[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Podobno klient byłzachwycony! I to nie tylko projektem.Marcel mi opowiadałco nieco.Gratulacje! Naprawdę inspirujące, wielceinspirujące.- Wielka to może jesteś, ale czy inspirująca? To sprawadyskusyjna.- burknęła Janka, która zdążyła mnieprzyzwyczaić do swojej uszczypliwości.- Przynoszę wam trochę nowych zleceń.- mówiła Ewa,krzątając się między naszymi biurkami.Fabian dopatrywał się w moim projekcie swoichwpływów.Przywołał przykład jakiegoś plakatu z liściemkonopi indyjskich w tle, który kiedyś, jeszcze w czasiestudiów, zaprojektował dla jakiejś kampanii przeciwnarkotykom.- To zielsko w twoim projekcie jest zupełnie podobne domoich konopi! - upierał się, a potem próbował wynegocjowaćtantiemy za korzystanie z jego pomysłu, na którym rzekomosię wzorowałam, ale ja ani myślałam dzielić się z nim moimprywatnym sukcesem.- Wybacz mi, drogi Fabianie, ale nie masz wyłączności nakorzystanie z motywu liścia.Nic ci się nie należy, ale możeszmi zrobić kawę!- Ja też poproszę! - wtrąciła Janka. Ewa nie chciała kawy, bo zwykle pijała ją w czasiespotkań z klientami na mieście w bardzo dużych ilościach.- Nie kawa, tylko do roboty! Hop, hop! Raz, raz! -próbowała nas mobilizować, a z każdym ruchem z jej ciaławydobywała się kolejna nuta nowego zapachu.- Aadnie pachniesz.Co to?Zbliżyła mi swoją szyję do nosa, naruszając tym samymmoją bańkę prywatności.- Cacharel Amor Amor - szepnęła, a potem zniknęła,zostawiając za sobą zapach i całą grubą teczkę zeszczegółowymi specyfikacjami do kolejnego projektu.Po pracy poszłam na zakupy.Nie po to, żeby poprawićsobie nastrój, ale właśnie dlatego, że był on dobry jak nigdy inie zdołałby mi go zepsuć nawet brak mojego rozmiaru napółkach sklepowych.Ekspedientki nigdy nie podchodziły do mnie z pytaniem,czym mogą służyć, i wcale nie rwały się do pomocy.W ogólenigdy nic nie mówiły.Czasem kątem oka spoglądały w mojąstronę i obserwowały, jak przerzucam wieszaki zworkowatymi swetrami i bezpłciowymi T-shirtami.Gdypatrzyłam w ich stronę, szybko odwracały wzrok.Nie chciałyprzypadkiem zobaczyć w moich oczach prośby o pomoc.Potem kontynuowały zwężanie szpilkami sukienek XS, żebyodpowiednio leżały na filigranowych manekinach, a jawychodziłam ze sklepu z pustymi rękami.Większość moich ubrań miała jedną wspólną cechę - byłaśmiertelnie nudna i bezkształtna.Ile można wykombinować wariacji na temat worka nakartofle albo szaty zakonnika? Niewiele.Można bawić siękolorem i fakturą, ale uwierzcie mi - powyżej pewnegorozmiaru manewry w kwestii fasonu robią się mocnoograniczone. Dla kogoś, kto przez lata studiów kształcił swój smak,gust i wyczucie proporcji, ograniczony dostęp do ciekawychstrojów jest mocno frustrujący.Nie oglądałam tego, co mi się podoba.W sklepachwypatrywałam rzeczy, w które potencjalnie mogłam sięzmieścić.Sklep piąty, dziesiąty.Chciałam już się poddać, iść doobuwniczego i kupić sobie na pocieszenie jakąś zgrabną parębutów na zimę.Oczywiście nie kozaków, bo nie ma takiejcholewki, która objęłaby moją masywną łydkę.Cholera! Buty trzeba do czegoś nosić! - pomyślałam,przypominając sobie, że każde moje zakupy kończyły się taksamo.Nagle, gdy przemieszczałam się w górę po ruchomychschodach, ujrzałam z oddali ekspedientkę grubaskę, stojącą zaladą sklepu z odzieżą zupełnie nieznanej mi marki.Początkowo zobaczyłam okrągłą buzię, a potem w miaręposuwania się wyżej pojawiały się kolejne części jej ciała:wypełniony tłuszczem dekolt, grube ramiona i wreszcie obfitybrzuch, który nie pozostawiał cienia wątpliwości, że była tokobieta wagi bardzo ciężkiej.Patrzyłam, jak składa ubrania, pakuje, dziękuje, prosi okartę i życzy miłego dnia.- Pani się odsunie! Ruchy! - zwrócił mi uwagę jakiśchłopak, który usiłował zejść z ruchomych schodów, a ja,gapa, stałam na ich szczycie i czekałam nie wiadomo na co.Może na dzień, w którym w centrach handlowych pojawiąsię ruchome chodniki, żeby klienci w ogóle nie musieli sięruszać?- Przepraszam pana! Zagapiłam się! - powiedziałam,usuwając się z drogi.- Ruch ci, babo, nie zaszkodzi.- rzucił, omijając mnieszerokim łukiem. Cały czas nie spuszczałam oczu z uśmiechniętej grubaski.Na głowie miała ekscentryczne blond afro, a na ustachfuksjowy błyszczyk.Spod brązowej bluzki wystawałkoronkowy turkusowy stanik, a jej szyję owijały sznuryplastikowych koralików.Im byłam bliżej, tym więcejdostrzegałam detali.Na prawym ramieniu miała wytatuowanedwa motyle, a może kwiaty? Nie byłam pewna, więcpodeszłam jeszcze bliżej.- W czym mogę pomóc? - spytała, patrząc na mnie tak,jakby nie miała cienia wątpliwości, że jest w stanie mi pomóc.- Szukam.Czego ja właściwie szukam? - myślałam, przeczesującwzrokiem półki sklepowe.- Szukam.czegokolwiek! - wyjąkałam, a onauśmiechnęła się ze zrozumieniem.Stałam półnaga w przymierzalni, a korpulentnaekspedientka donosiła mi przeróżne rzeczy, które przetestowała na sobie" i wiedziała, że dobrze leżą, jeśli siępod nie włoży odpowiednią bieliznę.Podsunęła mi pod nosdwa staniki w rozmiarze, który oceniła na oko.- Za ciasny! - krzyknęłam po pierwszej nieudanej próbiewciśnięcia swoich piersi w zaproponowany przez niąbiustonosz.- Niemożliwe! Ja się nie mylę! - Z impetem wparowałado mojej przymierzalni.Objęła mnie obiema rękami i napinając do granicwytrzymałości elastyczny materiał biustonosza, dopięła mniena dwie ostatnie haftki.- Jak już mówiłam, ja się nie mylę! - Uśmiechnęła sięszeroko, ukazując, niby przypadkiem, kolczyk w języku.- Przepraszam panią! - odezwała się jakaś niecierpliwachudzina, która usilnie potrzebowała pomocy jedynejekspedientki w sklepie, zajętej właśnie ubieraniem mnie w bieliznę.- Szukam takiej sukienki jak ta, tylko w rozmiarzetrzydzieści sześć! Albo nawet mniejszym.- Nie ma! Wszystkie już dawno wykupione! Proponujęzmienić rozmiar ciała albo przychodzić zaraz po tym, jakprzywożą nową kolekcję, bo trzydzieści sześć schodzi napniu! - wykrzyknęła zziajana grubaska, zmęczona dopinaniemmojego stanika.Chwilę pózniej zreflektowała się, że każdej klientcenależy się uprzejme traktowanie, więc obiecała sprawdzić nazapleczu, czy nie zawieruszył się jeszcze jeden model wpożądanym przez chudzinę rozmiarze [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl