[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I jak jeszcze! Tylko już was znam, bydlątka boże!Już wiem, że jeśli mię boli i nęka opór waszych dzieci wobec mojejetyki, to nie dlatego, żebyście wy jako gromada były mądre i dobre.10 grudnia List od Wacka.Oto, co pisze: Droga zmęczyła mię i znudziła, a na dobitkę ząb mię bolał niedając w ciągu dziewięciu dni ani chwili spokoju.Właściwie to nietak sama droga nuży, jak noclegi w powarniach.Nie wiadomo, cowtedy robić ze swoją osobą.Wyjść na czas dłuższy nie można, gdyżpięćdziesięciostopniowy mróz to nie żarty, czytać trudno, przy tymstan ciągłego wyczekiwania, obawa, że renifery rozbiegną się i trze-ba będzie z konieczności kilka dni zatrzymać się w takiej dziurze,wszystko to, razem wziąwszy, wywoływało nasz pośpiech.Reniferyrozbiegały się kilkakrotnie, ale udało się nam z Jasiem dość prędkoje gromadzić do kupy.W_ ciągu całej podróży nie straciłem ani jed-nego dnia.Nulla dies sine linea.Widzisz, jak to dobrze umieć łaci-nę! Taka linea w tych stronach znaczy kilkadziesiąt wiorst.Reniferywszędzie dobre, droga z małymi wyjątkami znośna, więc mknęli-śmy z szybkością dziesięciu (do dwunastu) wiorst na godzinę.Powarnie czasami okropne! Tyle się już o nich czytało, tylesłyszało, a jednak rzeczywistość znacznie przechodzi wyrobioneo nich pojęcie.Są to ogromne, niskie landary bez podłogi, bez par,z dymiącym kominem, ze szparami w ścianach - jednym słowem,do mnie podobne: ze wszystkimi wadami, ale za to bez żadnych za-let.Na pierwszy rzut oka przedstawiają się poetycznie, szczególniejkiedy ogień oświetli ściany pokryte białym szronem, soplami, i nibytysiącem znikających diamentów zacznie migotać.Ale estetycznezadowolenie ustępuje miejsca rozczarowaniu, kiedy ta fantastycz-ność zaczyna kapać na nos i ubranie wędrowca.Na noc w powar-niach nigdy się nie rozbierałem, przeciwnie, ubierałem się ciepło,175 Stefan %7łeromskico do przyjemności nie należy.Przy tym, dopóki ogień się pali,takie gorońco, jak mówią twoje Litwinki, że nie wiadomo, gdziesię ukryć, a jednocześnie nogi i plecy marzną.Czasami zamiastw powarni udawało nam się nocować w jurcie, ale i te chambresgarnies nie są bez  ale.Kilkanaścioro ludzi płci męskiej, żeńskieji nijakiej gniezdzi się w małej jurcie razem z psami, cielętami, wbezpośrednim sąsiedztwie bydła.Dołączony do tego zapach gniją-cych ryb powoduje to, że trzeba było wyskakiwać na jednej nodzedla złapania tchu.Rano znowu jazda.Wytrzymałość reniferów - zadziwiającaTrzeba je widzieć (choć nie radzę.) obciążone naładowanymi narta-mi, gdy się wdzierają na pionowe urwiska gór lub gdy pędzą po błot-nistych kępach, ledwie-ledwie pokrytych śniegiem.Pędzimy przezbłota! Narty skaczą, chyboczą się po kępach jak łódz w czasie wiatruna wodzie.Noc ciemna, widać tylko jakąś nikłą, białą płaszczyznę.Woznice krzykiem poganiają zwierzęta do szybszego biegu.Za sobąsłyszę coś w rodzaju sapania lokomotywy i co chwila to z prawej,to z lewej strony ukazuje się poczciwy, rogaty pysk jelenia, obroś-nięty szronem, buchający parą, z wywieszonym jak u psa jęzorem.Gdy ścisnęły silniejsze mrozy, jelenie przestały sapać i stuliły buzia-ki.W czasie jazdy trzeba się ciągle przechylać to w tę, to w ową stronędla zachowania równowagi albo, dla przywrócenia jej, uderzać nogąw ziemię.Wjeżdżamy w las, przecinamy wzgórza, po czym szalo-nym pędem staczamy się znowu w dolinę.Jelenie pędzą jak wiatri narty lecą, aż dech zamiera w piersiach.Na dole przednie nartyzwalniają biegu, następnie wszystkie z trzaskiem uderzają się o sie-bie i rozskakują na wsze strony.W dolinie znowu kępy, znowu pod-skoki nart niby po wzburzonych falach.Zmuszonemu do ciągłychćwiczeń gimnastycznych - ciepło, ale nogi marzną, a przy szalonympędzie po kępach w ciemności nie może być mowy o rozgrzaniu sięw jakikolwiek sposób.Nareszcie w oddali ukazuje się słup iskier.To jurta! Witamy ją radośnie jak żeglarze latarnię morską [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl