[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pies pędził w ich stronę.Uniósł wysoko ogon i machał nim radośnie.Na widokJeannette przyspieszył.O'Brien zatrzymał go ostrym gwizdem.Rozdarty, jak zwykle, między chęciami apotrzebą słuchania człowieka, Witruwiusz stanął, trzęsąc się z podniecenia, ze ślepiamiutkwionymi w Jeannette.- Czy masz w tym koszyku jakieś mięso? - zapytał O'Brien.- Ma pan na myśli mój posiłek?- Tak.- Kucharz zapakował chyba pieczonego kurczaka, ale.- Wystarczy, noga kurczaka powinna go zainteresować na tyle, \eby zrezygnował zpieszczot.Pieszczot? Ogromne psisko miało pewnie jak najlepsze intencje, ale \adnychwzględów dla stroju damy.Przera\ona, \e kolejna suknia lada moment będzie się nadawałado wyrzucenia, sięgnęła do koszyka i wyciągnęła udko. - Proszę.- Poło\yła mięso na wyciągniętej dłoni O'Briena.Pies poczuł zapach jedzeniai zmarszczył nos, jeszcze mocniej machając ogonem.- Siedz - rozkazał O'Brien.Witruwiusz pozostał na miejscu, a O'Brien oderwałkawałek mięsa od kości i mu podał.- Dobry piesek.Grzeczny.Oderwawszy resztę mięsa, O'Brien rzucił je pupilowi.Witruwiusz pochłonął je dwomakłapnięciami, wywalając potem jęzor ze szczęścia.O'Brien podszedł do niej.- To powinno załatwić sprawę.Myślę, \e twoim spódnicom nic ju\ nie grozi.- Oblizałpalce.- Smaczne.- Schylił się, badając zawartość koszyka.- Wygląda na to, \e kucharzMerriweatherów nie \ałował jedzenia.Nie mogę sobie wyobrazić, \eby taka delikatnadziewczyna mogła to wszystko zjeść.- Odło\ył kość na talerz.- Nie masz nic przeciwkotemu, \ebym się poczęstował?Zanim odpowiedziała, wgryzł się w mięso z widoczną przyjemnością.- Och, proszę się częstować - zachęciła go ironicznie.Przełknął i się uśmiechnął, apotem, ku jej zdumieniu, wyjął następny kawałek.- Dziękuję, to pyszne.- Jest pan odra\ający.Mrugnął okiem.- Być mo\e, ale sama wiesz, \e ci się to podoba.Patrzyła na niego zdziwiona.- Có\ - powiedział - czas na mnie.Dziękuję za przemiłe towarzystwo i poczęstunek.To była prawdziwa uczta.- Z kpiącym błyskiem w \ywych, niebieskich oczach, uśmiechnąłsię lekko i ruszył w drogę szybkim krokiem.Gwizdnął ostro i pies pobiegł za nim.Ze skrzy\owanymi ramionami Jeannette obserwowała ich, dopóki nie zniknęli zawzgórzem.Podoba mi się jego odra\ające zachowanie? Rzeczywiście, parsknęła, kręcąc głową.Co za bzdura!Ale sięgając do koszyka po kawałek kurczaka dla siebie, zastanawiała się, czy nie miałprzypadkiem racji. 8To te\ zabierz i bądz cicho  szepnęła Jeannette.Ledwie widziała słu\ącą wciemności.- To bardzo cię\kie, milady.- Wiem, ale skoro przeniosłyśmy inne, mo\emy przenieść i to.Pospieszmy się, zanimnas przyłapią.Jeannette zerknęła na boki, sprawdzając, czy nikt ich nie obserwuje.Nigdy niewiadomo, czy jakiś lokaj nie postanowi za\yć nocnej przechadzki i przy okazji nie zobaczyczegoś, co nie jest przeznaczone dla jego oczu.- Chodz za mną.- Zgarbione pod cię\arem, przeszły przez trawnik.Ka\da niosładrewnianą skrzynkę.- To ju\ prawie tutaj! - sapnęła, chcąc dodać odwagi Betsy.Wreszcie dotarły na miejsce i rzuciły skrzynki na ziemię.- Nie było tak zle, prawda? - oznajmiła z udaną wesołością.Betsy milczała dłu\sząchwilę.- Jacob nie przyszedłby tu z panią w środku nocy.- Nie mówiłam, \eby nie wspominać przy mnie imienia tej osoby? Ale masz rację, niemogłabym zaufać Jacobowi.Ale tobie mogę zaufać, prawda, Betsy?- Tak, milady.- Dziewczyna uśmiechnęła się w mroku.- W porządku.No, to teraz skończmy, co zaczęłyśmy.- Czy jaśnie pani jest pewna, \e powinnyśmy to zrobić?- Oczywiście, \e jestem pewna - odparła Jeannette, tłumiąc wszelkie wątpliwości.O'Brien będzie wściekły jak kogut, któremu wyrwano pióra z ogona.Ale jego ludzie zapewneucieszą się z tego.Doprawdy, robiła im wspaniały prezent.- No, dalej.Uwijały się prawie godzinę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl