[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kocham dysze klimatyzacyjne i muzykę nadawaną przez słuchawki.Kocham buteleczki z perfumami w toa-letach i krany na pedały.Uwielbiam podniecenie towarzyszące startowi i lądowaniu.Uwielbiam nawet drobne turbulencje, dzięki którym towarzyszy temu wszystkiemu dreszczyk emocji.Jednak dzisiaj moje uwielbienie przerodziło się w nienawiść.Cały ten cuchnący, beznadziejny samolot napawa mnie obrzydzeniem.Samolot AMY1 na Wymarzoną Wyspę runął i spłonął.Nie przeżył nikt.SJestem taka wściekła, bo naszą podróż planowałam od wielu dni.Wszystko miałam poukładane: romantyczne spotkanie na lotnisku Ga-Rtwick wczesnym rankiem, zupełnie jakbyśmy byli tajemnymi kochan-kami, niespieszna wędrówka po sklepach bezcłowych, chichoty i przytu-lanki, w akompaniamencie których Jack wydaje majątek na moje ulubione perfumy.Oczyma wyobraźni widziałam nas, jak trzymając się za ręce, idziemy wolno do samolotu, a potem tulimy się, wygodnie uloko-wani na zacisznych miejscach przy oknie.W swoich planach posunęłam się nawet do tego, że wymarzyłam sobie szybki seks w toalecie, który zapewniłby nam członkostwo klubu wysokościowego.To miało być zaledwie na przystawkę.Niestety, namiętne melodie z lat siedemdziesiątych, które tym marze-niom towarzyszyły, zostały gwałtownie, brutalnie i z głośnym zgrzytem przerwane.Kiedy się już usadowiłam, pytam Jacka lodowato:— No i? Czemu się spóźniłeś?Poprawia torbę upchaną —jak i moja — pod nogami.—Kac.—Rozumiem—chrząkam.— Co robiłeś wczoraj wieczorem?— O to samo mógłbym zapytać ciebie — odbija piłeczkę.W tej chwili staje między nami jedna ze stewardes, demonstrując, jak należy zachować środki bezpieczeństwa.Nachylam się do przodu, żeby na niego spojrzeć, bo zasłoniły mi go jej opięte w pasiastą spódniczkę pośladki.Jack jednak mnie ignoruje i mechanicznie powtarza za stewardesą wszystkie czynności.Stewardesa wraca na przód samolotu, więc cofam się, żeby usunąć się jej z drogi.— Co to ma znaczyć? — syczę.Jack wyciąga z torby walkmana i wkłada do uszu słuchawki.—Wydzwaniałem do ciebie przez cały wieczór, aż do drugiej.Kolacja się chyba wyjątkowo udała?—Byłam u H—bronię się, zdecydowanie za głośno, bardzo jednak za-leży mi na zatrzymaniu jego uwagi.SStewardesa demonstruje dalej.Teraz pokazuje, jak korzystać z gwizd-ka przy kamizelce ratunkowej.Kiedy mówię, ona przypadkowo w niego Rdmucha i przenikliwy dźwięk uruchamia narząd mowy, lub raczej wrza-sku, Darrena.Wygląda na to, że postanowił ustanowić własną barierę dźwięku i nie ma zamiaru dać się komukolwiek pokonać.Jack spogląda na mnie z uniesionymi sceptycznie brwiami, po czym ostentacyjnie wciska przycisk „play", nie dając mi możliwości wytłuma-czenia się.Widzę, jak uśmiecha się do stewardesy i przymyka oczy.Zasypia jeszcze przed startem samolotu.„Jak mogłeś? — krzyczę w duchu.— Tylko dlatego, że nie odbiera-łam telefonu, założyłeś, że spędzam noc z Nathanem.Myślałeś, że się z nim przez całą noc pieprzyłam? Czujesz się aż tak niedowartościowany i zazdrosny, że nie możesz mi zaufać nawet na pięć minut?"Zakładam ręce na piersiach i robię groźną minę do składanego stolika przede mną.Nie da się ukryć, że moje oburzenie nadawałoby się na przesłuchanie do roli głównej bohaterki opery mydlanej, ale co mi tam.Daję mu upust, pomagając sobie groźnym tupaniem nogi.„No dalej, ty tępy, humorzasty, wkurzający, mściwy, niepewny siebie głupku.Zjawiasz się tak późno, żeby mnie ukarać.Poczekaj tylko, a zobaczysz, ile mnie to obchodzi.Twoje małe, żałosne gierki nie robią na mnie żadnego wrażenia, a Nathan i tak nic mnie nie obchodzi."Rozkręciłam się już na dobre, kiedy nagle dociera do mnie, że Jack nawet o Nathanie nie wspomniał.On tylko podejrzewa, nic więcej.A całe moje zachowanie tylko go w jego podejrzeniach utwierdza.Poddaję się i popadam w czarną rozpacz.Dziękuję stewardesie za śniadanie, obserwuję za to, jak Dar-ren obrzuca swoją matkę jajecznicą.Sprawdzam, czy przypadkiem za uchem nie ma wytatuowanego znaku 666.Prawda jest taka, że to Nathan, a nie ja, zagrał nie fair.Naprawdę cieszyłam się na spotkanie z nim.Postawiłam sobie za punkt honoru nie dopuścić, żeby głupie obsesje Jacka wpłynęły na moje życie towarzyskie, które w końcu ma znacznie dłuższe tradycje niż moja z nim znajo-Smość.Czekałam ponad godzinę w barze w Soho, zanim Nathan w końcu się Rpojawił.Sama nie wiem, po co tak bardzo starałam się przyjść punktualnie ani też dlaczego tak się denerwowałam, czekając.Przecież jedną z głównych, nieuleczalnych cech Nathana była absolutna niemożność zjawienia się gdziekolwiek na czas.— Mam randkę z tą niesamowitą dziewczyną — nareszcie dobiegłmnie jego głos.Położył mi dłoń na ramieniu i pocałował w policzek.Zrobiło mi się ciepło na sercu.W końcu bez mała godzinę szykowałam się na to spotkanie.— Jest wyjątkowa — mówił dalej, sadowiąc się na stołku obok mnie przy barze.Bez udziału woli moja ręka powędrowała do włosów.—Och, Nath — uśmiechnęłam się czarująco.Pochyliłam się i trąciłam go łobuzersko w kolano.Zapomniałam już, jak potrafi na człowieka patrzeć tymi swoimi zielonymi oczami.—Ma na imię Marguerite—wyszeptał rozmarzony.—Pochodzi z Hiszpanii i jest.— przerwał dla wzmocnienia efekiu.— Mówię ci, to mogłaby być ta właściwa.— Skinął na barmana i zamówił dwie lampki szampana.Wypiłam swoją pospiesznie.Moje ego bardzo potrzebowało środka znieczulającego po tym, jak moja próżność boleśnie poślizgnęła się na skórce od banana [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl