[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. To niewa\ne. Wa\ne, wa\ne. Uśmiechnęła się. Jesteś bardzo dwornym kłamcą.Oszołomiony Kenmuir z trudem znajdował odpowiednie słowa: Pani, cieszę się, je\eli ci dopomogłem, a je\eli wyrządziłem ci krzywdę, to uwierz mi, \enie było to moim zamiarem, i.Wystarczy mi, \e ci słu\yłem.Sam nie wiedział, czy mówi to, co myśli. Mnie nie wystarczy odparła.Wyciągnęła ku niemu rękę. Podejdz, mo\e uda mi się choćw niewielkim stopniu wypełnić dane ci przyrzeczenie.Ze zdumieniem zobaczył, \e stoi przed nim istota tak samo samotna i wra\liwa, jak ka\dyinny człowiek.Wiał łagodny wietrzyk.Aleka odpłynęła kilka kilometrów od zatoki Niihau na silnikachi dopiero wtedy postawiła maszt i \agle.Aódka zaczęła unosić się bezszelestnie na niewielkichfalach z lśniącego błękitu i zieleni, przetykanych białą koronką piany.Szemrały między sobąi uderzały w kadłub.Od czasu do czasu na chwilę tworzył się grzywacz białej piany.Słońcechyliło się ku zachodowi.Promienie ogrzewały wodę.Na pokładzie było jednak chłodno.Nadgłowami szybowała fregata.Kenmuir siedział na ławce w kokpicie obok drzwi kabiny, naprzeciw Aleki, która trzymałaster.Miała na sobie jedynie czapkę i tunikę bez rękawów.Lśniła skóra koloru brązu.Na czołospadł niesforny kosmyk włosów.Kenmuir siedział zamyślony, zbierając się na odwagę.Odwróciła wzrok od morza, popatrzyła na niego i cichym głosem wypowiedziała pierwszechyba słowa od momentu, gdy podnieśli kotwicę: Zmieniłeś się, Ian. Zdawało mu się, \e dostrzegł na jej ustach blady uśmiech. Ty chyba te\ odparował. Zresztą nic dziwnego, po tym, co przeszłaś.Przypomniał sobie wszystkie te zdarzenia: ucieczkę w kosmosie, wysłanie wiadomości,wielki powrót, rakietę i sofotekta, którego niechętnie dopuściła do Kestrel.Nie był niemiły,mówiła Kenmuirowi; zabrał ją na swój pokład i zawiózł na Ziemię, do Venatora, który jąprzesłuchał i puścił wolno.Nie groziło jej \adne fizyczne niebezpieczeństwo, ale mę\czyznawolał nie myśleć, jak mogła się czuć w pustce, otoczona przez maszyny. Miałam nadzieję, \e wrócisz zaraz po mnie oznajmiła.Mimo \e nie wyczuł w jej głosie\adnego wyrzutu, odruchowo się skulił. Przepraszam.Miałem ręce pełne roboty. Tłumaczył to ju\ przedtem, podczas krótkiejrozmowy telefonicznej, i dzisiaj po swoim przyjezdzie. Opowiem ci szczegóły, na ile będępotrafił uło\yć je sobie w głowie.Zresztą zdawało mi się, \e najpierw będziesz chciała trochęodpocząć.W swojej krainie i na swoim morzu, pośród swego ludu i morskich stworzeń.W duchu zastanawiał się, czy właśnie po to zaproponowała wspólny rejs po morzu.Moglibyspokojnie znalezć jakiś zaciszny kąt na stałym lądzie.Ale jej miejsce było tutaj.A mo\e chciała, \eby w tych nowych warunkach wreszcie stanowczo się określił i \ebyrozwiązał mu się język?Teraz faktycznie się uśmiechnęła, dość jeszcze niepewnie.-.Ach, bueno, lawa, mamy to ju\ za sobą.Mo\emy cieszyć się z wiadomości, \e my, Lahui,dostaniemy nowy kraj.Na początek.Na to nie miał odpowiedzi.Przyglądała mu się przez chwilę, by powiedzieć łagodnie jak sam wiatr: Nie? Nie.Por favor, nie chcę, \ebyś mnie zle zrozumiał.Nie obwiniam cię o nic.Niebłagam. Wiem. Napotkał jej wzrok. Coś się stało. Tylko we mnie. Zasługiwała na szczerość. Lecę na Prozerpinę oznajmił. Tego się.obawiałam. Niepotrzebnie. To on ją prosił.Pochylił się i ujął jej rękę. Słuchaj.Tak będzie najlepiej.Jesteś młoda, musisz stworzyć własny świat.Ja jestem stary i. Moglibyśmy spróbować. śebyś straciła kawał \ycia? Nie. Nie udawaj altruisty. Nie opuszczał jej spokój. To poni\ej twojej godności.Wracasz doLilisaire. Zabrała rękę. Próbuję być realistą i wybrać najlepszą mo\liwość.Fale kołysały sennie.W górze fregatawypatrywała \eru. Nie jest to dla mnie stuprocentowa niespodzianka stwierdziła Aleka. He kanake ponooe.Jesteś dobrym człowiekiem, uczciwym.Potrafisz dotrzymać tajemnicy, ale nie masz talentudo kłamstwa. Spojrzała ku widnokręgowi. Mną się nie martw, poradzę sobie.Wiedział.Szkoda by jej było \ycia na cokolwiek innego.Niemniej jednak.Roześmiał się w duchu, suchym śmiechem starego człowieka.Spodziewałsię, \e kobieta zareaguje namiętnie, \e być mo\e uda jej się zachęcić go do pozostania.Zresztąmo\e ją równie\ dręczyły wątpliwości.Nie, najprawdopodobniej widziała wszystko jaśnieji słuszniej ni\ on.Powinien czuć ulgę, a nie zawód.Ale był tylko człowiekiem.Zaskoczyła go jej troska. Ale ty! Przemyślałeś swój krok? Bardzo mo\liwe, \e będziesz jedynym Terraninem.Ziemianinem, jedynym ze swej rasy \yjącym w ciemności wśród skał i gwiazd. Taki jest kosmos, Aleko. Jej słowa dodały mu odwagi.Siedziała zamyślona, gładząc ster,wreszcie powiedziała: Rozumiem.On zawsze cię przyzywał i stanie się twoją ostatnia drogą.Uniósł i opuścił ramiona, rozkładając ręce. To irracjonalne.Zgoda.Ale to my, Lunarianie i wszyscy ci, którzy będą im towarzyszyć,o\ywimy Prozerpinę.Cokolwiek miałoby to oznaczać za gigalata.Na tym mu szczególnie nie zale\ało; jakoczłowiek śmiertelny i rozumny, nie mógł myśleć inaczej.Zresztą w jakiś tam sposób będziesłu\ył Matce Demeter, której nigdy nie pozna, tym sposobem nadając własnemu \yciutranscendentny sens.Była to myśl warta więcej ni\ jego małpia pró\ność.Teraumysł się z nim zgadzał.Kenmuirnie wiedział, czy cyberkosmos zechce ukryć przed Centaurianami fakt wędrówki na Prozerpinę.Przychodziło mu do głowy kilka wybiegów słu\ących takiemu celowi.Teraumysł z pewnościązadba, by opowieść o zabawie w chowanego w Układzie Słonecznym nie została zbytnionagłośniona, \eby wkrótce zagłuszył ją informacyjny szum.Nie wolno stawiać \adnychpomników.to niewa\ne.Przynajmniej na dłu\szą metę.Gdy \ycie jest gotowe do tialszejewolucji, zaczyna ewoluować [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
. To niewa\ne. Wa\ne, wa\ne. Uśmiechnęła się. Jesteś bardzo dwornym kłamcą.Oszołomiony Kenmuir z trudem znajdował odpowiednie słowa: Pani, cieszę się, je\eli ci dopomogłem, a je\eli wyrządziłem ci krzywdę, to uwierz mi, \enie było to moim zamiarem, i.Wystarczy mi, \e ci słu\yłem.Sam nie wiedział, czy mówi to, co myśli. Mnie nie wystarczy odparła.Wyciągnęła ku niemu rękę. Podejdz, mo\e uda mi się choćw niewielkim stopniu wypełnić dane ci przyrzeczenie.Ze zdumieniem zobaczył, \e stoi przed nim istota tak samo samotna i wra\liwa, jak ka\dyinny człowiek.Wiał łagodny wietrzyk.Aleka odpłynęła kilka kilometrów od zatoki Niihau na silnikachi dopiero wtedy postawiła maszt i \agle.Aódka zaczęła unosić się bezszelestnie na niewielkichfalach z lśniącego błękitu i zieleni, przetykanych białą koronką piany.Szemrały między sobąi uderzały w kadłub.Od czasu do czasu na chwilę tworzył się grzywacz białej piany.Słońcechyliło się ku zachodowi.Promienie ogrzewały wodę.Na pokładzie było jednak chłodno.Nadgłowami szybowała fregata.Kenmuir siedział na ławce w kokpicie obok drzwi kabiny, naprzeciw Aleki, która trzymałaster.Miała na sobie jedynie czapkę i tunikę bez rękawów.Lśniła skóra koloru brązu.Na czołospadł niesforny kosmyk włosów.Kenmuir siedział zamyślony, zbierając się na odwagę.Odwróciła wzrok od morza, popatrzyła na niego i cichym głosem wypowiedziała pierwszechyba słowa od momentu, gdy podnieśli kotwicę: Zmieniłeś się, Ian. Zdawało mu się, \e dostrzegł na jej ustach blady uśmiech. Ty chyba te\ odparował. Zresztą nic dziwnego, po tym, co przeszłaś.Przypomniał sobie wszystkie te zdarzenia: ucieczkę w kosmosie, wysłanie wiadomości,wielki powrót, rakietę i sofotekta, którego niechętnie dopuściła do Kestrel.Nie był niemiły,mówiła Kenmuirowi; zabrał ją na swój pokład i zawiózł na Ziemię, do Venatora, który jąprzesłuchał i puścił wolno.Nie groziło jej \adne fizyczne niebezpieczeństwo, ale mę\czyznawolał nie myśleć, jak mogła się czuć w pustce, otoczona przez maszyny. Miałam nadzieję, \e wrócisz zaraz po mnie oznajmiła.Mimo \e nie wyczuł w jej głosie\adnego wyrzutu, odruchowo się skulił. Przepraszam.Miałem ręce pełne roboty. Tłumaczył to ju\ przedtem, podczas krótkiejrozmowy telefonicznej, i dzisiaj po swoim przyjezdzie. Opowiem ci szczegóły, na ile będępotrafił uło\yć je sobie w głowie.Zresztą zdawało mi się, \e najpierw będziesz chciała trochęodpocząć.W swojej krainie i na swoim morzu, pośród swego ludu i morskich stworzeń.W duchu zastanawiał się, czy właśnie po to zaproponowała wspólny rejs po morzu.Moglibyspokojnie znalezć jakiś zaciszny kąt na stałym lądzie.Ale jej miejsce było tutaj.A mo\e chciała, \eby w tych nowych warunkach wreszcie stanowczo się określił i \ebyrozwiązał mu się język?Teraz faktycznie się uśmiechnęła, dość jeszcze niepewnie.-.Ach, bueno, lawa, mamy to ju\ za sobą.Mo\emy cieszyć się z wiadomości, \e my, Lahui,dostaniemy nowy kraj.Na początek.Na to nie miał odpowiedzi.Przyglądała mu się przez chwilę, by powiedzieć łagodnie jak sam wiatr: Nie? Nie.Por favor, nie chcę, \ebyś mnie zle zrozumiał.Nie obwiniam cię o nic.Niebłagam. Wiem. Napotkał jej wzrok. Coś się stało. Tylko we mnie. Zasługiwała na szczerość. Lecę na Prozerpinę oznajmił. Tego się.obawiałam. Niepotrzebnie. To on ją prosił.Pochylił się i ujął jej rękę. Słuchaj.Tak będzie najlepiej.Jesteś młoda, musisz stworzyć własny świat.Ja jestem stary i. Moglibyśmy spróbować. śebyś straciła kawał \ycia? Nie. Nie udawaj altruisty. Nie opuszczał jej spokój. To poni\ej twojej godności.Wracasz doLilisaire. Zabrała rękę. Próbuję być realistą i wybrać najlepszą mo\liwość.Fale kołysały sennie.W górze fregatawypatrywała \eru. Nie jest to dla mnie stuprocentowa niespodzianka stwierdziła Aleka. He kanake ponooe.Jesteś dobrym człowiekiem, uczciwym.Potrafisz dotrzymać tajemnicy, ale nie masz talentudo kłamstwa. Spojrzała ku widnokręgowi. Mną się nie martw, poradzę sobie.Wiedział.Szkoda by jej było \ycia na cokolwiek innego.Niemniej jednak.Roześmiał się w duchu, suchym śmiechem starego człowieka.Spodziewałsię, \e kobieta zareaguje namiętnie, \e być mo\e uda jej się zachęcić go do pozostania.Zresztąmo\e ją równie\ dręczyły wątpliwości.Nie, najprawdopodobniej widziała wszystko jaśnieji słuszniej ni\ on.Powinien czuć ulgę, a nie zawód.Ale był tylko człowiekiem.Zaskoczyła go jej troska. Ale ty! Przemyślałeś swój krok? Bardzo mo\liwe, \e będziesz jedynym Terraninem.Ziemianinem, jedynym ze swej rasy \yjącym w ciemności wśród skał i gwiazd. Taki jest kosmos, Aleko. Jej słowa dodały mu odwagi.Siedziała zamyślona, gładząc ster,wreszcie powiedziała: Rozumiem.On zawsze cię przyzywał i stanie się twoją ostatnia drogą.Uniósł i opuścił ramiona, rozkładając ręce. To irracjonalne.Zgoda.Ale to my, Lunarianie i wszyscy ci, którzy będą im towarzyszyć,o\ywimy Prozerpinę.Cokolwiek miałoby to oznaczać za gigalata.Na tym mu szczególnie nie zale\ało; jakoczłowiek śmiertelny i rozumny, nie mógł myśleć inaczej.Zresztą w jakiś tam sposób będziesłu\ył Matce Demeter, której nigdy nie pozna, tym sposobem nadając własnemu \yciutranscendentny sens.Była to myśl warta więcej ni\ jego małpia pró\ność.Teraumysł się z nim zgadzał.Kenmuirnie wiedział, czy cyberkosmos zechce ukryć przed Centaurianami fakt wędrówki na Prozerpinę.Przychodziło mu do głowy kilka wybiegów słu\ących takiemu celowi.Teraumysł z pewnościązadba, by opowieść o zabawie w chowanego w Układzie Słonecznym nie została zbytnionagłośniona, \eby wkrótce zagłuszył ją informacyjny szum.Nie wolno stawiać \adnychpomników.to niewa\ne.Przynajmniej na dłu\szą metę.Gdy \ycie jest gotowe do tialszejewolucji, zaczyna ewoluować [ Pobierz całość w formacie PDF ]