[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czuję ukłucie rozczarowania.- To tylko rendez - vous.- Szczerzy zęby, a potem wgryza się wkanapkę.W czwartek kipię z niecierpliwości.Jestem umówiona z Charliemw holu apartamentowca o ósmej, więc wychodzę z redakcji wcześniejw nadziei, że uspokoję się pod gorącym prysznicem i nad schłodzonąlampką wina.- Wychodzisz już? - burczy Ed, przyłapawszy mnie przy tylnymwyjściu.- Yyy.tak.Yyy.mam wywiad do tego artykułu, o którym cimówiłam - odpowiadam, czując, że pocą mi się ręce.Rzucam okiemna zegarek.- Oj, muszę pędzić.Do jutra.- Ruszam do wind, nieoglądając się za siebie.W pogrążonym w ciszy mieszkaniu zrzucam buty i biegnę dołazienki, gdzie odkręcam prysznic i chwilę odczekuję na ciepłą wodę.W sypialni otwieram szafę i przeglądam ubrania, żałując, że nie mogęzadzwonić do Julii.Każda kobieta potrzebuje doradcy do spraw mody.Moim zawsze była Julia.Dzięki wspólnej pracy znała moje ciuchylepiej ode mnie i jej mądra rada pozwoliła mi osiągnąć pierwszysukces publicystyczny (plisowana spódnica, baleriny, sznur pereł).Zerkam na zegarek, ale jest wciąż zbyt wcześnie, żeby zadzwonićdo Nowego Jorku.Wciskam się w ulubione dżinsy, krzywiąc się, gdypas wrzyna mi się w brzuch - muszę skończyć z tłustymi jiachangcai -grzebię w szafie i wyciągam pożegnalny prezent od Julii: eleganckąbluzkę z szyfonu z marszczonymi rękawami, które łopoczą, kiedy sięporuszam.Włożenie jej jest równoznaczne z osobistą aprobatą przyjaciółki.Z uśmiechem suszę włosy, aż nabierają połysku, nakładam błyszczyk,wzuwam złote sandałki i zamykam drzwi.Cała ta mitręga sprawiła, że jestem spózniona.Charlie czeka przyskrzynkach na listy i kiedy do niego podchodzę, czuję, że wszyscy wholu na nas patrzą.Macham im - ponuremu odzwiernemu, chudejpryszczatej dziewczynie w recepcji, matronie w pralni chemicznej -ale ciekawość wszystkich pozostaje niezmienna.Czuję, że ich wzrokwbija mi się w plecy, kiedy Charlie nachyla się i kurtuazyjnie całujemnie w oba policzki.- Cieszę się, że znów cię widzę - mówi, a jego spojrzenie jest takciepłe, że prawie zapominam o zdenerwowaniu. - Dziękuję.- Odwzajemniam uśmiech i z pewnym zakłopotaniemzauważam, że ma na sobie ciemny garnitur, białą koszulę i czerwonykrawat.- Przepraszam, ale chyba ubrałam się nie dość elegancko -tłumaczę się, czując, że wyglądam niepoważnie.- To ja powinienem przeprosić.Chciałem się przebrać, ale niemiałem czasu.- Chcesz skoczyć na górę? Poczekam na ciebie.- Nie trzeba.Wytrzymam jeszcze parę godzin w tym smokingu.Owiewa nas suche powietrze letniego wieczoru i Charlie przywołujetaksówkę.- Większość życia spędzasz w garniturze? - pytam, kiedy jużwsiedliśmy, a Charlie podał kierowcy adres.- Tak.Czasami czuję, że powinienem także w nim spać.Ktośmógłby zaprojektować serię garniturów dwudziestoczterogodzinnych.- Trzeba by je było uszyć z niegniotących się materiałów -zauważam z nerwowym śmiechem.Mruży lekko oczy.Przez chwilę jest cicho i już się martwię, żespotkanie będzie sztywne, ale potem Charlie zaczyna pytać mnie opismo, a ja opowiadam mu o humorach Eda, naszych redakcyjnych rodzinnych" lanczach i o dzwiękach, jakie wydaje z siebie naszcenzor, Tang Laoshi, gdy przeczyta coś niewłaściwego.- Robi się czerwony jak burak, zaczyna kiwać palcem ipowtarzać dżu dżu dżu dżu!".To okropne, bo z jednej strony wkurzanas, że robi nam problemy, a z drugiej boimy się, że dostanie zawału.- Muszę to wypróbować, kiedy ministerstwo sprawzagranicznych powie mi coś, czego nie będę chciał słyszeć.Czu czuczu!- Bardziej tak z głębi, z gardła.Dżu dżu dżu.Taksówkarz rzucanam pełne dezaprobaty spojrzenie, które trwa tyle co czerwoneświatło.- Laowai - mruczy, a potem włącza radio.Cudzoziemcy.Charlie rzuca mi spojrzenie i oboje tłumimy śmiech.Uśmiechasię, a ja myślę sobie, że pomimo całej ogłady chyba też byłzdenerwowany.Proste drewniane drzwi restauracji nie zapowiadająromantycznego wnętrza, ale kiedy się uchylają, widzimy bogatepomieszczenie, tajemnicze i półmroczne.Pokonujemy kilka stopni,przesuwam palcami po wyłożonych aksamitem ścianach.Na górze wrogu cicho gra trio jazzowe, dwuosobowe stoliczki rozstawione sądość luzno, a całe wnętrze emanuje pełną nadziei atmosferą, którąmoże wytworzyć tylko światło świec.Patrzę na Charliego akurat w chwili, gdy na jego czole pojawiasię zmarszczka zatroskania.- Aał! - mówi.- Nie wiedziałem, że tu jest tak.- Romantycznie? - Poruszam brwiami w nadziei, że dostrzeże wtym ironiczny żart [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Czuję ukłucie rozczarowania.- To tylko rendez - vous.- Szczerzy zęby, a potem wgryza się wkanapkę.W czwartek kipię z niecierpliwości.Jestem umówiona z Charliemw holu apartamentowca o ósmej, więc wychodzę z redakcji wcześniejw nadziei, że uspokoję się pod gorącym prysznicem i nad schłodzonąlampką wina.- Wychodzisz już? - burczy Ed, przyłapawszy mnie przy tylnymwyjściu.- Yyy.tak.Yyy.mam wywiad do tego artykułu, o którym cimówiłam - odpowiadam, czując, że pocą mi się ręce.Rzucam okiemna zegarek.- Oj, muszę pędzić.Do jutra.- Ruszam do wind, nieoglądając się za siebie.W pogrążonym w ciszy mieszkaniu zrzucam buty i biegnę dołazienki, gdzie odkręcam prysznic i chwilę odczekuję na ciepłą wodę.W sypialni otwieram szafę i przeglądam ubrania, żałując, że nie mogęzadzwonić do Julii.Każda kobieta potrzebuje doradcy do spraw mody.Moim zawsze była Julia.Dzięki wspólnej pracy znała moje ciuchylepiej ode mnie i jej mądra rada pozwoliła mi osiągnąć pierwszysukces publicystyczny (plisowana spódnica, baleriny, sznur pereł).Zerkam na zegarek, ale jest wciąż zbyt wcześnie, żeby zadzwonićdo Nowego Jorku.Wciskam się w ulubione dżinsy, krzywiąc się, gdypas wrzyna mi się w brzuch - muszę skończyć z tłustymi jiachangcai -grzebię w szafie i wyciągam pożegnalny prezent od Julii: eleganckąbluzkę z szyfonu z marszczonymi rękawami, które łopoczą, kiedy sięporuszam.Włożenie jej jest równoznaczne z osobistą aprobatą przyjaciółki.Z uśmiechem suszę włosy, aż nabierają połysku, nakładam błyszczyk,wzuwam złote sandałki i zamykam drzwi.Cała ta mitręga sprawiła, że jestem spózniona.Charlie czeka przyskrzynkach na listy i kiedy do niego podchodzę, czuję, że wszyscy wholu na nas patrzą.Macham im - ponuremu odzwiernemu, chudejpryszczatej dziewczynie w recepcji, matronie w pralni chemicznej -ale ciekawość wszystkich pozostaje niezmienna.Czuję, że ich wzrokwbija mi się w plecy, kiedy Charlie nachyla się i kurtuazyjnie całujemnie w oba policzki.- Cieszę się, że znów cię widzę - mówi, a jego spojrzenie jest takciepłe, że prawie zapominam o zdenerwowaniu. - Dziękuję.- Odwzajemniam uśmiech i z pewnym zakłopotaniemzauważam, że ma na sobie ciemny garnitur, białą koszulę i czerwonykrawat.- Przepraszam, ale chyba ubrałam się nie dość elegancko -tłumaczę się, czując, że wyglądam niepoważnie.- To ja powinienem przeprosić.Chciałem się przebrać, ale niemiałem czasu.- Chcesz skoczyć na górę? Poczekam na ciebie.- Nie trzeba.Wytrzymam jeszcze parę godzin w tym smokingu.Owiewa nas suche powietrze letniego wieczoru i Charlie przywołujetaksówkę.- Większość życia spędzasz w garniturze? - pytam, kiedy jużwsiedliśmy, a Charlie podał kierowcy adres.- Tak.Czasami czuję, że powinienem także w nim spać.Ktośmógłby zaprojektować serię garniturów dwudziestoczterogodzinnych.- Trzeba by je było uszyć z niegniotących się materiałów -zauważam z nerwowym śmiechem.Mruży lekko oczy.Przez chwilę jest cicho i już się martwię, żespotkanie będzie sztywne, ale potem Charlie zaczyna pytać mnie opismo, a ja opowiadam mu o humorach Eda, naszych redakcyjnych rodzinnych" lanczach i o dzwiękach, jakie wydaje z siebie naszcenzor, Tang Laoshi, gdy przeczyta coś niewłaściwego.- Robi się czerwony jak burak, zaczyna kiwać palcem ipowtarzać dżu dżu dżu dżu!".To okropne, bo z jednej strony wkurzanas, że robi nam problemy, a z drugiej boimy się, że dostanie zawału.- Muszę to wypróbować, kiedy ministerstwo sprawzagranicznych powie mi coś, czego nie będę chciał słyszeć.Czu czuczu!- Bardziej tak z głębi, z gardła.Dżu dżu dżu.Taksówkarz rzucanam pełne dezaprobaty spojrzenie, które trwa tyle co czerwoneświatło.- Laowai - mruczy, a potem włącza radio.Cudzoziemcy.Charlie rzuca mi spojrzenie i oboje tłumimy śmiech.Uśmiechasię, a ja myślę sobie, że pomimo całej ogłady chyba też byłzdenerwowany.Proste drewniane drzwi restauracji nie zapowiadająromantycznego wnętrza, ale kiedy się uchylają, widzimy bogatepomieszczenie, tajemnicze i półmroczne.Pokonujemy kilka stopni,przesuwam palcami po wyłożonych aksamitem ścianach.Na górze wrogu cicho gra trio jazzowe, dwuosobowe stoliczki rozstawione sądość luzno, a całe wnętrze emanuje pełną nadziei atmosferą, którąmoże wytworzyć tylko światło świec.Patrzę na Charliego akurat w chwili, gdy na jego czole pojawiasię zmarszczka zatroskania.- Aał! - mówi.- Nie wiedziałem, że tu jest tak.- Romantycznie? - Poruszam brwiami w nadziei, że dostrzeże wtym ironiczny żart [ Pobierz całość w formacie PDF ]