[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Milczał przez chwilę, podczas której strażnicy ponownie zakuwali więźniów.- W najgorszym wypadku zawiśniecie na szubienicy.Jeśli Książę znajdzie jakieś okoliczności łagodzące, dostaniecie po trzydzieści lat ciężkich robót.W najlepszym wypadku dziesięć lat służby w Królewskiej Marynarce.Gdy strażnicy kazali im ruszać.Sho Pi obejrzał się przez ramię i spojrzał na Erika.- Może też być jeszcze inaczej.- powiedział i uśmiechnął się enigmatycznie.Erik pomyślał, że ten jegomość zachowuje się dosyć dziwacznie, zważywszy na fakt, iż niedawno skazano go na trzydzieści lat ciężkich robót.Więźniów ponownie odprowadzono do celi śmierci.Nastroje skazanych zmieniały się od tępej rezygnacji i rozpaczy po wybuchy szalonej wściekłości.Śliski Tom teraz okazywał strach - nieustannie chodził wzdłuż ścian celi, wymyślając jeden po drugim szalone plany pokonania strażników, opanowania pałacu i wyrwania się na wolność.Był też przekonany, że Szydercy tylko czekają na jakąkolwiek oznakę buntu, by uderzyć na pałac i uwolnić swych uciemiężonych przez tyranię braci.Po godzinie Bysio nie wytrzymał.- Chłopie.daj sobie spokój i odpocznij.I tak cię powieszą.Oczy Śliskiego Toma rozwarły się szerzej, i nagle ze zwierzęcym niemal rykiem rzucił się na swego kompana, sięgając dłońmi do jego gardła.Bysio chwycił go za ręce, odsunął je od siebie i niewiele myśląc, wyrżnął go głową w twarz.Tom zrobił zeza i ogłuszony upadł na ziemię.Bysio ułożył nieprzytomnego kompana w kącie na słomie.- Przez jakiś czas będzie trochę spokoju - powiedział.- Tylko na tym ci zależy? - odezwał się ktoś z głębi celi.- Chcesz mieć spokój? No, mój Bysiu, jutro rano otrzymasz tyle spokoju, ile tylko zapragniesz.Może Tom miał rację.Może powinniśmy umrzeć, walcząc ze strażą.- Czym? - prychnął Bysio.- Drewnianymi łyżkami?- Spieszno ci do śmierci? - spytał rozmówca.Bysio potarł dłonią podbródek.- Każdy musi umrzeć.pytanie tylko, kiedy.Gdy zdecydowałeś się zejść ze ścieżki prawa, sam wydałeś na siebie wyrok.czy ci się to podoba, czy nie.- Westchnął i zrobił melancholijną minę.- Zabijanie strażników nie wydaje mi się właściwe.w końcu wykonują tylko to, co do nich należy.Niektórzy mają żony i dzieci.-Usiadł, odchylając się w tył i opierając łokcie o kamienny występ za ławą.- Powieszenie nie jest wcale złą śmiercią.Albo ci trzaśnie szyja - tu strzelił palcami - i po tobie, albo się udusisz.Duszenie też nie jest złe.Kiedyś mnie przydusili.w bójce.Wszystko wokół zaczyna wirować, polem zacierają się kontury otoczenia.robi się coraz jaśniej.Nie, mój chwacie, to nie potrwa długo.- Skończ ten temat, Bysiu - warknął inny.- Nie wszyscy jesteśmy tak pobożni jak ty.- Aaronie, kiedy to właśnie owo duszenie zrobiło ze mnie pobożnego człeka.Wiesz, gdyby Kuba Trzęsionka nie rozwalił wtedy krzesła na łbie Cwanego Billa, byłbym już trupem.Wtedy właśnie doszedłem do wniosku, że najwyższa pora pojednać się z bogami, co też uczyniłem.Poszedłem więc do świątyni Lims-Kragmy, pogadałem z jednym kapłanem, złożyłem ofiarę, a jakże.i od lej pory nigdy nie zapomniałem o świętowaniu siódmego dnia.chyba, żem się nie mógł ruszyć.- Skrzyżowawszy potężne ramiona na piersi, Bysio nieubłaganie ciągnął dalej: - Jutro, kiedy stanę przed Boginią Śmierci, a ona powie: „Bysiu, Bysiu.jesteś łgarzem, złodziejem i mordercą.choć tym ostatnim stałeś się wbrew sobie i niechcący.ale przyznać muszę, że pobożny z ciebie drań”, uśmiechnę się i odpowiem: „Nie inaczej, Wasza Boskość”.To się powinno liczyć.Erik pomyślał, że w jego położeniu trudno kpić z Bysia, Roo zaś był bliski łez ze strachu, że zostaną jednak skazani na stryk.Jedynymi osobami w towarzystwie, które nie otrzymały wyroku śmierci, byli Sho Pi, Erik i Roo.Isalańczyk miał zostać wcielony do brygady roboczej po egzekucji, którą potraktowano chyba jako swego rodzaju lekcję dla niepokornego cudzoziemca.Żółtoskóry nie wyglądał wcale na zmartwionego perspektywą wyrywania przez najbliższe trzydzieści lat kamieni ze skał w królewskich kamieniołomach.Opowiadano sobie, że niektórym młodym i zdrowym ludziom udawało się to przetrzymać i opuszczali brygady jako sterani życiem pięćdziesięciolatkowie, którzy już nie potrafili ułożyć sobie życia.Większość ludzi jednak umierała w kajdanach i opuszczała kopalnie nogami do przodu.Wieczorem otwarto z trzaskiem drzwi i Erik podniósł głowę, na poły ze strachem, na poły z nadzieją - spodziewał się bowiem Lendera.Okazało się jednak, że to tylko strażnicy z wieczornym posiłkiem.Więźniowie dostali obfitsze porcje chleba i sera, w zupie była mięsna wkładka, ponadto każdy otrzymał kubek niezłego wina.Erik pomimo emocji i wyczerpania czuł wilczy głód, Roo jednak zrezygnował z posiłku - zwinął się po prostu w kłębek i zasnął.Większość więźniów pochłaniała swoje porcje w milczeniu, wyjąwszy Isalańczyka, który podszedł do Erika i usiadł obok.- Myślisz, że wyjdziesz stąd wolny? - spytał.Erik spojrzał przed siebie i przez chwilę wpatrywał się w pustkę.- Nie.gdybyśmy zostali i stawili czoło oskarżeniu.to może.gdyby zobaczyli, jak krwawiłem po pchnięciu, które otrzymałem od Stefana w ramię.Nie.jestem pewien, że zawiśniemy na belce albo spędzimy następne trzydzieści lat, harując dla chwały Króla.- Nie sądzę.- rzekł Isalańczyk.- Dlaczego tak uważasz?- Ta kobieta.Nie wiem, jak to możliwe, ale ona widziała nasze myśli, gdyśmy stawali przed Księciem.- Jeżeli, jak twierdzisz, czytała w naszych myślach, to chyba dlatego, że Książę chciał się przekonać, czy mówimy prawdę.- Nic.chodziło o coś innego.- O co?- Nie jestem pewien.Może chciała się dowiedzieć, jacy jesteśmy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl