[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kiedy zdążyłeś to wszystko kupić?-Bailey, pełna podniecenia, przesunęła dłonią po eleganckiej, skórzanej torebce.- To sprawa strategii i planowania.Wiedziałem, czego potrzebujesz, a poza tym nikt mi nie przeszkadzał.Bailey zajrzała do firmowej torby ze sklepu z bielizną.Błysnął czarny jedwab.Niecierpliwym gestem wyjęła skąpą, przybraną koronkami koszulkę.- Przecież musisz w czymś spać - odpowiedział na jej pytające spojrzenie Cade.- To była wyprzedaż.Rozdawali to niemalza darmo.Może nie wiedziała, kim jest, ale była pewna, że potrafiodróżnić zwykłą piżamę od seksownego, nocnego negliżu.Odłożyła jedwab do torby.Sięgnęła głębiej i natrafiła na woreczekpełen kolorowych kamieni.- Ach, jakie śliczne!- Natknąłem się na sklepik z minerałami, więc kupiłem citrochę.- Zahamował i odwrócił się, by móc lepiej obserwowaćBailey.- Wybrałem takie, które mi się spodobały.Te gładkieto.Jak się nazywają?- To oszlifowane kamienie - mruknęła, dotykając ich delikatnie koniuszkiem palca.- Krwawnik, cytryn, sodalit, jaspis,- Zarumieniona z radości, rozwijała kolejne bibułki.- Turma-lin, różowy turmalin - widzisz te różowe i zielone żyłki? A to86 * ZAGINIONA GWIAZDAprześliczny odłamek fluorytu.To jeden z moich ulubionych kamieni.Ja.- Bailey urwała i przycisnęła palce do skroni.Cade sięgnął po pierwszy z brzegu kamyk.- A co to jest?- Aleksandryt.To chryzoberyl, z gatunku kamieni przezroczystych.W zależności od światła zmienia barwę.O, widzisz,teraz, w dziennym świetle, jest niebieskozielony, ale o zmrokubędzie fioletowy.- Bailey ze zdumieniem stwierdziła, że wszystkie te wiadomości same cisną się jej na usta.- To kamieńo wielu zastosowaniach, rzadki i drogi.Został tak nazwany nacześć cara Aleksandra I.- Dobrze już, dobrze, odpocznij, rozluznij się.- Cade skręcił nagle w szeroką, wysadzaną drzewami ulicę.- Widzę, żedoskonale znasz się na kamieniach.- Chyba tak.- Widać też, że sprawia ci to przyjemność - dorzucił, patrząc, jak z rozjaśnioną twarzą ogląda kamienie, które dla niejwybrał.- Powiem ci, że mnie to przeraża.Ten natłok informacjiw mojej głowie.Zajechali przed dom i zatrzymali się na podjezdzie.Cadezwrócił się do Bailey:- Czujesz się na siłach, żeby dziś jeszcze trochę popracować?Doskonale wiedziała, że może powiedzieć nie".Wtedywprowadziłby ją do tego domu, w którym czuła się taka bezpieczna.Mogłaby pójść na górę i zamknąć się w swojej przytulnejsypialni, gdzie nie musiałaby stawiać czoła niczemu - próczwłasnego tchórzostwa.- Tak, tak - powiedziała szybko, a potem z głębokim westchnieniem dodała: - Muszę.ZAGINIONA GWIAZDA * 87- To dobrze.- Cade chwycił ją za rękę i mocno uścisnął.- Zaczekaj tu.Pójdę po diament.Firma Westlake Jewelers mieściła się w okazałym, starymbudynku o granitowych kolumnach i wysokich oknach, przysłoniętych aksamitnymi portierami.Nie było to miejsce, w którymmożna by się targować.Jedynym znakiem rozpoznawczym byładyskretna i elegancka mosiężna tabliczka przy łukowatych,frontowych drzwiach.Cade zajechał od tyłu.- Szykują się do zamknięcia na cały weekend - wyjaśnił.- O ile znam Muffy, kazała Ronaldowi zaczekać.Raczej niebędzie zachwycony moją obecnością, więc.O, tak, to jegowóz.- Cade zaparkował obok szarego mercedesa.- Tylko minie popsuj zabawy, dobrze?- Jakiej zabawy? - Bailey zmarszczyła brwi, bo nagle zaczął wrzucać do jej nowej torebki kupione kamienie.- O co cichodzi?- Przecież musiałem coś wymyślić, żeby nas przyjęli i wpuścili do swojej pracowni.- Otworzył przed nią drzwi.- Chodzze mną i nic nie mów.Wysiadła z samochodu i poszła za nim do wejścia.- Może jednak byłoby lepiej, gdybym wiedziała, o cochodzi.- Bądz spokojna.- Cade nacisnął dzwonek.- Zobaczysz, żedam sobie radę.Bailey poprawiła na ramieniu torebkę, która zrobiła się bardzo ciężka.- Jeżeli okłamałeś swoją rodzinę, powinnam chyba.- Urwała, ponieważ właśnie otworzyły się ciężkie, żelazne drzwi.88 * ZAGINIONA GWIAZDA- Witaj, Cade.- Ronald Westlake skinął głową bez u-śmiechu.Bailey pomyślała, że Cade ma rację.To nie był człowiekszczęśliwy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.- Kiedy zdążyłeś to wszystko kupić?-Bailey, pełna podniecenia, przesunęła dłonią po eleganckiej, skórzanej torebce.- To sprawa strategii i planowania.Wiedziałem, czego potrzebujesz, a poza tym nikt mi nie przeszkadzał.Bailey zajrzała do firmowej torby ze sklepu z bielizną.Błysnął czarny jedwab.Niecierpliwym gestem wyjęła skąpą, przybraną koronkami koszulkę.- Przecież musisz w czymś spać - odpowiedział na jej pytające spojrzenie Cade.- To była wyprzedaż.Rozdawali to niemalza darmo.Może nie wiedziała, kim jest, ale była pewna, że potrafiodróżnić zwykłą piżamę od seksownego, nocnego negliżu.Odłożyła jedwab do torby.Sięgnęła głębiej i natrafiła na woreczekpełen kolorowych kamieni.- Ach, jakie śliczne!- Natknąłem się na sklepik z minerałami, więc kupiłem citrochę.- Zahamował i odwrócił się, by móc lepiej obserwowaćBailey.- Wybrałem takie, które mi się spodobały.Te gładkieto.Jak się nazywają?- To oszlifowane kamienie - mruknęła, dotykając ich delikatnie koniuszkiem palca.- Krwawnik, cytryn, sodalit, jaspis,- Zarumieniona z radości, rozwijała kolejne bibułki.- Turma-lin, różowy turmalin - widzisz te różowe i zielone żyłki? A to86 * ZAGINIONA GWIAZDAprześliczny odłamek fluorytu.To jeden z moich ulubionych kamieni.Ja.- Bailey urwała i przycisnęła palce do skroni.Cade sięgnął po pierwszy z brzegu kamyk.- A co to jest?- Aleksandryt.To chryzoberyl, z gatunku kamieni przezroczystych.W zależności od światła zmienia barwę.O, widzisz,teraz, w dziennym świetle, jest niebieskozielony, ale o zmrokubędzie fioletowy.- Bailey ze zdumieniem stwierdziła, że wszystkie te wiadomości same cisną się jej na usta.- To kamieńo wielu zastosowaniach, rzadki i drogi.Został tak nazwany nacześć cara Aleksandra I.- Dobrze już, dobrze, odpocznij, rozluznij się.- Cade skręcił nagle w szeroką, wysadzaną drzewami ulicę.- Widzę, żedoskonale znasz się na kamieniach.- Chyba tak.- Widać też, że sprawia ci to przyjemność - dorzucił, patrząc, jak z rozjaśnioną twarzą ogląda kamienie, które dla niejwybrał.- Powiem ci, że mnie to przeraża.Ten natłok informacjiw mojej głowie.Zajechali przed dom i zatrzymali się na podjezdzie.Cadezwrócił się do Bailey:- Czujesz się na siłach, żeby dziś jeszcze trochę popracować?Doskonale wiedziała, że może powiedzieć nie".Wtedywprowadziłby ją do tego domu, w którym czuła się taka bezpieczna.Mogłaby pójść na górę i zamknąć się w swojej przytulnejsypialni, gdzie nie musiałaby stawiać czoła niczemu - próczwłasnego tchórzostwa.- Tak, tak - powiedziała szybko, a potem z głębokim westchnieniem dodała: - Muszę.ZAGINIONA GWIAZDA * 87- To dobrze.- Cade chwycił ją za rękę i mocno uścisnął.- Zaczekaj tu.Pójdę po diament.Firma Westlake Jewelers mieściła się w okazałym, starymbudynku o granitowych kolumnach i wysokich oknach, przysłoniętych aksamitnymi portierami.Nie było to miejsce, w którymmożna by się targować.Jedynym znakiem rozpoznawczym byładyskretna i elegancka mosiężna tabliczka przy łukowatych,frontowych drzwiach.Cade zajechał od tyłu.- Szykują się do zamknięcia na cały weekend - wyjaśnił.- O ile znam Muffy, kazała Ronaldowi zaczekać.Raczej niebędzie zachwycony moją obecnością, więc.O, tak, to jegowóz.- Cade zaparkował obok szarego mercedesa.- Tylko minie popsuj zabawy, dobrze?- Jakiej zabawy? - Bailey zmarszczyła brwi, bo nagle zaczął wrzucać do jej nowej torebki kupione kamienie.- O co cichodzi?- Przecież musiałem coś wymyślić, żeby nas przyjęli i wpuścili do swojej pracowni.- Otworzył przed nią drzwi.- Chodzze mną i nic nie mów.Wysiadła z samochodu i poszła za nim do wejścia.- Może jednak byłoby lepiej, gdybym wiedziała, o cochodzi.- Bądz spokojna.- Cade nacisnął dzwonek.- Zobaczysz, żedam sobie radę.Bailey poprawiła na ramieniu torebkę, która zrobiła się bardzo ciężka.- Jeżeli okłamałeś swoją rodzinę, powinnam chyba.- Urwała, ponieważ właśnie otworzyły się ciężkie, żelazne drzwi.88 * ZAGINIONA GWIAZDA- Witaj, Cade.- Ronald Westlake skinął głową bez u-śmiechu.Bailey pomyślała, że Cade ma rację.To nie był człowiekszczęśliwy [ Pobierz całość w formacie PDF ]