[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Było jej wstyd.Zrozumiała,że nie ucieknie od odpowiedzialności.Jej winą było zatajenie informacji i niepowiadomienieorganów ścigania.Była prokuratorem, miała tego świadomość.Chciała już wyjść.Wiedziała,że nie musi podpisywać dokumentu.Szef zaprosił tutaj zastępcę, by był świadkiem wręczeniajej wymówienia. Czy to prawda? zapytał szef.Pochyliła głowę.Co miała mu powiedzieć? Czy dokonała pani wyłudzenia na rzecz banku kwoty pół miliona złotych w 2003roku, wraz z nieustaloną osobą? Czy posłużyła się pani podrobionym dokumentem? Czywspółpracowała pani z zorganizowaną grupą przestępczą, zajmującą się oszustwamibankowymi, której przywódca Roman G., zwany Windykatorem lub WielkimWindykatorem , do dziś jest poszukiwany listem gończym za pośrednictwem Interpolu? Czyna pani konto wpłynęły te brudne pieniądze?Chciała go zapewnić, że to wszystko nie jest takie, jak opisuje Gryczkowski.Wyznać,że o niczym nie wiedziała, bo wszystko zorganizował jej mąż.Był wtedy obrońcą Windykatora do innej sprawy i nie zauważyła, jak ci dwaj się polubili.Została wrobiona wtę sprawę, bo po prostu kochała męża, wtedy nieznanego adwokata Wiktora Nikitorowicza,znanego w światku przestępczym jako Cwany Niki , który dziś jest nadwornym obrońcąwszystkich pluskiew i larw, których ona jako prokurator próbuje wsadzić za kratki.Chciaławyjaśnić, że to była część jego szatańskiego planu.Szantaż i sposób na uwikłanie jej, by niemogła odejść i odebrać mu synka, którego on tak naprawdę nie kocha, bo taki człowiek kochajedynie siebie.Może jeszcze pieniądze.I czego oprócz nich nie potrzebuje, bo wydaje mu się,że za nie może kupić sobie wszystko.Chciała powiedzieć, że żałuje wszystkiego, anajbardziej tego, że 17 czerwca 1997 roku spotkała Wiktora Nikitorowicza, bo być może jejżycie wyglądałoby dziś zupełnie inaczej.Ale nie powiedziała ani jednej z tych rzeczy.Nieodezwała się słowem.Spojrzała mu w oczy i skinęła głową.Mężczyzni byli zszokowani.Z ich twarzy wyczytała wrogość, wstręt i pogardę.Wiedziała, że żadne usprawiedliwienie nie zmyje tej hańby.Cokolwiek by teraz powiedziała ijakkolwiek się zachowała. Drugi dokument, który przyniosłem, to rozwiązanie umowy za porozumieniem stron.Po konsultacji ze zwierzchnikami, uznaliśmy, że takie rozwiązanie będzie właściwsze dlanaszej instytucji.Nie ze względu na panią podkreślił.Weronika Rudy odnalazła długopis w kieszeni i bez słowa podpisała wymówienie, poczym wyprostowana jak struna wyszła z pomieszczenia.Weszła do swojego pokoju,pozbierała rzeczy i ulotniła się z prokuratury.Wiedziała, że jedyne, co może teraz zrobić, toodzyskać syna i wypełnić swój plan, który ściągnie na nią gniew całego świata.Nie liczyła, żektokolwiek zrozumie jej motywację i ulituje się nad jej losem.Złapała taksówkę i pojechałado domu byłego męża, kupionego za wyłudzone pieniądze, a do którego ona nie miałażadnych praw.***Waldemar Szerszeń pośpiesznie zaparkował auto na parkingu lotniska w Pyrzowicachi ruszył do wejścia.Rozejrzał się wokół i zaniepokoił, że przyjechał zbyt pózno.Zerknął nazegarek.Samolot, którym z Bostonu miał przylecieć profiler, wylądował pół godziny temu.Pasażerowie dawno opuścili lotnisko. Kto pózno przychodzi, sam sobie szkodzi mruknął niezadowolony. Mogłem wogóle nie przyjeżdżać.Hubert pewnie już pojechał taksówką.Wtedy go dostrzegł.Meyer stał przy saloniku prasowym.W ręku miał plik gazet.Rozłożona płachta jednej z nich zakrywała niemal całą jego twarz.To dlatego Szerszeńwcześniej go nie zauważył.Podszedł do zaczytanego profilera i chrząknął porozumiewawczo.Profiler natychmiast złożył gazetę. Człowiek wyjedzie na miesiąc, wróci, a tu nic się nie zmieniło.Widać, tak naprawdęnie warto się niczym przejmować. powiedział zamiast powitania.Po czym uśmiechnął się iwyciągnął dłoń w kierunku Szerszenia.Podinspektor stwierdził, że wyjazd dobrze psychologowi zrobił.Rysy twarzywygładziły się, a oczy nabrały blasku.Z Meyera biła nowa energia.Cały promieniał. Miło cię widzieć, chłopie.Wyglądasz na swojego młodszego brata poklepał go poplecach. To pozory uśmiechnął się profiler. Ale dobrze wyjechać na trochę.Człowiekłapie dystans. Jak lot? zapytał Szerszeń. Trochę jestem otumaniony.Tyle godzin w boeingu i ta różnica czasu.Dobrze, żejeszcze dzisiaj mam wolne.A co u ciebie? Jak Zosia?Szerszeń uśmiechnął się szeroko. Zwietnie.Nigdy nie było lepiej.Zośka pozdrawiacię i zaprasza, jak zwykle.A. zawiesił głos i spojrzał na przyjaciela z niepokojem. JakKinga?Meyer wzruszył ramionami.Pośpiesznie chwycił walizkę, przez ramię przerzuciłskórzaną kurtkę i ruszył w kierunku wyjścia. Duszno tu jak cholera.I jestem głodny dodał.Szerszeń przyglądał mu się wnikliwie, lecz nie drążył tematu.Wiedział, że jeśli Meyerbędzie chciał podzielić się z nim szczegółami dotyczącymi stanu zdrowia żony, zrobi to wswoim czasie.Jego milczenie nie zapowiadało jednak niczego dobrego. Przestała mnie rozpoznawać rzucił Hubert, kiedy Szerszeń wjeżdżał na autostradę. Cały czas nazywała mnie Lucjan.To imię jej ojca. Przykro mi szepnął Szerszeń.Nie bardzo wiedział, jak ma się zachować. Rozmawiałem z lekarzami ciągnął Meyer. Mówią, że dalsza terapia nie masensu. Nadal odmawia leczenia? Teraz już nie ma prawa głosu.Walczą o jej życie, więc nie ma możliwościdecydowania.Na szczęście.Ale jest już w takim stanie, że nie bardzo wie, co się z niądzieje.Ma krótkie stany przytomności.W trakcie jednego z nich namówiłem ją, by podpisałazgodę na skomplikowaną operację mózgu.Bardzo cierpi.Dawki morfiny, które jej podają, niesą skuteczne.Właściwie powinienem zabrać ją do domu.Ta operacja może jedyniezlikwidować obrzęk.Nie uratuje życia. To dlaczego jej nie zabrałeś? Ile będzie was to kosztowało! To przecież zupełnie bezsensu! I tak toniesz w długach zacietrzewił się podinspektor. Nic odparł Hubert.Poczęstował Szerszenia papierosem i otworzył okno. Kosztyjej pobytu w tej klinice pokrywa firma, która finansowała jej badania, a teraz bada ją [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Było jej wstyd.Zrozumiała,że nie ucieknie od odpowiedzialności.Jej winą było zatajenie informacji i niepowiadomienieorganów ścigania.Była prokuratorem, miała tego świadomość.Chciała już wyjść.Wiedziała,że nie musi podpisywać dokumentu.Szef zaprosił tutaj zastępcę, by był świadkiem wręczeniajej wymówienia. Czy to prawda? zapytał szef.Pochyliła głowę.Co miała mu powiedzieć? Czy dokonała pani wyłudzenia na rzecz banku kwoty pół miliona złotych w 2003roku, wraz z nieustaloną osobą? Czy posłużyła się pani podrobionym dokumentem? Czywspółpracowała pani z zorganizowaną grupą przestępczą, zajmującą się oszustwamibankowymi, której przywódca Roman G., zwany Windykatorem lub WielkimWindykatorem , do dziś jest poszukiwany listem gończym za pośrednictwem Interpolu? Czyna pani konto wpłynęły te brudne pieniądze?Chciała go zapewnić, że to wszystko nie jest takie, jak opisuje Gryczkowski.Wyznać,że o niczym nie wiedziała, bo wszystko zorganizował jej mąż.Był wtedy obrońcą Windykatora do innej sprawy i nie zauważyła, jak ci dwaj się polubili.Została wrobiona wtę sprawę, bo po prostu kochała męża, wtedy nieznanego adwokata Wiktora Nikitorowicza,znanego w światku przestępczym jako Cwany Niki , który dziś jest nadwornym obrońcąwszystkich pluskiew i larw, których ona jako prokurator próbuje wsadzić za kratki.Chciaławyjaśnić, że to była część jego szatańskiego planu.Szantaż i sposób na uwikłanie jej, by niemogła odejść i odebrać mu synka, którego on tak naprawdę nie kocha, bo taki człowiek kochajedynie siebie.Może jeszcze pieniądze.I czego oprócz nich nie potrzebuje, bo wydaje mu się,że za nie może kupić sobie wszystko.Chciała powiedzieć, że żałuje wszystkiego, anajbardziej tego, że 17 czerwca 1997 roku spotkała Wiktora Nikitorowicza, bo być może jejżycie wyglądałoby dziś zupełnie inaczej.Ale nie powiedziała ani jednej z tych rzeczy.Nieodezwała się słowem.Spojrzała mu w oczy i skinęła głową.Mężczyzni byli zszokowani.Z ich twarzy wyczytała wrogość, wstręt i pogardę.Wiedziała, że żadne usprawiedliwienie nie zmyje tej hańby.Cokolwiek by teraz powiedziała ijakkolwiek się zachowała. Drugi dokument, który przyniosłem, to rozwiązanie umowy za porozumieniem stron.Po konsultacji ze zwierzchnikami, uznaliśmy, że takie rozwiązanie będzie właściwsze dlanaszej instytucji.Nie ze względu na panią podkreślił.Weronika Rudy odnalazła długopis w kieszeni i bez słowa podpisała wymówienie, poczym wyprostowana jak struna wyszła z pomieszczenia.Weszła do swojego pokoju,pozbierała rzeczy i ulotniła się z prokuratury.Wiedziała, że jedyne, co może teraz zrobić, toodzyskać syna i wypełnić swój plan, który ściągnie na nią gniew całego świata.Nie liczyła, żektokolwiek zrozumie jej motywację i ulituje się nad jej losem.Złapała taksówkę i pojechałado domu byłego męża, kupionego za wyłudzone pieniądze, a do którego ona nie miałażadnych praw.***Waldemar Szerszeń pośpiesznie zaparkował auto na parkingu lotniska w Pyrzowicachi ruszył do wejścia.Rozejrzał się wokół i zaniepokoił, że przyjechał zbyt pózno.Zerknął nazegarek.Samolot, którym z Bostonu miał przylecieć profiler, wylądował pół godziny temu.Pasażerowie dawno opuścili lotnisko. Kto pózno przychodzi, sam sobie szkodzi mruknął niezadowolony. Mogłem wogóle nie przyjeżdżać.Hubert pewnie już pojechał taksówką.Wtedy go dostrzegł.Meyer stał przy saloniku prasowym.W ręku miał plik gazet.Rozłożona płachta jednej z nich zakrywała niemal całą jego twarz.To dlatego Szerszeńwcześniej go nie zauważył.Podszedł do zaczytanego profilera i chrząknął porozumiewawczo.Profiler natychmiast złożył gazetę. Człowiek wyjedzie na miesiąc, wróci, a tu nic się nie zmieniło.Widać, tak naprawdęnie warto się niczym przejmować. powiedział zamiast powitania.Po czym uśmiechnął się iwyciągnął dłoń w kierunku Szerszenia.Podinspektor stwierdził, że wyjazd dobrze psychologowi zrobił.Rysy twarzywygładziły się, a oczy nabrały blasku.Z Meyera biła nowa energia.Cały promieniał. Miło cię widzieć, chłopie.Wyglądasz na swojego młodszego brata poklepał go poplecach. To pozory uśmiechnął się profiler. Ale dobrze wyjechać na trochę.Człowiekłapie dystans. Jak lot? zapytał Szerszeń. Trochę jestem otumaniony.Tyle godzin w boeingu i ta różnica czasu.Dobrze, żejeszcze dzisiaj mam wolne.A co u ciebie? Jak Zosia?Szerszeń uśmiechnął się szeroko. Zwietnie.Nigdy nie było lepiej.Zośka pozdrawiacię i zaprasza, jak zwykle.A. zawiesił głos i spojrzał na przyjaciela z niepokojem. JakKinga?Meyer wzruszył ramionami.Pośpiesznie chwycił walizkę, przez ramię przerzuciłskórzaną kurtkę i ruszył w kierunku wyjścia. Duszno tu jak cholera.I jestem głodny dodał.Szerszeń przyglądał mu się wnikliwie, lecz nie drążył tematu.Wiedział, że jeśli Meyerbędzie chciał podzielić się z nim szczegółami dotyczącymi stanu zdrowia żony, zrobi to wswoim czasie.Jego milczenie nie zapowiadało jednak niczego dobrego. Przestała mnie rozpoznawać rzucił Hubert, kiedy Szerszeń wjeżdżał na autostradę. Cały czas nazywała mnie Lucjan.To imię jej ojca. Przykro mi szepnął Szerszeń.Nie bardzo wiedział, jak ma się zachować. Rozmawiałem z lekarzami ciągnął Meyer. Mówią, że dalsza terapia nie masensu. Nadal odmawia leczenia? Teraz już nie ma prawa głosu.Walczą o jej życie, więc nie ma możliwościdecydowania.Na szczęście.Ale jest już w takim stanie, że nie bardzo wie, co się z niądzieje.Ma krótkie stany przytomności.W trakcie jednego z nich namówiłem ją, by podpisałazgodę na skomplikowaną operację mózgu.Bardzo cierpi.Dawki morfiny, które jej podają, niesą skuteczne.Właściwie powinienem zabrać ją do domu.Ta operacja może jedyniezlikwidować obrzęk.Nie uratuje życia. To dlaczego jej nie zabrałeś? Ile będzie was to kosztowało! To przecież zupełnie bezsensu! I tak toniesz w długach zacietrzewił się podinspektor. Nic odparł Hubert.Poczęstował Szerszenia papierosem i otworzył okno. Kosztyjej pobytu w tej klinice pokrywa firma, która finansowała jej badania, a teraz bada ją [ Pobierz całość w formacie PDF ]