[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. No to powiedz mu, żeby je oczyścił! Albo niech zrobi to któryś z sylfów! Sylfy mnie nie usłuchają  nigdy im nie kazałaś.I nigdy mi nie przyszło do głowy,żeby polecić to Zarazie. Od czasu wypadku z rozlanym nocnikiem wolał, żebyZaraza niczego nie czyścił. Nic dziwnego, że sprawia ci tyle kłopotu! Pozwalasz mu bezkarnie robić bałagan.Gdybyś mu kazał po sobie sprzątnąć, następnym razem zachowałby się właściwie.Tobas wzruszył ramionami. Może. Usadowił się na krześle i zaczął naciągać buty. Ale jeszcze mi nie powiedziałeś, dlaczego musisz coś mieć na nogach; gdzieidziesz? Hm, jeśli nie chcesz wyjść za mnie, zanim stąd się nie wydostaniemy,pomyślałem, że może warto znowu sprawdzić gobelin, a jeśli nie działa, to wysłaćnastępny sen do Perena. Zaczekaj.Pójdę z tobą. Karanissa wstała, wygładziła pogniecioną spódnicę inaciągnęła stanik na właściwe miejsce.Tobas zaczekał i po chwili oboje niespiesznie udali się korytarzem do pokoju z gobelinem, obejmując się ramionami.Zatrzymali się na chwilę, gdy Tobas otwierałdrzwi do komnaty; wykorzystał ten moment, żeby czule pocałować Karanissę.Ta krótka wstawka przerwana została przez wściekły chór kwików, pisków i lepkidzwięk stóp biegnącego do nich rozpaczliwie i strasznie zasapanego Zarazy.Tobas odwrócił się i zobaczył lustro sprigganów podskakujące w ich stronę,najwyrazniej niesione przez Zarazę, gonionego wściekle przez hordę sprigganów. Grzeczny chłopiec!  zawołał zapominając na chwilę, że płeć Zarazy, o ile takowąmiał, była nieznana. Przynieś je tutaj!Zaraza uczynił wysiłek, ale zanim zdołał dotrzeć do swego pana, para sprigganówzaatakowała; lustro upadło na podłogę i potoczyło się.Tobas rzucił się i porwał je właśnie w chwili, gdy wychodził z niego spriggan,który wydał z siebie przenikliwy okrzyk przerażenia.Tobas zignorował stworzenie ichciał rzucić lustrem o ścianę.Spriggan owinął się dookoła jego ręki trzymając się z całej siły i przypadkowotworząc bardzo skuteczny amortyzator.Tobas zaczął odrywać go drugą ręką, alerzuciwszy okiem w głąb hallu zmienił zdanie.Wszystkie spriggany, jakie były w zamku, w liczbie trzech do czterech tuzinów,pędziły prosto na niego.Mimo że pozbawione zębów i pazurów, w masie mogłystanowić poważnie zagrożenie.Poderwał się na nogi i popędził do komnaty zgobelinem, pociągając za sobą Karanissę, a potem zatrzasnął drzwi tuż przed nosempędzącej tłuszczy.Zamek nie zaskoczył i chwilę pózniej zbiła go z nóg fala wijących się, piszczącychsprigganów.Potoczył się starając się zmusić je, żeby spadły unikając rozmiażdżenia;większość stworzeń przestraszyła się i zeskoczyła.Trzymając wysoko lustrousiłował podnieść się na nogi.Kilkanaście sprigganów skoczyło na niego.Inne kłębiły mu się pod nogami, więcstracił równowagę i cofnął się.Zachwiał się i upadł.Zwiatło zgasło i poczuł nagły powiew chłodnego powietrza.Gdy uderzył opodłogę, trafił pod kątem, więc odruchowo potoczył się.Zaskoczony rozluzniłuchwyt i poczuł, że spriggany wyrywają mu lusterko.Osiągnąwszy swój cel rozbiegły się na wszystkie strony piszcząc, jak wszystkiezardzewiałe zawiasy zamku uruchomione naraz.Tobas wstał powoli odkrywając, że podłoga jakoś się pochyliła.Oczy stopniowoprzyzwyczaiły mu się do ciemności i spostrzegł, że Karanissa znikła z komnaty; byłsam.Dopiero wtedy dotarło do niego, że nie jest w tym samym pokoju co przedtem i pochwilowej eksplozji wyobrazni podsuwającej mu obrazy sekretnych drzwi i tajemnychprzejść w ścianach zrozumiał, że gobelin znowu działa.Przeszedł na drugą stronę!Pochyła podłoga wyjaśniła mu natychmiast, gdzie się znalazł  w gołym, pustympokoju w latającym zamku, który spadł.Tam gdzie niegdyś wisiał gobelin.Tego się właśnie obawiał.Miał nadzieję, że gobeliny, stanowiąc parę, były w jakiśsposób połączone tak, że pojawi się w chatce, o wiele bliżej Twierdzy Dwomor; ale skoro okazał się to pokój przedstawiony na gobelinie, nie odczuł zdziwieniaznalazłszy się właśnie tutaj.Na poły spodziewał się jednak, że zastanie czekającego Perena. Halo?  zawołał.Nikt nie odpowiedział.Po omacku ruszył przed siebie, ciemności jednak były takgęste, że nie widział prawie nic.Znalazł ścianę i ruszył wzdłuż niej skręcając za róg.Gdy tylko znalazł się za nim, usłyszał z tyłu kroki.Znajomy kobiecy głos zawołał: Tobas? Kara?  Zdał sobie sprawę, że nie mogła użyć gobelinu, dopóki on się nie usunąłz komnaty i zganił się w myślach, że nie uczynił tego wcześniej. Tutaj jestem  odpowiedziała. Dlaczego tu tak ciemno? Gdzie jesteśmy? W latającym zamku.Nie wiem, dlaczego jest ciemno. Jego oczy wciążprzyzwyczajały się do otoczenia; teraz widział, że znajdowali się w sklepionymkorytarzu wiodącym do gabinetu Derithona.Odwracając się był w stanie dostrzecniewyrazną postać Karanissy stojącej niepewnie na pochyłej podłodze. Nie sądzę, byś poszła z powrotem do gabinetu i wzięła ten worek z zapasami,który przygotowałem  powiedział. Nie  przyznała. Nie pomyślałam o tym.Nie zabrałam nic.Widział też, że wciąż miała na sobie tą samą lekką suknię co przedtem; jasnasprawa, że nie miała czasu się przebrać.Ubrania ich nie nadawały się zbytnio na podróż do Dwomor, a ich wszystkiezapasy zostały w gabinecie Derithona; nie mieli też żadnych konkretnych planów, corobić dalej, ale gobelin działał znowu. No cóż  powiedział na głos. Ale przynajmniej wyszliśmy. rozdział 27Gabinet w latającym zamku choć nie tak ciemny jak komnata z gobelinem, byłmimo wszystko mroczny i ponury.Tobas stwierdził, że albo wyszli w nocy, aprzynajmniej o zmroku, albo podczas ulewnego deszczu.Nie słyszał jednak jegoszumu, wiec uznał, że jest noc.Próbował zapalić ogień, a potem przypomniał sobie,że magia tu nie działa. Nie możesz zrobić światła?  zapytał Karanissy.Zareagowała unosząc rękę,która zalśniła słabym blaskiem.Straciłam wprawę  usprawiedliwiała się. Lepiej id/ie mi z ogniem, jeśliznajdziesz coś, co się da zapalić.Bez jakiegokolwiek szacunku dla własności zmarłego Derithona Tobas chwyciłnajbliższy fragment półki. Mam tu kawałek drewna, które powinno się zająć, zapal jeden koniec, a ja będęgo trzymał za drugi.Po jednej czy dwu sekundach wyskoczył z rogu starożytnej deski niebieskipłomyk, który rozprzestrzenił się na całą szerokość i rozjaśnił wesołą, żółtą barwą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl