespokojnie, prawie głośno, rozkoszując się jakby swych myśli swobodą. Tak, na to wszystko można, a nawet należy patrzeć z olimpijską ignorancją człowiekanauki, ale na to trzeba być profesorem fizjologii oraz radcą dworu.Ja zaś jestemdziennikarzem, więc głos powołania błaga, prosi, żebrze natrętnie, aby puścić na miasto jakąśKatie King w postaci arcydzikiej kaczki.Swojskie gęsi podniosą gwałt, młodzieżuniwersytecka się rozentuzjazmuje, literaci ogłoszą bankructwo nauki i  profesor fizjologiibędzie się śmiał! yle mówię:  on" się tylko ponad brodą uśmiechnie, ale za to oni: ci mniejsi,malutcy i wcale niewidoczni roześmieją się po świecie srebrną gamą, nie tyle nad mojąkaczką, ile nad głupotą ludzi, którym nie wystarcza katedra uniwersytecka wraz zewszystkim, co się na niej mieści.Im głuchszy zakątek, tym głębszym basem roześmieje sięaptekarz, tym większy tryumf będzie święciła nauka!  I tak oto  filozofował dalej  dusza współczesna skacze jak piłka między twardymkowadłem nauki a lekkim młoteczkiem dziennikarza.I cóż dziwnego, że w takich czasachtryumfuje duch kobiety? One są lekkie i elastyczne.Jelsky tonął w fotelu i ćmił gwałtownie cygaro.Nagle, nie podnosząc głowy: Ty!  słuchaj, co ja myślę!Rzucił okiem na łóżko Mllera i znów poczerwieniał w jednej chwili. Nie ma szelmy uciekł łotr! I przed kim ja będę teraz gadał? przed kim myślał?. Teraz mogę iść i zagrać w domino z sąsiadem kamienicznikiem.Tak  domino jestgłęboką filozofią dla ludzi mających senne sumienia wołów.Moja Zosiu, widzisz, rzecz jesttaka, że ja się coś niecoś boję, tylko nie kanarka, lecz diabełka, żeby mnie znowuż nieodwiedził.Nie ciebie mi, Zosiu, potrzeba, ale jakiegoś gmaszyska wiedzy i nauki, abym mógłw cieniu tej piramidy odpocząć choć na chwilę.Potrzeba mi olimpijskiej brody królewskiegoprofesora i radcy dworu, abym mógł wyśmiać razem z nim tę nową blagę i zmiażdżonywiedzą podręczników zasnąć snem fizjologicznie prawidłowym.Nie trzeba mi, Zosiu,klucza od twego zatrzasku, lecz klucza do mych myśli swobodnych, trzeba mi filozofującegoopryszka, aby mi skrzydeł użyczył swoich i pomógł przeskoczyć przez.twego kanarka,Zosiu, co już nie śpiewa.Przeskoczyliśmy w życiu tyle przeszkód w steeplechase artystycznym, że nie potkniemy sięchyba o ten.sentymencik polski.(Mam go zresztą w mocnym podejrzeniu o niesmacznereminiscencje powieściowe!)". Hopp!. Oj nie!"  Jelsky prężył ramiona. Przyjacielu!  Mllerze!  Pająku!"I nagle przypomniało mu się:  La sacra visione di te imploro, Beatrice mia!"Gwałtowny wybuch szalonego śmiechu pchnął go na fotel.Rzucał, trząsł i miotał nim tenśmiech, podobnie jak śmiertelny kaszel chorym ciałem jego przyjaciela.Wyszedł z najwyrazniejszym zamiarem pójścia do Borowskiej, po niespełna pół godzinyznalazł się niespodzianie na obcych schodach obskurnej kamienicy.Na drzwiach znalazł biletwizytowy: Jan Kunicki, cand.med.  I po co ja tu?!."  Jelsk emu chłód po cieleprzebiegł. Po co ja tu?!.Czyżby mną już co innego rządziło nizli wola moja?.Komm,folge mir in das dunkle Reich.A niech się dzieje co chce!" Zadzwonił gwałtownie.U Kunickiego zastał wielki nieład: stosy książek i papierów porozrzucane na ziemi, kufry naśrodku pokoju, naokół pełno ogarków od cygar i niedopałków po papierosach.Kunicki leżałna otomanie.Podał mu rękę milcząc i wskazał niedbale na krzesło. Ja do pana właśnie iśćchciałem  rzekł spokojnie, prawie sennie. Pan?  Jelsky musiał się powstrzymać, aby nie wzruszyć ramionami. Skądże?  myślał po co? i co za konfidencja nagła?" Nie zdejmując palta, siadł konno na krześle i wsparłgłowę na poręczy.Przypatrywał się Kunickiemu uważnie, badawczo, uparcie.  Panie Kunicki, właściwie, co się z panem dzieje?! Wyjeżdżam  mruknął. Widzę.Lecz czy nie należałoby wprzódy chociażby spróbować.Jak można pozwalać siętak maltretować życiu? Nie rozumiem.Czego ja mam próbować? Nie mam nic do zyskania, mogę tylko wszystkostracić. Ach, tak! Po części jużem stracił.Mówię szczerze, ponieważ nie znajdowałem nigdy rozkoszy wobełgiwaniu siebie lub ludzi.Widzisz pan, dla człowieka pracy i ładu nie ma nicstraszniejszego w życiu nad te.nie wiem, jak powiedzieć.teatralne w życiu efekty.Zaprowadz pan kiedy młodego rzemieślnika, który nigdzie poza swą ulicę nie wychodził, najakąś czarodziejską feerię; pokaż mu pan rusałki, najady, waligórów, wyrwidębów; przeztydzień będzie chodził jak struty.Własne życie wyda mu się nagle szare, nudne, brudne. No tak  potakiwał Jelsky. A co gorsza, własne łydki tak rozpaczliwie, takbeznadziejnie i żałośnie chude, że młody pracownik szydła i dratwy gotów je sobienadsztukować w spodniach. Takie rzeczy robią tylko literaci  prostował Kunicki spokojnie. Idzie o to życie naszemizerne, o te zbyt silne blaski w bezświetlne godziny codzienności.Każde niespodziane silnei wielkie uczucie jest tym ogniem bengalskim, w którym wszystko nowe i obce wydaje namsię światem z czarodziejskiej bajki, a my sami tak ogromnie nikczemni i pospolici. Tak  potakiwał Jelsky niedbale. Ale w panu zanosi się coś na dłuższą prelekcję.Czy(Jelsky oglądał się po pokoju), czy w gospodarstwie nie ma przypadkiem koniaku?(Spostrzegł na oknie butelkę wraz z kieliszkiem i sięgnął po nią.) Zmieniają się coś obyczaje;byłeś pan, o ile wiem, antyalkoholikiem.Koniak  mówił przełykając pierwszy kieliszek jest napojem mistycznym: nalewką na sumieniach samobójców.Kunicki spojrzał na niego wzgardliwie i zwiesił wargę. Albo ta pańska wymowa, ten ustawiczny ferment i musowanie wina w głowie.I to mikiedyś strasznie imponowało.Pamiętasz pan: rozbeczałem się wtedy w kawiarni.Dziś słu-cham ze współczuciem: panu coś bardzo dolegać musi. Najbardziej pańska nie dość treściwa wymowa.Czuję, że będę panu musiał opowiedziećcoś.coś mniej wesołego i że bodaj na to tylko tutaj zabłądziłem.Krzepię więc ducha i słucham  tymczasem słucham.Ale Kunicki tkwił widocznie uparcie w pierwszej swej myśli. Panie Jelsky  rzekł  wyście mi wszyscy wtedy nawet w kawiarni i tynglu straszniezaimponowali.Artyści! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl