[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.".Cofnąłemsię i wróciłem do naszego hotelu.Pies szedł za mną przez parę minut, a potem zniknął.Dwa dni pózniej długo płakałem w łóżku, zanim zasnąłem.Po paru miesiącachpowtórzyło się to jeszcze raz. Przenieśliśmy się do Paryża.Zamieszkaliśmy w hotelu, ponieważ nasze mieszkaniebyło jeszcze remontowane, ale drugiego dnia odwiedził nas pewien francuski malarz zżoną, Kanadyjką.Philippe i Sharon byli przyjaciółmi naszyciy przyjaciół i wpadli tylko zkurtuazyjną wizytą, lecz szybko się okazało, że oni i moi rodzice zapłonęli do siebie takwielką, szczerą i spontaniczną sympatią, iż nowi znajomi zaprosili nas do siebie, arodzice przyjęli zaproszenie z prawdziwą radością.Dwa dni pózniej, wczesnym wieczorem, rozległ się dzwonek i na progu domu Sharoni Philippe stanął obcy człowiek, obraz nędzy i rozpaczy - spięty, zmęczony, zażenowany,ledwo żywy ze zdenerwowania.Gość przedstawił się nie po francusku, ale po angielsku,który Philippe słabo rozumiał: był przyjacielem jakichś znajomych z Niemiec, którzy dalimu paryski adres Philippe'a.Podał mu kartkę, na której zapisana była informacja.Jąkając się i zacinając, co zdradzało człowieka nienawykłego do proszenia o pomoc,poprosił o pomoc, którą Philippe bez chwili wahania mu zapewnił i zaprosił go do środka.Podsunął obcemu wygodny fotel i zaproponował kieliszek wina.Okazało się, żenieznajomy jest Czechem, prawnikiem, że jego brat został zabity w okolicznościach,których nie mogłem zrozumieć, i że razem z rodziną uciekł z Czechosłowacji,zostawiając tam wszystko, co posiadali, i całe dawne życie.Powiedział, że czują sięzagubieni i nie wiedzą, co robić, ponieważ.Ponieważ czują się zagubieni i nie wiedzą,co robić, powtórzył.I siedział tak przed nami, zagubiony i drżący.Wszystko, co można było zewnętrznie zrobić, aby uspokoić i uszczęśliwić rozedrganewnętrze, zostało zrobione.Podczas gdy Philippe, mój ojciec i Czech, Pavel, pojechali pojego żonę i córkę, które czekały w kawiarni, Sharon i moja matka nakryły do stołu,przygotowały coś do jedzenia, otworzyły dwie butelki czerwonego wina i posłały łóżka.Myślę dziś, że w rzeczywistości weszła do domu wyczerpana i nieszczęśliwa,trzymając się jak najbliżej matki, ubrana w nieco brudną białą sukienkę zjaskrawoczerwo-nym i fioletowym haftem, z włosami zaplecionymi w rozwiązujący sięfrancuski warkocz, lecz w moich oczach była cudownie pięknym, zaskakująco uroczymzjawiskiem.Nie słyszałem ani przeprosin i podziękowań, które Eva wygłaszała wmarnym francuskim, ani powtarzanych przez Pavla angielskich zwrotów, ani zapewnieńPhilippe'a, że goście nie potrzebują przepraszać i dziękować.Cała moja uwaga skupionabyła na Marisie, która rozglądała się dookoła i rozprostowywała ramiona w przyjemnymcieple.Nie wiem, czy byłem dla niej częścią tego ciepła, ale spoj-rżała na mnie,odwróciła wzrok i znowu zerknęła na mnie, tym razem z uśmiechem.Mięśnie mojej klatkipiersiowej napięły się gwałtownie.Emanowało z niej słoneczne światło.Miała gęste, kręcone jasne włosy, skórę kolorumiodu, bardzo ciemne oczy i twarz tak przejrzystą i otwartą, że wiele lat pózniej, kiedyrazem z Titem podróżowałem po Himalajach i przy nagłej zmianie kierunku wiatru, wzapierającej dech w piersiach eksplozji jasności widzieliśmy szczyt Nanga Parbat zewszystkimi, nawet najbardziej mikroskopijnymi szczegółami jego masywnego zarysu,pierwszym słowem, jedynym, jakie pojawiało się na moich wargach, było jej dawnozapomniane imię.Była moją rówieśnicą, miała osiem lat i, na tyle, na ile umiałem towtedy rozpoznać, nie mówiła żadnym znanym ludzkości językiem, poza esperantonaszych imion [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl