[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak.Dyktuję lekturę (Pauza).[.] Proszę dobrze zanotować, \eby pózniej na egzaminietowarzysz czy.(Kokieteryjnie) towarzyszka, oczywiście, nie tłumaczyli się, \e tego nieznają, a tamtego nie przeczytali, co zresztą w praktyce, jak wiemy, na jedno wychodzi - nieznać i nie przeczytać.(Odkrywczo).No bo jasne, towarzysze, \e musi wyjść na jedno.Inaczejbyć nie mo\e.[.] Plechanow Przyczynek do zagadnienia rozwoju monistycznegopojmowania dziejów.Nie obowiązuje.Zbyt trudne.Rozbie\ności w naszych poglądach, co?Czy były rozbie\ności? Ale\ oczywiście, \e były.Musimy to sobie, towarzysze, śmiałopowiedzieć! To te rozbie\ności wezmiemy sobie od stroniczki pierwszej do piątej, tak.Terozbie\ności, tak.Dalej.Krótki kurs historii WKP(b).Dziś, jak ju\ wiemy, KPZR.Przemiany, prawda.A więc WKP(b) rozdział pierwszy.Mo\liwe, \e niektórzy zetknęli sięju\ z tą ksią\ką.Co, jak wygląda? Taki średni format, w szarej okładce.Aatwo dostępna wka\dej bibliotece.Idziemy naprzód.Historia WKP(b), ale ju\ rozdział drugi, towarzysze!Pierwszych pięć stronic.Hm.Tak (Pauza).Klasycy marksizmu, syntetycznie rzecz biorąc,Lenin i Stalin, bo Marks i Engels, jak ju\ wiemy z poprzednich moich wykładów, nie moglirozprawić się z legalnym marksizmem, poniewa\ nie było ich w Rosji w tym okresie, azresztą, (Odkrywczo) jak słusznie stwierdza program, ju\ nie \yli, prawda, ju\ nie \yli.awięc jasnąjest rzeczą, \e Lenin i Stalin wiele miejsca poświęcali powy\szej sprawie, cytujędosłownie.(Czyta z ksią\ki bez słów, na niemo, tylko gestykulując) koniec cytatu.Znamienne te słowa były pierwszym właściwie krokiem w kierunku, cytuję.(Cytat naniemo).Idzmy dalej.Narzuca się jasno wniosek ze stroniczki piątej, cytuję.(Niemo).który zresztą wypływa ze stroniczki drugiej, cytuję.(Niemo).\e sprawa jest oczywista,cytuję.(Niemo).na stroniczce siódmej.Koniec cytatu. To cytowanie było jakimś echem śpiewania na niemo arii basowych przez Józka Nowaka,chocia\ pisząc ten monolog, nie w pełni zdawałem sobie z tego sprawę.Najbli\sze zebraniebyło u mnie w domu.Pani Kazia Zalewska przygotowała kanapki i herbatę i zasiedliśmy doobrad.Po chwili rozmowy z niewinnąminą oznajmiłem Witkowi, \e napisałem taki tekst, jakiegosię domagał, i \e na pewno mój monolog nie jest bzdetem ani humorkiem w stylumieszczańskiej warszawki.- To świetnie.Bardzo się cieszę! - zaciągnął się papierosem i wzniósł fili\ankę jak kielich w toaście.- Zatem czytaj, mój drogi.Słucham cię.- Ciekawe, co ten nasz słodki Jarunio wysma\ył! - zachichotał AndrzejPiotrowski i z wy\szością zadarł głowę, gotów do słuchania.- Monolog nazwałem Konferansjer - powiedziałem.- A dlaczego, to sięprzekonacie.- I wolno zacząłem czytać.W paru miejscach odezwały się śmiechy, najgłośniejsze Markusza, po czym przy słowie kurtyna" zapadła cisza.Wszyscy patrzyli na mnie i nikt się nie odzywał.Po chwili,czerwony z wra\enia Markusz odezwał się pierwszy:- No, to przypierdoliłeś, w kółko golony.Strach słuchać.Ale śmieszne.Bezsprzecznie.I nowe.- Yyhuum! - potaknął Andrzej Drawicz i zadumał się.- Nowe, ale tabu.Niestety.A szkoda - westchnął Piotrowski, głęboko zaciągając się papierosem.- Prywatnie oczywiście mo\emy się z tego śmiać, ale nascenie nikt nam tego nie puści.I inaczej być nie mo\e! Khhh! - zachichotał.110- Sprytnie podrobiłeś styl Stalina.Bardzo sprytnie.Widać, \e klasyków maszw małym palcu, Jaruniu! - Klepnął mnie protekcjonalnie.- Abstrahując od treści, koledzy, teatralność tego monologu jest fajna.Aktorma co do zagrania.Czy znacie tę ksią\eczkę? Krótki kurs historii WKP(b)?Aiich! - Markusz kwiknął ze śmiechu.- Gdyby nam ten tekst puścili, to salaformalnie zeszczałaby się ze śmiechu.Strzeliłeś w dziesiątkę.- W tym Jarek jest mistrz.Jak coś walnie, to sam się zdziwi.Nie jest tak, stary?! Jak wtedy do Strumffa?! Musiałem cię kopać pod stołem! Strzeliłeś przedtym balem.To był numer! - Andrzej Jarecki ze śmiechu złapał się za nos.- Jedno mo\na rzec o tym monologu, panowie - podjął powa\nie MarekLusztig - \e takiego tekstu nie było!-I nie będzie.Mo\esz sobie tylko pomarzyć - pocieszył go Piotrowski.- Wcale nie jest powiedziane, towarzysze - włączył się Witek Dąbrowski, którydotąd milczał.- Nie przesądzałbym sprawy, mój Piotrze - wolno cedził, wgnia-tając w popielniczkę kolejnego peta.Była ich cała góra.Wszędzie le\ały niedopałki.Tylko ja z Drawiczem nie paliliśmy, a reszta kumpli kopciła jak smoki.Kiedy pokój zmienił się w wędzarnię, ku mej zgrozie, do akcji wkroczyła mama.- Trudno, chłopcy! Mo\ecie mnie nazwać czarownicą, ale muszę wamwywietrzyć pokój, bo nie da się oddychać! Siekiera wisi w powietrzu.Fuj!- Odgoniła dym ręką i na oście\ otworzyła okno.Jako pedantka, nie znosiła nieładu.Pokój przypominał poczekalnię dworcową.Większośćsiedziała na podłodze oparta o ścianę.Wszędzie walały się talerzyki i fili\anki z niedopitąherbatą.- Zrobię wam jeszcze kanapek.Bo widzę, \e poszły - rzekła pojednawczo.- Przepraszam, \e was tak gnębię, ale to dla waszego dobra [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl