[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Brzegi jeziora oraz pełne kraczących kruków ruiny utonęły we mgle.I żaden z tychkruków nie nazywał się Nevermore, a na oddalającym się brzegu nie pojawili się jezdzcy.Okręt sunął samotnie Dragoriną, rozganiając kłęby mgły, cała załoga prócz sternikasiedziała przy burtach z kuszami w ręku, a on szedł naprzód bez wioseł, rozcinając wodędziobem i ciągnąc za sobą bulgocący kilwater.Płynęli przynajmniej trzy razy szybciej niżorzący rzekę konwój przed nimi, ale mieli do tamtych całą noc straty i nie było czegowypatrywać przed dziobem prócz kolejnych meandrów rzeki.Drakkainen stał w zamkniętej kajucie z twarzą wbitą w maskę i niestrudzenieprzepatrywał okolicę.Robił tak od wielu godzin i zauważył, że co jakiś czas traci spójność,obraz ziemi mknącej tam, w dole, zaczyna mu się zamazywać, po czym rozpadał się zfuknięciem w kłąb czarnego dymu i lądował z powrotem na deskach pokładu, trzymając siękutych skrzydeł, na uginających się i drżących nogach.Gasił pospiesznie pragnienie, po czymznów wciskał twarz w śmierdzącą potem, przemoczoną irchę i rozwijał widmowe skrzydła.Po prostu wyrwała mu twarz z maski.Szarpnęła Drakkainena za ramiona, a jegowidmo w jednej chwili szybujące nad lasem rozpadło się w obłok.Zatoczył się i chwyciłwręgi, żeby nie upaść.- Co ty robisz.? - wybełkotał.I wtedy zobaczył twarz Sylfany: bladą jak płótno, z oczami szklącymi się od łez.- Na pokład.Zobacz.- wyjąkała.Skoczył w górę, przeskakując po kilka stopni, z sercem zamienionym w lód.Widziałto już oczyma duszy.Tak wyraznie, jakby oglądał to już sto razy.Odrąbane głowy nawłóczniach.Pięć - rzędem, na samym brzegu rzeki.Grunaldi.Spalle.Warfnir.Głóg.Jesion.Półprzymknięte powieki, zmętniałe oczy, uchylone usta, krwawe kikuty szyi nadziane na grot.Wypadł na pokład i rzucił się do relingu. Zobaczył ciemnoołowianą wodę, kłęby mgły, ledwo majaczące zarysy brzegu iwiszącą w tej mgle samotną skałę sterczącą nad rzeką.A na szczycie sylwetkę siedzącego człowieka.Człowieka z wędką.Popłynęli bliżej, pojawiły się zarysy iglastych drzew rosnących na brzegu, skałazgęstniała i okazała się nachylonym kształtem wspinającym się trzy metry nad wodę, amężczyzna zwinął linkę w ręku, zaklął na widok pustego haczyka, odciął go jednym ruchem iowinąwszy w szmatkę, schował do kieszeni, a potem wstał, poprawiając swoją skórzanąmyckę z okutym brzegiem, i kiedy minęła go wilcza stewa, chwycił wantę i zeskoczyłzwinnie na pokład.- Chętnie zabrałbym się za morza, do miasta, gdzie wychodki są z kamienia - oznajmiłGrunaldi.- Możecie stanąć kawałek dalej, przy zwalonym pniu, i wyłożyć trap na brzeg?Drakkainen milczał osłupiały.Na głowie wilka z dziobu usiadł kruk i wydałtryumfalny odgłos, jakby sucha gałąz skrzypiała pod ciężarem sznura.- Odcięli nam drogę - wyjaśnił Ostatnie Słowo.- Wyłazili zewsząd i gnali nadTrakerinę, jakby tam stanął darmowy zamtuz.Musieliśmy przeczekać, a jak przelezli, samizgubiliśmy się w tej zawszonej mgle, dopiero ten ptak nas wyprowadził.Wiedzieliśmy, że doZiemi Ognia już nie zdążymy, więc poszliśmy na skróty.Przeczekaliśmy konwój, bo siębaliśmy tych w białych kaftanach, co noszą cebry na głowach i palą wszystko, co tylkozobaczą.- A skąd miałeś pewność, że ognisty okręt nie będzie szedł na końcu?- Wiedziałem, że to ty będziesz ostatni.Rufowa kotwica plusnęła w wodę, lina napięła się ze skrzypieniem, hamując okręt,opadł trap.Czterech Nocnych Wędrowców wyjechało spomiędzy drzew prosto na pokład,dudniąc kopytami, ostatni prowadził luznego wierzchowca.Wciągnięto trap.- Spiorę cię, jak to odeśpię - wycedził Drakkainen.- Pewnie dopiero w Ogrodzie.W rzeczywistości spał tylko dwadzieścia jeden godzin.Kiedy wyszedł na pokład, jego okręt minął już %7łmijowe Gardło, potem ujście rzeki izatokę, gdzie znienacka wypłynął z mgły wprost w oślepiające słońce, granatowe nieboMidgaardu i na pełne morze pokryte rzędami wydętych żagli z symbolem drzewa w kręgu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl