[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie zrujnowaÅ‚em jej ży-cia.Nie martwiÅ‚am siÄ™ o BarbarÄ™! - krzyczaÅ‚o jej serce.Czy ty tego nie widzisz?CzyżbyÅ› naprawdÄ™ byÅ‚ aż tak Å›lepy.?- DziÄ™kujÄ™, Miriam.- GÅ‚os miaÅ‚ tak cichy, że musiaÅ‚a czytać z jego ust, atwarz naznaczona dziwnym bólem Å‚amaÅ‚a jej serce.- Wiem, że niepokoiÅ‚aÅ› siÄ™ oBarbarÄ™, ale powstrzymaÅ‚aÅ› mnie przed popeÅ‚nieniem straszliwego bÅ‚Ä™du.NiechciaÅ‚em skrzywdzić siostry.ani Craiga.- Wiem.- Ledwie mogÅ‚a wydobyć gÅ‚os.PrzytaknÄ…Å‚ raz jeszcze i prawie siÅ‚Ä… oderwaÅ‚ od niej wzrok.OdwróciÅ‚a siÄ™szybko i szÅ‚a przed siebie, aż zniknęła za drzwiami w koÅ„cu holu.Och, Reece.OparÅ‚a siÄ™ o Å›cianÄ™.GorÄ…ce, sÅ‚one Å‚zy spÅ‚ywaÅ‚y jej po policzkach.Reece, Reece, Reece.SRROZDZIAA ÓSMYTego wieczoru Miriam byÅ‚a tak zmÄ™czona, że zasnęła, gdy tylko dotknęłagÅ‚owÄ… poduszki.Mitch i reszta pomocników pracowali aż do dziesiÄ…tej, dziÄ™kiczemu nadrobili stracony rano czas i znów przygotowania szÅ‚y zgodnie z ustalonymharmonogramem.Miriam zaplanowaÅ‚a, że w czwartek wieczorem lodówki i zamra-żarki bÄ™dÄ… peÅ‚ne, a wiÄ™kszość podstawowych prac zakoÅ„czona.Na piÄ…tek pozosta-wiÅ‚a przygotowanie dużego holu.SpaÅ‚a mocno, a Å›niÅ‚y jej siÄ™ gigantyczne weselne torty na dwóch nogach, któreuciekaÅ‚y, gdy usiÅ‚owano je pokroić, Barbara krzyczÄ…ca do Craiga, że nie wychodziza niego za mąż, tabuny goÅ›ci nadciÄ…gajÄ…cych do pustego i nieprzygotowanegodomu oraz stojÄ…cy z boku tego caÅ‚ego baÅ‚aganu - wysoki, milczÄ…cy mężczyzna, któ-rego obecność powodowaÅ‚a konsternacjÄ™ i rozpacz.Przebudzenie przyniosÅ‚o prawdziwÄ… ulgÄ™.JedzÄ…c o szóstej rano Å›niadanie, podziwiaÅ‚a za oknem ogród w cudownej, zi-mowej szacie.Stadka ptaków podskakiwaÅ‚y na puszystym Å›niegu, rzucajÄ…c ukrad-kowe, peÅ‚ne nadziei spojrzenia w kierunku domu; nie mogÅ‚y bardziej dobitnie wy-razić proÅ›by o jedzenie.Miriam ubraÅ‚a siÄ™ pospiesznie, po czym rozmroziÅ‚a bochenek chleba w ku-chence mikrofalowej, nalaÅ‚a gorÄ…cej wody do dużego naczynia i wyszÅ‚a na dwór.Wciszy i nastroju baÅ›niowym, bowiem poranne niebo przypominaÅ‚o różowÄ… rzekÄ™,której zÅ‚otawy blask kÅ‚adÅ‚ siÄ™ na Å›niegu, Miriam napeÅ‚niÅ‚a naczynie dla ptakówÅ›wieżą wodÄ…, która parowaÅ‚a teraz delikatnie na mroznym powietrzu, a potem roz-rzuciÅ‚a wokół kawaÅ‚ki chleba.PrzysiadÅ‚a na chwilÄ™ na stojÄ…cej obok Å‚aweczce i, urzeczona ciszÄ… i spokojemporanka, patrzyÅ‚a na ptaki i na niebo, które z wolna stawaÅ‚o siÄ™ perÅ‚owoszare, stara-jÄ…c siÄ™ nie myÅ›leć o niczym.Nasunęła gÅ‚Ä™biej na gÅ‚owÄ™ kaptur starej budrysówki,ponieważ lodowate powietrze zaczynaÅ‚o szczypać jÄ… w twarz.Na dzwiÄ™k gÅ‚Ä™bokie-SRgo, mÄ™skiego gÅ‚osu, który nieoczekiwanie rozlegÅ‚ siÄ™ obok niej, aż podskoczyÅ‚a.- Co tutaj robisz?SpojrzaÅ‚a do góry i zobaczyÅ‚a Reece'a ubranego w dżinsy i dÅ‚ugÄ…, szarÄ… kurtkÄ™z postawionym wokół szyi koÅ‚nierzem.Na jasnym, biaÅ‚ym tle jego potężna postaćrobiÅ‚a jeszcze wiÄ™ksze wrażenie, a zmrużone, badawcze oczy lÅ›niÅ‚y jak dwa maÅ‚ediamenty.- Nic.- ZatoczyÅ‚a rÄ™kÄ… Å‚uk.- Ptaki byÅ‚y gÅ‚odne.- Wiem.- UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ smutno.- Te maÅ‚e nicponie sÄ… przyzwyczajone dowczesnych Å›niadaÅ„.Gdybym siÄ™ spózniÅ‚, pewnie pukaÅ‚yby do drzwi.Dopiero teraz zauważyÅ‚a, że przyniósÅ‚ ze sobÄ… ciasto i kanister z wodÄ….Nierób mi tego, myÅ›laÅ‚a z rozpaczÄ…, obserwujÄ…c jego obezwÅ‚adniajÄ…cy uÅ›miech.NiechcÄ™ mieć jeszcze jednego powodu do kochania ciebie.Nie chcÄ™ wiedzieć, że ob-chodzi ciÄ™ los gÅ‚odnych ptaków.To po prostu nie fair.- Karmisz ptaki? - spytaÅ‚a w zamyÅ›leniu.- ZimÄ….- UsiadÅ‚ obok na Å‚awce, wyciÄ…gajÄ…c przed siebie dÅ‚ugie nogi.- LatempotrafiÄ… same siÄ™ o siebie zatroszczyć.- Gdy na niÄ… zerknÄ…Å‚, w jego oczach odbiÅ‚osiÄ™ stalowoszare niebo.- WyglÄ…dasz w tej kurtce jak Czerwony Kapturek.- Raczej BrÄ…zowy Kapturek.- UÅ›miechnęła siÄ™ niepewnie, a potem serce zabi-Å‚o jej jak szalone, gdy delikatnie zsunÄ…Å‚ jej z gÅ‚owy kaptur, uwalniajÄ…c wÅ‚osy, którerozsypaÅ‚y siÄ™ na ramionach,- Teraz jest czerwony - powiedziaÅ‚, ujmujÄ…c pasmo wÅ‚osów i owijajÄ…c je wo-kół rÄ™ki.- JesteÅ› piÄ™kna, Miriam.Bardzo piÄ™kna.Ilu mężczyzn ci to mówiÅ‚o?Czy on ci chociaż powiedziaÅ‚, że jesteÅ› piÄ™kna? - dodaÅ‚ ostrzejszym tonem.- Kto.? - PatrzyÅ‚a na niego rozszerzonymi oczami, nie mogÄ…c nawet mrugnąćpowiekÄ….- Ten facet, którego kochaÅ‚aÅ›.- Na widok rumieÅ„ca oblewajÄ…cego jej twarz,zacisnÄ…Å‚ usta w prostÄ…, wÄ…skÄ… liniÄ™.- A może nadal go kochasz.? - spytaÅ‚ ponuro.-Czy wciąż obchodzi ciÄ™ ten kretyn, Miriam? Czy dlatego uciekasz przede mnÄ…?SR- Reece.- W pojednawczym geÅ›cie wyciÄ…gnęła rÄ™kÄ™, a potem nagle wstaÅ‚a.Nie potrafiÅ‚a dÅ‚użej tego znieść.- Nie chcÄ™ o tym wiÄ™cej rozmawiać - powiedziaÅ‚adobitnie.- MogÄ™ sprawić, że o nim zapomnisz, Miriam.- StaÅ‚ przy niej z twarzÄ… nazna-czonÄ… cierpieniem.- Wiesz, że byÅ‚oby nam ze sobÄ… dobrze.Czujesz to tak samojak ja.- Mówisz o fizycznej namiÄ™tnoÅ›ci - odparÅ‚a gÅ‚uchym gÅ‚osem.- To nigdy nieda mi peÅ‚nej satysfakcji.- OdwróciÅ‚a siÄ™ na piÄ™cie i szybko poszÅ‚a w stronÄ™ domu.- Może siÄ™ okazać, że ty również mnie polubisz - rzuciÅ‚ za niÄ…, ale Miriam jużsiÄ™ nie odwróciÅ‚a [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Nie zrujnowaÅ‚em jej ży-cia.Nie martwiÅ‚am siÄ™ o BarbarÄ™! - krzyczaÅ‚o jej serce.Czy ty tego nie widzisz?CzyżbyÅ› naprawdÄ™ byÅ‚ aż tak Å›lepy.?- DziÄ™kujÄ™, Miriam.- GÅ‚os miaÅ‚ tak cichy, że musiaÅ‚a czytać z jego ust, atwarz naznaczona dziwnym bólem Å‚amaÅ‚a jej serce.- Wiem, że niepokoiÅ‚aÅ› siÄ™ oBarbarÄ™, ale powstrzymaÅ‚aÅ› mnie przed popeÅ‚nieniem straszliwego bÅ‚Ä™du.NiechciaÅ‚em skrzywdzić siostry.ani Craiga.- Wiem.- Ledwie mogÅ‚a wydobyć gÅ‚os.PrzytaknÄ…Å‚ raz jeszcze i prawie siÅ‚Ä… oderwaÅ‚ od niej wzrok.OdwróciÅ‚a siÄ™szybko i szÅ‚a przed siebie, aż zniknęła za drzwiami w koÅ„cu holu.Och, Reece.OparÅ‚a siÄ™ o Å›cianÄ™.GorÄ…ce, sÅ‚one Å‚zy spÅ‚ywaÅ‚y jej po policzkach.Reece, Reece, Reece.SRROZDZIAA ÓSMYTego wieczoru Miriam byÅ‚a tak zmÄ™czona, że zasnęła, gdy tylko dotknęłagÅ‚owÄ… poduszki.Mitch i reszta pomocników pracowali aż do dziesiÄ…tej, dziÄ™kiczemu nadrobili stracony rano czas i znów przygotowania szÅ‚y zgodnie z ustalonymharmonogramem.Miriam zaplanowaÅ‚a, że w czwartek wieczorem lodówki i zamra-żarki bÄ™dÄ… peÅ‚ne, a wiÄ™kszość podstawowych prac zakoÅ„czona.Na piÄ…tek pozosta-wiÅ‚a przygotowanie dużego holu.SpaÅ‚a mocno, a Å›niÅ‚y jej siÄ™ gigantyczne weselne torty na dwóch nogach, któreuciekaÅ‚y, gdy usiÅ‚owano je pokroić, Barbara krzyczÄ…ca do Craiga, że nie wychodziza niego za mąż, tabuny goÅ›ci nadciÄ…gajÄ…cych do pustego i nieprzygotowanegodomu oraz stojÄ…cy z boku tego caÅ‚ego baÅ‚aganu - wysoki, milczÄ…cy mężczyzna, któ-rego obecność powodowaÅ‚a konsternacjÄ™ i rozpacz.Przebudzenie przyniosÅ‚o prawdziwÄ… ulgÄ™.JedzÄ…c o szóstej rano Å›niadanie, podziwiaÅ‚a za oknem ogród w cudownej, zi-mowej szacie.Stadka ptaków podskakiwaÅ‚y na puszystym Å›niegu, rzucajÄ…c ukrad-kowe, peÅ‚ne nadziei spojrzenia w kierunku domu; nie mogÅ‚y bardziej dobitnie wy-razić proÅ›by o jedzenie.Miriam ubraÅ‚a siÄ™ pospiesznie, po czym rozmroziÅ‚a bochenek chleba w ku-chence mikrofalowej, nalaÅ‚a gorÄ…cej wody do dużego naczynia i wyszÅ‚a na dwór.Wciszy i nastroju baÅ›niowym, bowiem poranne niebo przypominaÅ‚o różowÄ… rzekÄ™,której zÅ‚otawy blask kÅ‚adÅ‚ siÄ™ na Å›niegu, Miriam napeÅ‚niÅ‚a naczynie dla ptakówÅ›wieżą wodÄ…, która parowaÅ‚a teraz delikatnie na mroznym powietrzu, a potem roz-rzuciÅ‚a wokół kawaÅ‚ki chleba.PrzysiadÅ‚a na chwilÄ™ na stojÄ…cej obok Å‚aweczce i, urzeczona ciszÄ… i spokojemporanka, patrzyÅ‚a na ptaki i na niebo, które z wolna stawaÅ‚o siÄ™ perÅ‚owoszare, stara-jÄ…c siÄ™ nie myÅ›leć o niczym.Nasunęła gÅ‚Ä™biej na gÅ‚owÄ™ kaptur starej budrysówki,ponieważ lodowate powietrze zaczynaÅ‚o szczypać jÄ… w twarz.Na dzwiÄ™k gÅ‚Ä™bokie-SRgo, mÄ™skiego gÅ‚osu, który nieoczekiwanie rozlegÅ‚ siÄ™ obok niej, aż podskoczyÅ‚a.- Co tutaj robisz?SpojrzaÅ‚a do góry i zobaczyÅ‚a Reece'a ubranego w dżinsy i dÅ‚ugÄ…, szarÄ… kurtkÄ™z postawionym wokół szyi koÅ‚nierzem.Na jasnym, biaÅ‚ym tle jego potężna postaćrobiÅ‚a jeszcze wiÄ™ksze wrażenie, a zmrużone, badawcze oczy lÅ›niÅ‚y jak dwa maÅ‚ediamenty.- Nic.- ZatoczyÅ‚a rÄ™kÄ… Å‚uk.- Ptaki byÅ‚y gÅ‚odne.- Wiem.- UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ smutno.- Te maÅ‚e nicponie sÄ… przyzwyczajone dowczesnych Å›niadaÅ„.Gdybym siÄ™ spózniÅ‚, pewnie pukaÅ‚yby do drzwi.Dopiero teraz zauważyÅ‚a, że przyniósÅ‚ ze sobÄ… ciasto i kanister z wodÄ….Nierób mi tego, myÅ›laÅ‚a z rozpaczÄ…, obserwujÄ…c jego obezwÅ‚adniajÄ…cy uÅ›miech.NiechcÄ™ mieć jeszcze jednego powodu do kochania ciebie.Nie chcÄ™ wiedzieć, że ob-chodzi ciÄ™ los gÅ‚odnych ptaków.To po prostu nie fair.- Karmisz ptaki? - spytaÅ‚a w zamyÅ›leniu.- ZimÄ….- UsiadÅ‚ obok na Å‚awce, wyciÄ…gajÄ…c przed siebie dÅ‚ugie nogi.- LatempotrafiÄ… same siÄ™ o siebie zatroszczyć.- Gdy na niÄ… zerknÄ…Å‚, w jego oczach odbiÅ‚osiÄ™ stalowoszare niebo.- WyglÄ…dasz w tej kurtce jak Czerwony Kapturek.- Raczej BrÄ…zowy Kapturek.- UÅ›miechnęła siÄ™ niepewnie, a potem serce zabi-Å‚o jej jak szalone, gdy delikatnie zsunÄ…Å‚ jej z gÅ‚owy kaptur, uwalniajÄ…c wÅ‚osy, którerozsypaÅ‚y siÄ™ na ramionach,- Teraz jest czerwony - powiedziaÅ‚, ujmujÄ…c pasmo wÅ‚osów i owijajÄ…c je wo-kół rÄ™ki.- JesteÅ› piÄ™kna, Miriam.Bardzo piÄ™kna.Ilu mężczyzn ci to mówiÅ‚o?Czy on ci chociaż powiedziaÅ‚, że jesteÅ› piÄ™kna? - dodaÅ‚ ostrzejszym tonem.- Kto.? - PatrzyÅ‚a na niego rozszerzonymi oczami, nie mogÄ…c nawet mrugnąćpowiekÄ….- Ten facet, którego kochaÅ‚aÅ›.- Na widok rumieÅ„ca oblewajÄ…cego jej twarz,zacisnÄ…Å‚ usta w prostÄ…, wÄ…skÄ… liniÄ™.- A może nadal go kochasz.? - spytaÅ‚ ponuro.-Czy wciąż obchodzi ciÄ™ ten kretyn, Miriam? Czy dlatego uciekasz przede mnÄ…?SR- Reece.- W pojednawczym geÅ›cie wyciÄ…gnęła rÄ™kÄ™, a potem nagle wstaÅ‚a.Nie potrafiÅ‚a dÅ‚użej tego znieść.- Nie chcÄ™ o tym wiÄ™cej rozmawiać - powiedziaÅ‚adobitnie.- MogÄ™ sprawić, że o nim zapomnisz, Miriam.- StaÅ‚ przy niej z twarzÄ… nazna-czonÄ… cierpieniem.- Wiesz, że byÅ‚oby nam ze sobÄ… dobrze.Czujesz to tak samojak ja.- Mówisz o fizycznej namiÄ™tnoÅ›ci - odparÅ‚a gÅ‚uchym gÅ‚osem.- To nigdy nieda mi peÅ‚nej satysfakcji.- OdwróciÅ‚a siÄ™ na piÄ™cie i szybko poszÅ‚a w stronÄ™ domu.- Może siÄ™ okazać, że ty również mnie polubisz - rzuciÅ‚ za niÄ…, ale Miriam jużsiÄ™ nie odwróciÅ‚a [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]