[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Gdzie zgubiłeś Gimlego? - zapytał nieoczekiwanie Legolas, patrząc ponad ogniskiem.Merry podążył za jego spojrzeniem i dopiero po chwili wyłowił z mroku sylwetkę nadchodzącego Obieżyświata.- Gimli został z Eomerem i robi mu wykład na temat Pani ze Złotego Lasu - uśmiechnął się Strażnik.- A ja wróciłem tylko na chwilę.Trzeba przeprowadzić nasze konie na lepsze pastwisko, po drugiej stronie wzgórza, tam jest dużo dobrej trawy - powiedział, opierając swój miecz o bagaże.- Kto mi pomoże? Las rąk, jak widzę.- O, Pippin chce iść - oświadczył nagle Boromir, zdecydowanym ruchem wyjmując Tukowi miskę z ręki.- Skończył już kolację i właśnie się zgłasza.Brawa dla hobbita.- Tak? - Aragorn, odwrócony bokiem, nie zauważył wędrówki miski i miny „ochotnika”.- To świetnie.Chodź, Pippinie.Weźmiesz Lossara, jest łagodny jak dziecko.I zabierz tamten bukłak, przyniesiemy wody.- To bardzo uczynne z twojej strony, Peregrinie - dodał uprzejmie Boromir.- Drużyna jest ci wielce zobowiązana, hej, tu jest jabłuszko! - ucieszył się, zaglądając do miski.- Ghhh.ty.- No już, już - Boromir pchnął go lekko.- Prędziutko.- Biedaczek, jedzenie mu wystygnie - zauważył Merry cicho, z szerokim uśmiechem.- Ależ skąd - Boromir ze spokojem nabrał na łyżkę sporą porcję.- Nie dopuszczę do tego - oznajmił, pakując ją sobie do ust.- Tyyy.- Pippinie, idziesz? - rozległ się pytający głos Obieżyświata, dochodzący już z pewnego oddalenia.- Zemszczę się - syknął Tuk strasznym głosem, wstając i podążając za Strażnikiem.- Już się boję - mruknął Boromir beznamiętnie, oblizując łyżkę.- Powinieneś - Merry pokiwał głową z przekonaniem.- Naprawdę powinieneś.Gondorczyk, rzecz jasna, w ogóle się tym nie przejął, tylko poświęcił uwagę zawartości miski.- Zobaczcie, jak cudnie Pippin wygląda przy koniu Boromira - odezwał się Legolas po chwili.Rzeczywiście widok hobbita prowadzącego ogromnego Lossara był jedyny w swoim rodzaju.Przed nimi szedł Aragorn z Arodem, a Hasufel sam, przez nikogo nie trzymany, zamykał pochód.- Jak pchła z mumakilem - podsumował Boromir, odstawiając pustą miskę Pippina na bok.- Wszyscy skończyli? To pójdę pozmywać, korzystając z tego, że rzeka jest blisko.- Pomóc ci? - zapytał Merry, przeciągając się leniwie.- A chce ci się?- Nie - odparł hobbit szczerze i uśmiechnął się- To nie pomagaj - Boromir też odpowiedział uśmiechem.- Dam sobie radę - i zaczął zbierać miskiMerry ziewnął rozgłośnie przysłaniając dłonią usta i zaraz potem skrzywił się - jego ręce śmierdziały wędzonką.Wytarł je wprawdzie w trawę, więc nie były już aż tak tłuste, ale dokuczliwy zapach pozostał.Powinien wybrać się nad rzekę, a skoro Boromir właśnie tam podążał.We dwóch będzie raźniej.Hobbit wolał nie plątać się po nocy samotnie, tak blisko Isengardu, nawet jeśli do rzeki nie było daleko.- Po krótkim namyśle jednak przejdę się z tobą - oznajmił, wstając.- Muszę się umyć przed spaniem.- No to chodźmy - Boromir pozbierał wszystkie miski i ruszył ku rzece, skinąwszy głową Legolasowi.- Bierzesz miecz? - Merry uniósł brwi.- Myślałem, że okolica jest w miarę bezpieczna.- Ja zawsze biorę ze sobą miecz.Lepiej być ostrożnym niż martwym, jak mawiał mój nauczyciel, Amras - odparł Gondorczyk, wtapiając się w ciemność poza kręgiem ogniska.- Jeszcze kociołek! Zapomniałeś o kociołku - zauważył Merry.- Nie, nie wracaj, ja go mogę wziąć.Księżyc świecił jasno i bez problemu dotarli nad brzeg Iseny.Merry zostawił na brzegu płaszcz i skwapliwie spłukał błoto ze stóp.Dno rzeki było trochę muliste, ale nie aż na tyle, by nie dało się przyjemnie brodzić.Podwinął nogawki i zagłębił się aż do kolan, a potem schylił się i zaczął szorować ręce.Woda była zimna, więc nie mógł tkwić w niej długo, choć z drugiej strony zauważył, że wędrówka i tak go zahartowała.Dawniej ledwie zanurzyłby stopę w tej lodowni, a już szczękałby zębami.A teraz stał w niej po kolana i mył się, przyzwyczajony do zimna i drętwienia kończyn.Ochlapał twarz, otrząsnął się i przez chwilę zagapił się na refleksy księżycowego światła układające się na zmarszczkach fal jak srebrne esy-floresy.Cóż za piękna noc.Dreszcz i ból zdrętwiałych z zimna stóp wyrwał go z zamyślenia.Pluskając wodą wydostał się na brzeg i zarzucił płaszcz na ramiona, a następnie kontrolnie powąchał dłoń.Niestety nadal wyczuwał nikły zapach wędzonki, zdaje się, że bez porządnego mydła się go nie pozbędzie.Boromir zmył przez ten czas dwie miski i właśnie walczył z trzecią.Merry zawahał się.Wracać do obozu, czy zostać? Skoro przyszli razem to wypadałoby poczekać, aż Boromir skończy.- Pomogę ci - zdecydował i podszedł, by wziąć miskę.- Zostaw, poradzę sobie.- Będzie szybciej, jak się przyłączę - Merry schylił się po naczynie.- Ta jest umyta - oświadczył Boromir.- To dlaczego jest cała tłusta? - Merry przesunął po niej palcem.- Czym zmywałeś?- Rękami - odparł Boromir z irytacją.- Wodą! A czym innym?- Trzeba je wyszorować piaskiem, inaczej tłuszcz nie zejdzie.Zobacz - Merry zaczerpnął garść żwirku z mułem z dna.- O, tak.Samo płukanie nie wystarczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl
  • clude("s/6.php") ?>