[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.PoczuÅ‚a ukÅ‚ucie w sercu- za niego i za Eve.-Nikt nie wchodziÅ‚ do Å›rodka - zapewniÅ‚a ich Hannah.-Projekt obejmowaÅ‚ renowacjÄ™ zewnÄ™trznÄ….MyÅ›laÅ‚am, żebÄ™dziecie zadowoleni.-MogliÅ›cie spytać - burknęła Eve, ale po pierwszym szoku Ijej niechęć z chwili na chwilÄ™ sÅ‚abÅ‚a.Tak, dom wyglÄ…daÅ‚ fantastycznie - w caÅ‚ej przywróconej mudawnej wiktoriaÅ„skiej chwale, zadbany i zdrowy.Dopieroteraz Claire uÅ›wiadomiÅ‚a sobie z caÅ‚Ä… mocÄ…, jak maÅ‚o dbali oSwoje miejsce zamieszkania.ale w koÅ„cu mieli przecież in-ne priorytety, jak choćby zostanie przy życiu.Poza tym,żadne z nich nie byÅ‚o entuzjastycznie nastawione do pracdomowych.-Po prostu wejdzmy - zaproponowaÅ‚ Shane.- Ej, Hannah?Powiedz Å›witowcom, żeby nie oddawali nam wiÄ™cejprzysÅ‚ug.Nie chcÄ™ być ich dÅ‚użnikiem.Hannah nie skomentowaÅ‚a tego stwierdzenia.OtwarÅ‚a tylkotylne drzwi radiowozu, przez które wysypali siÄ™ na zewnÄ…trz -Mimie, za nim Eve i na koÅ„cu Claire.WejÅ›cie po schodkach na ganek dostarczaÅ‚o Claire nowychdoznaÅ„.ZakrÄ™ciÅ‚o jej siÄ™ w gÅ‚owie od zapachu Å›wieżej farby,mieszajÄ…cego siÄ™ w ciepÅ‚ym, pustynnym powietrzu z woniÄ…Å›wieżo skoszonej trawy i roÅ›lin doniczkowych.Teraz chyba bÄ™dziemy musieli zacząć podlewać pieprzonytrawnik - burczaÅ‚ Shane, szukajÄ…c kluczy.- Dużo Å‚atwiej byÅ‚ogo utrzymać, kiedy byÅ‚ badziewny.Uważajcie na farbÄ™ nadrzwiach, na pewno jest jeszcze mokra.Kiedy Claire jako ostatnia przestÄ…piÅ‚a próg, poczuÅ‚arozchodzÄ…ce siÄ™ po caÅ‚ym ciele ciarki.moc domubudzÄ…cego siÄ™ z uÅ›pienia, ożywajÄ…cego, witajÄ…cego ich.OdbieraÅ‚a to jak Å›wieży powiewchÅ‚odnego powietrza, a zarazem miaÅ‚a niesamowitepoczucie, że jakieÅ› dÅ‚onie gÅ‚aszczÄ… jÄ… po wÅ‚osach.Zamknęładrzwi, dwukrotnie przekrÄ™cajÄ…c zasuwÄ™ - mocnozakorzeniony nawyk mieszkaÅ„ca Morganville - i oparÅ‚szy siÄ™o nie plecami, wzięła gÅ‚Ä™boki wdech.WewnÄ…trz dom wciąż pachniaÅ‚ znajomo, starym drewnem,kurzem i papierem - nie byÅ‚ to zapach czystoÅ›ci, ale byÅ‚dobry.Zciany w Å›rodku potrzebowaÅ‚y malowania tak samo,jak wczeÅ›niej te zewnÄ™trzne - byÅ‚y pomazane, odrapane ipowgniatane od bezlitosnego użytkowania.%7Å‚adne z nichczworga nie miaÅ‚o zapaÅ‚u do codziennego sprzÄ…tania, wiÄ™ckiedy Claire zajrzaÅ‚a do bocznego saloniku, zobaczyÅ‚a, żeblat owalnego stolika do kawy - który pojawiÅ‚ siÄ™ stosunkowoniedawno, po tym, jak poÅ‚owa ich mebli ulegÅ‚a destrukcjipodczas walki - pokryty Jest warstwÄ… kurzu.StarawiktoriaÅ„ska sofa byÅ‚a tak samo zapadniÄ™ta i wysÅ‚użona jakzawsze.Shane i Eve poszli już dalej korytarzem, Shane dopokoju dziennego z dużo nowoczeÅ›niejszÄ…, wyÅ›cielanÄ…kanapÄ…, a kroki Eve w podkutych butach sÅ‚ychać byÅ‚o naschodach prowadzÄ… cych do ich pokoi na górze.ClairezrobiÅ‚a kilka kroków i przy*« stanęła.Zamknęła oczy, czujÄ…c,jak przenika jÄ… to szczególne ciepÅ‚o ogarniajÄ…cego jÄ…spokoju.ByÅ‚a u siebie.MiaÅ‚a poczucie, jakby sam dom mówiÅ‚ do niej: Tu jest twojemiejsce.PrzypomniaÅ‚a sobie, jak stÄ…d wyjeżdżaÅ‚a w podróż,na swój niedÅ‚ugi pobyt na MIT, w ciemnoÅ›ciach przedÅ›witznoszÄ…c na dół walizki i starajÄ…c siÄ™ nie obudzić pozostaÅ‚ych,żeby nie wiedzieli, że wyjeżdża.PrzypomniaÅ‚a sobie uczucie ekscytacji, niepokoju, tÄ™sknoty,strachu, bólu.i to, jak bardzo byÅ‚a zdruzgotana.Wróciwszy tu, czuÅ‚a, że zdrowieje.CzuÅ‚a, że postÄ…piÅ‚a sÅ‚usznie.-Claire?OtworzyÅ‚a oczy.Shane staÅ‚ na koÅ„cu korytarza, jego ciemneoczy patrzyÅ‚y na niÄ… z troskÄ….UÅ›miechnęła siÄ™ do niego ispo- strzegÅ‚a, że nie jest już tak spiÄ™ty.-Jestem w domu - powiedziaÅ‚a, podchodzÄ…c do niego.OtoczyÅ‚y jÄ… silne, ciepÅ‚e ramiona.- Jestem w domu, Shane.JesteÅ›my w domu.-No.- Powoli wypuÅ›ciÅ‚ powietrze.- W domu.Ale tu nie I jesttak samo jak byÅ‚o, kiedy wyjeżdżaliÅ›my, prawda?-Chodzi ci o dom czy o Morganville?-O jedno i drugie.-Tu siÄ™ wydaje tak samo.-NiezupeÅ‚nie - powiedziaÅ‚.- Nie bez Michaela.Co do tego miaÅ‚ racjÄ™.Eve nie chciaÅ‚a jeść, ale Shane znalazÅ‚ w kuchni dość pro-duktów, żeby sklecić posiÅ‚ek zÅ‚ożony ze spaghetti i sosu miÄ™-snego, chociaż ten sos miÄ™sny smakowaÅ‚ podejrzaniepodobnie do chili.Puszkowanego chili na dodatek.Evemechanicznie wkÅ‚adaÅ‚a makaron widelcem do ust,przeżuwaÅ‚a i poÅ‚ykaÅ‚a zadaniem Claire to byÅ‚o wszystko,czego mieli prawo od niej oczekiwać w tym momencie.OczymiaÅ‚a zapadniÄ™te, wyglÄ…daÅ‚a wyczerpanÄ… i wypranÄ… zewszystkiego.Shane próbowaÅ‚ zadawać jej różne pytania, na którenormalnie usÅ‚yszaÅ‚by ciÄ™tÄ… odpowiedz w jej stylu, terazjednak albo je IgnorowaÅ‚a, albo odpowiadaÅ‚a wzruszeniemramion, ażw koÅ„cu odÅ‚ożyÅ‚ widelec i powiedziaÅ‚:Dobra, Eve, no wiÄ™c jaki masz plan? Siedzieć tu i wy- glÄ…daćna smutnÄ… i zdoÅ‚owanÄ…, aż komuÅ› zrobi siÄ™ żal twoichzranionych uczuć i sam z siebie odda Michaela?Pieprz siÄ™ - odpowiedziaÅ‚a.ZabrzmiaÅ‚o to mechanicznie, alew gÅ‚Ä™bi jej oczu zapÅ‚onÄ…Å‚ ogieÅ„, który rozpalaÅ‚ siÄ™ corazbardziej.- Poważnie, czÅ‚owieku, pieprz siÄ™.Jak ty Å›miesz?- A jak ty Å›miesz? - odpaliÅ‚.- Bo Eve, jakÄ… znam, niesiedziaÅ‚aby tu jak żywa reklama terapii. PoproÅ› swojegolekarza o depresje, lek, dziÄ™ki któremu bÄ™dziesz miećwszystko gdzieÅ›.MyÅ›lisz, że mam wszystko gdzieÅ›? - Eve zerwaÅ‚a siÄ™ naglez zaciÅ›niÄ™tymi pięściami, a Claire pomyÅ›laÅ‚a, że naprawdÄ™może siÄ™ zaraz na niego rzucić przez stół.Policzki jej pÅ‚onęłyi trzÄ™sÅ‚a siÄ™ w furii.- Jak możesz nawet tak pomyÅ›leć,palancie? A w ogóle, In ty wyszedÅ‚eÅ›! Może gdybyÅ› pomógÅ‚mi tam wrócić.-Gdybym tam zostaÅ‚, zrobiÅ‚bym takÄ… zadymÄ™, że pozabi-jaliby nas wszystkich i dobrze o tym wiesz - stwierdziÅ‚ Shanestanowczo.Eve gwaÅ‚townie zaczerpnęła tchu, żeby mu odszczeknąć,ule nie zrobiÅ‚a tego.Powoli wypuÅ›ciÅ‚a powietrze,przyglÄ…dajÄ…c mu siÄ™ przez dÅ‚uższÄ… chwilÄ™.-Co jest z tobÄ… nie tak, do wszystkich diabłów? - spytaÅ‚a.-Nie wiem.Claire widziaÅ‚a, że kÅ‚amie i widziaÅ‚a, że Eve także to widzi.Obie wymieniÅ‚y szybkie, potwierdzajÄ…ce spojrzenia.Jegouwaga skupiona byÅ‚a na Eve, wiÄ™c Claire szybko siÄ™gnęła dojego rÄ™kii podciÄ…gnęła rÄ™kaw dżinsowej kurtki.To byÅ‚a ta rÄ™ka, którÄ…wczeÅ›niej caÅ‚y czas masowaÅ‚.Widoczna na niej byÅ‚a jaskrawoczerwona szrama pougryzieniu.Zagojona, ale w stanie zapalnym, jakby wdaÅ‚osiÄ™ zakażenie.-Co to jest? -Shane wyszarpnÄ…Å‚ rÄ™kÄ™ i patrzÄ…c spode Å‚ba, obciÄ…gnÄ…Å‚ rÄ™kaw-Nic.-W to miejsce ugryzÅ‚ go ten dziwny pies - powiedziaÅ‚a! Eve.-PamiÄ™tam.To byÅ‚o tej nocy, kiedy wyjechaÅ‚aÅ›.On nic byÅ‚normaÅ‚ny, co? JakiÅ› odmieniec, zwampirzaÅ‚y pies.-To nie byÅ‚ pies wampir.-SkÄ…d wiesz?-Bo wiem.Bo gdyby to byÅ‚ pies, którego wampiry nasÅ‚aÅ‚y,żeby gryzÅ‚ ludzi, to ja nie miaÅ‚bym teraz ochoty zabijać wam-pirów, prawda? - wyrzuciÅ‚ z siebie.ByÅ‚ blady i roztrzÄ™siony.Widelec, który wziÄ…Å‚ do rÄ™ki, zastukaÅ‚ o talerz, wiÄ™c znów goodÅ‚ożyÅ‚.- SÅ‚uchajcie, robiÅ‚em, co mogÅ‚em, żeby nie rzucić siÄ™na nich, kiedy wracaliÅ›my z Cambridge.Nie byÅ‚em nawet wstanie usiedzieć dÅ‚użej koÅ‚o Mikeya w furgonetce, żeby nienaszÅ‚a mnie chęć.zaatakowania go [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.PoczuÅ‚a ukÅ‚ucie w sercu- za niego i za Eve.-Nikt nie wchodziÅ‚ do Å›rodka - zapewniÅ‚a ich Hannah.-Projekt obejmowaÅ‚ renowacjÄ™ zewnÄ™trznÄ….MyÅ›laÅ‚am, żebÄ™dziecie zadowoleni.-MogliÅ›cie spytać - burknęła Eve, ale po pierwszym szoku Ijej niechęć z chwili na chwilÄ™ sÅ‚abÅ‚a.Tak, dom wyglÄ…daÅ‚ fantastycznie - w caÅ‚ej przywróconej mudawnej wiktoriaÅ„skiej chwale, zadbany i zdrowy.Dopieroteraz Claire uÅ›wiadomiÅ‚a sobie z caÅ‚Ä… mocÄ…, jak maÅ‚o dbali oSwoje miejsce zamieszkania.ale w koÅ„cu mieli przecież in-ne priorytety, jak choćby zostanie przy życiu.Poza tym,żadne z nich nie byÅ‚o entuzjastycznie nastawione do pracdomowych.-Po prostu wejdzmy - zaproponowaÅ‚ Shane.- Ej, Hannah?Powiedz Å›witowcom, żeby nie oddawali nam wiÄ™cejprzysÅ‚ug.Nie chcÄ™ być ich dÅ‚użnikiem.Hannah nie skomentowaÅ‚a tego stwierdzenia.OtwarÅ‚a tylkotylne drzwi radiowozu, przez które wysypali siÄ™ na zewnÄ…trz -Mimie, za nim Eve i na koÅ„cu Claire.WejÅ›cie po schodkach na ganek dostarczaÅ‚o Claire nowychdoznaÅ„.ZakrÄ™ciÅ‚o jej siÄ™ w gÅ‚owie od zapachu Å›wieżej farby,mieszajÄ…cego siÄ™ w ciepÅ‚ym, pustynnym powietrzu z woniÄ…Å›wieżo skoszonej trawy i roÅ›lin doniczkowych.Teraz chyba bÄ™dziemy musieli zacząć podlewać pieprzonytrawnik - burczaÅ‚ Shane, szukajÄ…c kluczy.- Dużo Å‚atwiej byÅ‚ogo utrzymać, kiedy byÅ‚ badziewny.Uważajcie na farbÄ™ nadrzwiach, na pewno jest jeszcze mokra.Kiedy Claire jako ostatnia przestÄ…piÅ‚a próg, poczuÅ‚arozchodzÄ…ce siÄ™ po caÅ‚ym ciele ciarki.moc domubudzÄ…cego siÄ™ z uÅ›pienia, ożywajÄ…cego, witajÄ…cego ich.OdbieraÅ‚a to jak Å›wieży powiewchÅ‚odnego powietrza, a zarazem miaÅ‚a niesamowitepoczucie, że jakieÅ› dÅ‚onie gÅ‚aszczÄ… jÄ… po wÅ‚osach.Zamknęładrzwi, dwukrotnie przekrÄ™cajÄ…c zasuwÄ™ - mocnozakorzeniony nawyk mieszkaÅ„ca Morganville - i oparÅ‚szy siÄ™o nie plecami, wzięła gÅ‚Ä™boki wdech.WewnÄ…trz dom wciąż pachniaÅ‚ znajomo, starym drewnem,kurzem i papierem - nie byÅ‚ to zapach czystoÅ›ci, ale byÅ‚dobry.Zciany w Å›rodku potrzebowaÅ‚y malowania tak samo,jak wczeÅ›niej te zewnÄ™trzne - byÅ‚y pomazane, odrapane ipowgniatane od bezlitosnego użytkowania.%7Å‚adne z nichczworga nie miaÅ‚o zapaÅ‚u do codziennego sprzÄ…tania, wiÄ™ckiedy Claire zajrzaÅ‚a do bocznego saloniku, zobaczyÅ‚a, żeblat owalnego stolika do kawy - który pojawiÅ‚ siÄ™ stosunkowoniedawno, po tym, jak poÅ‚owa ich mebli ulegÅ‚a destrukcjipodczas walki - pokryty Jest warstwÄ… kurzu.StarawiktoriaÅ„ska sofa byÅ‚a tak samo zapadniÄ™ta i wysÅ‚użona jakzawsze.Shane i Eve poszli już dalej korytarzem, Shane dopokoju dziennego z dużo nowoczeÅ›niejszÄ…, wyÅ›cielanÄ…kanapÄ…, a kroki Eve w podkutych butach sÅ‚ychać byÅ‚o naschodach prowadzÄ… cych do ich pokoi na górze.ClairezrobiÅ‚a kilka kroków i przy*« stanęła.Zamknęła oczy, czujÄ…c,jak przenika jÄ… to szczególne ciepÅ‚o ogarniajÄ…cego jÄ…spokoju.ByÅ‚a u siebie.MiaÅ‚a poczucie, jakby sam dom mówiÅ‚ do niej: Tu jest twojemiejsce.PrzypomniaÅ‚a sobie, jak stÄ…d wyjeżdżaÅ‚a w podróż,na swój niedÅ‚ugi pobyt na MIT, w ciemnoÅ›ciach przedÅ›witznoszÄ…c na dół walizki i starajÄ…c siÄ™ nie obudzić pozostaÅ‚ych,żeby nie wiedzieli, że wyjeżdża.PrzypomniaÅ‚a sobie uczucie ekscytacji, niepokoju, tÄ™sknoty,strachu, bólu.i to, jak bardzo byÅ‚a zdruzgotana.Wróciwszy tu, czuÅ‚a, że zdrowieje.CzuÅ‚a, że postÄ…piÅ‚a sÅ‚usznie.-Claire?OtworzyÅ‚a oczy.Shane staÅ‚ na koÅ„cu korytarza, jego ciemneoczy patrzyÅ‚y na niÄ… z troskÄ….UÅ›miechnęła siÄ™ do niego ispo- strzegÅ‚a, że nie jest już tak spiÄ™ty.-Jestem w domu - powiedziaÅ‚a, podchodzÄ…c do niego.OtoczyÅ‚y jÄ… silne, ciepÅ‚e ramiona.- Jestem w domu, Shane.JesteÅ›my w domu.-No.- Powoli wypuÅ›ciÅ‚ powietrze.- W domu.Ale tu nie I jesttak samo jak byÅ‚o, kiedy wyjeżdżaliÅ›my, prawda?-Chodzi ci o dom czy o Morganville?-O jedno i drugie.-Tu siÄ™ wydaje tak samo.-NiezupeÅ‚nie - powiedziaÅ‚.- Nie bez Michaela.Co do tego miaÅ‚ racjÄ™.Eve nie chciaÅ‚a jeść, ale Shane znalazÅ‚ w kuchni dość pro-duktów, żeby sklecić posiÅ‚ek zÅ‚ożony ze spaghetti i sosu miÄ™-snego, chociaż ten sos miÄ™sny smakowaÅ‚ podejrzaniepodobnie do chili.Puszkowanego chili na dodatek.Evemechanicznie wkÅ‚adaÅ‚a makaron widelcem do ust,przeżuwaÅ‚a i poÅ‚ykaÅ‚a zadaniem Claire to byÅ‚o wszystko,czego mieli prawo od niej oczekiwać w tym momencie.OczymiaÅ‚a zapadniÄ™te, wyglÄ…daÅ‚a wyczerpanÄ… i wypranÄ… zewszystkiego.Shane próbowaÅ‚ zadawać jej różne pytania, na którenormalnie usÅ‚yszaÅ‚by ciÄ™tÄ… odpowiedz w jej stylu, terazjednak albo je IgnorowaÅ‚a, albo odpowiadaÅ‚a wzruszeniemramion, ażw koÅ„cu odÅ‚ożyÅ‚ widelec i powiedziaÅ‚:Dobra, Eve, no wiÄ™c jaki masz plan? Siedzieć tu i wy- glÄ…daćna smutnÄ… i zdoÅ‚owanÄ…, aż komuÅ› zrobi siÄ™ żal twoichzranionych uczuć i sam z siebie odda Michaela?Pieprz siÄ™ - odpowiedziaÅ‚a.ZabrzmiaÅ‚o to mechanicznie, alew gÅ‚Ä™bi jej oczu zapÅ‚onÄ…Å‚ ogieÅ„, który rozpalaÅ‚ siÄ™ corazbardziej.- Poważnie, czÅ‚owieku, pieprz siÄ™.Jak ty Å›miesz?- A jak ty Å›miesz? - odpaliÅ‚.- Bo Eve, jakÄ… znam, niesiedziaÅ‚aby tu jak żywa reklama terapii. PoproÅ› swojegolekarza o depresje, lek, dziÄ™ki któremu bÄ™dziesz miećwszystko gdzieÅ›.MyÅ›lisz, że mam wszystko gdzieÅ›? - Eve zerwaÅ‚a siÄ™ naglez zaciÅ›niÄ™tymi pięściami, a Claire pomyÅ›laÅ‚a, że naprawdÄ™może siÄ™ zaraz na niego rzucić przez stół.Policzki jej pÅ‚onęłyi trzÄ™sÅ‚a siÄ™ w furii.- Jak możesz nawet tak pomyÅ›leć,palancie? A w ogóle, In ty wyszedÅ‚eÅ›! Może gdybyÅ› pomógÅ‚mi tam wrócić.-Gdybym tam zostaÅ‚, zrobiÅ‚bym takÄ… zadymÄ™, że pozabi-jaliby nas wszystkich i dobrze o tym wiesz - stwierdziÅ‚ Shanestanowczo.Eve gwaÅ‚townie zaczerpnęła tchu, żeby mu odszczeknąć,ule nie zrobiÅ‚a tego.Powoli wypuÅ›ciÅ‚a powietrze,przyglÄ…dajÄ…c mu siÄ™ przez dÅ‚uższÄ… chwilÄ™.-Co jest z tobÄ… nie tak, do wszystkich diabłów? - spytaÅ‚a.-Nie wiem.Claire widziaÅ‚a, że kÅ‚amie i widziaÅ‚a, że Eve także to widzi.Obie wymieniÅ‚y szybkie, potwierdzajÄ…ce spojrzenia.Jegouwaga skupiona byÅ‚a na Eve, wiÄ™c Claire szybko siÄ™gnęła dojego rÄ™kii podciÄ…gnęła rÄ™kaw dżinsowej kurtki.To byÅ‚a ta rÄ™ka, którÄ…wczeÅ›niej caÅ‚y czas masowaÅ‚.Widoczna na niej byÅ‚a jaskrawoczerwona szrama pougryzieniu.Zagojona, ale w stanie zapalnym, jakby wdaÅ‚osiÄ™ zakażenie.-Co to jest? -Shane wyszarpnÄ…Å‚ rÄ™kÄ™ i patrzÄ…c spode Å‚ba, obciÄ…gnÄ…Å‚ rÄ™kaw-Nic.-W to miejsce ugryzÅ‚ go ten dziwny pies - powiedziaÅ‚a! Eve.-PamiÄ™tam.To byÅ‚o tej nocy, kiedy wyjechaÅ‚aÅ›.On nic byÅ‚normaÅ‚ny, co? JakiÅ› odmieniec, zwampirzaÅ‚y pies.-To nie byÅ‚ pies wampir.-SkÄ…d wiesz?-Bo wiem.Bo gdyby to byÅ‚ pies, którego wampiry nasÅ‚aÅ‚y,żeby gryzÅ‚ ludzi, to ja nie miaÅ‚bym teraz ochoty zabijać wam-pirów, prawda? - wyrzuciÅ‚ z siebie.ByÅ‚ blady i roztrzÄ™siony.Widelec, który wziÄ…Å‚ do rÄ™ki, zastukaÅ‚ o talerz, wiÄ™c znów goodÅ‚ożyÅ‚.- SÅ‚uchajcie, robiÅ‚em, co mogÅ‚em, żeby nie rzucić siÄ™na nich, kiedy wracaliÅ›my z Cambridge.Nie byÅ‚em nawet wstanie usiedzieć dÅ‚użej koÅ‚o Mikeya w furgonetce, żeby nienaszÅ‚a mnie chęć.zaatakowania go [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]