[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Cóż to za klęska, łaskawy panie! Jaki przewrót na świecie!.Ale to była rzecz do przewidzenia.Kapitalizm,przeklęty kapitalizm ponosi tego winę.Podoficer był socjalistą.Nie taił swego udziału w czynach stronnictwa, doktórego należał i które ściągnęły na niego prześladowania i wpłynęły ujemnie na jego karierę.Ale teraz cesarz uznałsocjaldemokrację i życzliwie odnosili się do niej najbardziej reakcyjni junkrzy.Wszyscy byli zjednoczeni.Deputowanistronnictwa tworzyli w rajchstagu najposłuszniejszą rządowi grupę.Onsam zachował z przeszłości jedynie pewną zaciętość względem kapitalizmu, istotnego sprawcy wojny.Desnoyers odważył się wyrazić odmienne zdanie wobec tego wroga, który wyglądał na człowieka łagodnego iwyrozumiałego.Nie będzie raczej odpowiedzialny za to militaryzm niemiecki? Nie on to przygotował ten zatarg, butąswoją niwecząc wszelkie układy?Socjalista zaprzeczył wręcz.Jego deputowani popierali wojnę i ku temu też zmierzały jego wywody.Czuło się w nimuległość względem karności, tej wieczystej germańskiej karności, ślepej i posłusznej, która rządzi najbardziej nawetpostępowymi stronnictwami.Na próżno Desnoyers przytaczał argumenty i fakty, wszystko, co czytał od początkuwojny.Słowa jego odbijały się jak groch od ściany od tępości rewolucjonisty, przyzwyczajonego, żeby inni za niegomyśleli. Kto wie!  zakończył. Może omyliliśmy się.Ale w danej chwili wszystko jest jak w chaosie.Brak pierwiastkówdla wytworzenia sobie ścisłego zdania.Ale po skończonej wojnie poznamy prawdziwych winowajców, a jeżeli to będąnasi, pociągniemy ich do odpowiedzialności.Desnoyers omal nie parsknął śmiechem na taką naiwność.Czekać końca wojny, aby się dowiedzieć, kto był jejsprawcą! A jeżeli cesarstwo zwycięży, jakiejże odpowiedzialności zażądają od zwycięzcy ci, którzy staczali jedyniebitwy wyborcze bez najlżejszego zamiaru buntu! Tak czy inaczej  ciągnął dalej podoficer  ta wojna jest okropną.Ileż śmierci! Trzeba jej się z bliska przypatrzyć.Ja byłem w Charleroi.Zwyciężymy, wejdziemy do Paryża, jak powiadają, ale ileż naszych padnie przedtem!I aby odżegnać te ponure myśli, zaczął rzucać kawałki chleba płynącym majestatycznie łabędziom.Odzwierny i jego żona snuli się teraz ciągle po moście.Widząc swego pana w dobrych stosunkach z najezdzcami, nabrali trochę otuchy.Jej samej wydawało się rzeczą naturalną, że ci ludzie uznali wreszcie władzę don Marcelego:gospodarz jest zawsze gospodarzem.I jak gdyby część tej władzy spłynęła na nią, wchodziła do zamku wraz z córkąbez obawy, by uporządkować sypialnię pana.Zamierzały też spędzić noc w pobliżu, by nie czuł się sam pomiędzyNiemcami.Przeniosły więc pościel i bieliznę z domku na najwyższe piętro.Odzwierny grzał drugą kąpiel dla Jego Ekscelencji.%7łona jego.nie mogła się uspokoić z powodu splądrowania zamku.Poszła nawet do don Marcelego, by mu.to pokazać,jak gdyby on mógł coś temu przeszkodzić.Ordynansi i pisarze hrabiego kładli do kieszeni wszystko, co było łatwymdo schowania.Mówili z uśmiechem, że, to są pamiątki.Widziała na własne oczy samego dowódcę, jak otwierał siłąszuflady, gdzie pani chowała bieliznę, i jak z najpiękniejszych sztuk i koronek zrobił spory pakiet. To ten, proszę pana  rzekła, pokazując przez, okno na piszącego w ogrodzie Niemca.Don Marceli poznał go ze zdziwieniem.Jak to! I komendant Blumhardt! Ale wnet usprawiedliwił ten.postępek.Cóżdziwnego, że chciał sobie zabrać coś z jego domu, skoro sam komisarz dał przykład? A przy tym, biorąc pod uwagęrodzaj tych przywłaszczeń, to nie były rzeczy dla niego, lecz dla żony i córek.Dobry ojciec rodziny.Oto i teraz siedziałwięcej niż godzinę przy stole z piórem w ręku, rozmawiając piśmiennie z całą rodziną, ze swoją najdroższą Augusta.Lepiej, że on to zabierze, ten zacny człowiek, niż inni oficerowie bezczelni i zuchwali.Don Marceli widział, jak ten dobry człowiek podnosił głowę, ilekroć przechodziła córka odzwiernego, i przeprowadzałją oczami.Biedny ojciec!.Niewątpliwie, myślał o swoich pięciu córkach pozostałych w Niemczech, wśródniebezpieczeństw wojny!.On również przypomniał sobie Cziczi, z obawą, że już jej może nigdy nie zobaczy.W pewnej chwili zobaczył, jak Blumhardt przywołał do siebie%7łorżetę.Dziewczyna stanęła przed nim wyprostowana, nieśmiała, jak gdyby przeczuwając niebezpieczeństwo, aleusiłując się uśmiechnąć.On zaś, mówiąc coś, gładził ją po policzkach delikatnie swymi olbrzymimi łapami wojownika.Desnoyers a wzruszył ten widok.Z pewnością temu zacnemu człowiekowi stanęły w pamięci wśród okropności wojny wspomnienia spokojnego,cnotliwego życia.Toteż uśmiechnął się życzliwie, gdy komendant, wstawszy od stołu, zbliżył się do niego i wręczył jednemu z żołnierzylist i olbrzymi pakunek, by zaniósł do miasteczka, gdzie znajdowała się sztafeta batalionu. To do mojej rodziny  rzekł. Codziennie posyłam im list.Ich listy są mi tak cenne! Dołączam do tego równieżparę drobnych pamiąteczek.Desnoyers omal nie zaprzeczył.Drobnych, to nie!.Ale tylko obojętnym skinieniem ręki dał do zrozumienia, że zgadzasię na te podarunki, czynione jego kosztem.Komendant zaś mówił w dalszym ciągu o słodkiej Auguście i swoichdzieciach, podczas gdy niewidzialna burza grzmiała coraz grozniej i bliżej na tle pogodnego przedwieczornego nieba. Bitwa!  rzekł komendant. Wciąż bitwa! Z pewnością to będzie ostatnia i wygramy ją.Nie minie tydzień, awejdziemy do Paryża!.Ale, iluż to go nie zobaczy! Ilu zginie! Myślę, że już jutro nie będziemy tutaj.Wszystkierezerwy mają pójść do ataku, by złamać ostatni opór.Byłem tylko nie poległ.To przypuszczenie wykrzywiło mu twarz konwulsyjnie.Spojrzał wściekle na Desnoyers a, jak gdyby go czyniłodpowiedzialnym za swoją możliwą śmierć i nieszczęście jego rodziny [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl