[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Daniel zazwyczaj nie zwracał uwagi na koty, ale tym razemwyciągnął dłoń i poklepał zwierzątko po głowie.Zarówno lady Charlotte, jak i kotka zamarły w bezruchu.- Boi się nieznajomych - wyjaśniła lady Charlotte.- Nie chcę jej zrobić krzywdy.Kotka podejrzliwie obwąchała jego dłoń, a potem podniosłałepek, nadstawiając się do pieszczot.Daniel podrapał ją pod bródkąi za uszami.Wyciągnęła szyję w jego stronę i zaczęła głośnomruczeć.- To dziwne - powiedziała lady Charlotte.- Polubiła pana.- Kobietom czasem się to zdarza.- Daniel się uśmiechnął.Lady Charlotte oblała się rumieńcem i spuściła oczy.- Niektórym może się nie podobać, że Misty tak dziwnie chodzi,ale ja błagałam, żeby ją uratowano po wypadku, i brat zrobił to dlamnie.Można chyba powiedzieć, że ma słabość do kalek.- Jak każdy przyzwoity człowiek - odparł Daniel.- Zawsze na-leży współczuć tym, którzy mają mniej szczęścia od nas.Spojrzała na niego ze zdziwieniem, a potem oblała się rumień-cem - najpierw szyja, a potem policzki, na których zrobiły jej się dwaróżowe placki.Daniel przypomniał sobie, że kiedy zbierał in-formacje dla Rebeki, słyszał o siostrze hrabiego, która jest kaleką.In-formacja ta z pewnością była jednak przesadzona, ponieważ nigdzienie widział laski ani kul, które miałyby jej pomagać przy chodzeniu.Może była jeszcze jedna siostra?- Czy poza bratem, ma pani jeszcze jakieś rodzeństwo? - zapytał.Jej palce znieruchomiały.Misty kręciła jej się na kolanach, więcpozwoliła kotce zeskoczyć.- Nie.Jest nas tylko dwoje.I matka.A pan, panie Tremaine?Poznałam pańską siostrę, Rebekę.Czy ma pan jeszcze jakąś rodzinę?- Nie mamy więcej rodzeństwa, a nasi rodzice nie żyją.Tui ówdzie rozproszeni są jacyś kuzyni, ale nie mamy rodziny, z którąutrzymywalibyśmy bliskie kontakty. - Pewnie pan i pana siostra jesteście sobie bardzo bliscy.Daniel poczuł ukłucie żalu.Byli bardzo zżyci jako dzieci.Ale takdługo go nie było i tyle się w tym czasie wydarzyło.Tak u niego, jaki u Rebeki.Zastanawiał się, czy teraz, kiedy jest z powrotemw Anglii, będą w stanie odtworzyć więzi, które kiedyś były takiesilne.- Czy jezdzi pani konno, lady Charlotte? - zapytał, dochodząc downiosku, że koniecznie muszą zmienić temat.- Wiem, że jest pózno,ale z wielką chęcią skorzystałbym ze świeżego powietrza, ponieważprawie cały ranek przesiedziałem w ciasnej karecie.Czy zechce mipani towarzyszyć?- Ja., hm.- Przerwała, aby odchrząknąć.Oczy miała spusz-czone, ale widział, że ze wzburzenia splotła palce na kolanach.- Jeszcze dobre dwie albo trzy godziny będzie jasno - zachęcałją, bo z jakiegoś powodu nie chciał, aby odmówiła.Podniosła głowę i zobaczył, że przez jej twarz przemknął wyrazczegoś w rodzaju tęsknoty.- Chyba zdążyłabym przebrać się w strój do konnej jazdy.- Znakomicie.Jeśli pani pozwoli, pójdę do stajennego i popro-szę, żeby wszystko przygotował, a potem również się przebiorę.Czymożemy się tu spotkać za pół godziny?- Tak.- Nagle uśmiechnęła się tak promiennie, że twarz całkiemjej się zmieniła.Przez chwilę wyglądała prawie ładnie.Skłonił się pośpiesznie i odszedł.Kiedy wrócił po dwudziestupięciu minutach, z przyjemnością zobaczył, że lady Charlotte jużsiedzi na koniu.Wyglądała na tak onieśmieloną i niepewną, kiedyprzyjmowała jego zaproszenie, że bardzo się obawiał przeprosini odmowy.- O, jest pani wytrawnym jezdzcem - ucieszył się Daniel, kiedypodszedł na tyle blisko, że mógł obejrzeć jej wierzchowca.Był towspaniały biały koń z szarym zadem i gęstą srebrną grzywą, któraspływała mu na grzbiet.- Przyznam, że uwielbiam jezdzić konno - powiedziała.- Nie manic bardziej radosnego niż odgłos końskich kopyt, skrzypienie siodła, zespolenie się konia i jezdzca, którzy tworzą jedność w ruchu.Człowiek czuje radość, czuje, że żyje.Wydaje mi się, że ze wszyst-kich dostępnych nam doznań, jazda konna najbliższa jest latania.Daniela zdumiało uniesienie widoczne w jej głosie i na twarzy.Kiedy wskakiwał na siodło, pomyślał, że bez wątpienia jest coś jesz-cze bardziej radosnego i przyjemnego, kiedy dwoje stanowi jedność -jeśli to mężczyzna i kobieta.Na szczęście miał dość rozumu, by trzymać język za zębami.Szokowanie siostry hrabiego w pierwszym dniu ich znajomości niebyłoby zbyt rozsądne.Chociaż miała już swoje lata, jasne było, żejest niewinną panienką.Ale jeszcze bardziej oczywiste było to, żejest damą.- Ruszamy? - zapytała z beztroskim uśmiechem.Daniel pozwolił koniowi jeszcze chwilkę pobrykać, a potemzgrabnie podjechał tak, aby być obok lady Charlotte.Potem jechaliżwirową alejką i niebawem skręcili na porośnięte trawą wzgórze.- Jest pani gotowa trochę się pościgać? - zapytał, kiedy ukazałasię przed nimi rozległa dolina.- Zwietny pomysł.- Dotknęła piętami boków konia i pogalopo-wała przed siebie.Daniel natychmiast podążył za nią.Mknęli po zmarzniętej murawie, a Daniel z uniesieniem delek-tował się pędem powietrza, który bił go po twarzy i szarpał za włosy.Galopowali łeb w łeb przez otwarte pole, wypłaszając ptaki, a odczasu do czasu i zające.Nagle kapelusz lady Charlotte spadł jej z głowy i odfrunął natrawę.Daniel ściągnął wodze, odwrócił się i truchtem pojechał pozgubiony kapelusz.- To należy chyba do pani.- Podał go z szarmanckim ukłonem.Strzepnęła ziemię z ronda kapelusza i szybko umocowała goz powrotem na głowie.Przekrzywił się na jedną stronę.- Ojej, ale muszę wyglądać - powiedziała zdyszana.- Szczerze mówiąc, wolę, kiedy ma pani kapelusz na bakier.Sprawia pani wrażenie odważnej i niebezpiecznej. Daniel uśmiechnął się szeroko, a lady Charlotte spłonęła ru-mieńcem.Czuł się świetnie.Zwieże powietrze było ożywcze, prze-jażdżka wyśmienita, a towarzystwo sympatyczne.Wcale tego nie uzgadniając, zwolnili tempo i kazali koniom je-chać stępa.Skręcili w dół zbocza, a potem zaczęli wspinać się nanastępny pagórek.Kiedy dotarli do szczytu, zatrzymali się, aby po-dziwiać wspaniały widok, który się stamtąd roztaczał.- Opowie mi pan coś o sobie, panie Tremaine? - zapytała ladyCharlotte.Jej koń schylił głowę i skubał nieliczne zdzbła trawy,które udało mu się znalezć.- Wydaje mi się, że słyszałam, jak ktośmówił, że zajmuje się pan różnego rodzaju interesami.- Z chęcią o nich opowiem, jeśli panią to naprawdę ciekawi, choćniektórzy uznaliby rozmawianie z damą o finansach za wulgarne.Zmarszczyła brwi.- Dlaczego? Z mojego doświadczenia wynika, że damy bardzolubią pieniądze.Daniel spojrzał na nią z rozbawieniem.Nie krygowała się ani nieflirtowała, po prostu wyrażała swoje zdanie.I to takie, z którymw dużym stopniu musiał się zgodzić.- Większość moich przedsiębiorstw znajduje się w Ameryce, aleod powrotu do Anglii rozpocząłem kilka nowych projektów.Naciskała, aby powiedział o tym coś więcej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl