[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wydaje się, że całkiem dobrze rozumie, na czym polegają nasze stosunki z Loganem.Lepiej niżpowinien.Otworzyłam usta, chcąc bronić się przed jej spekulacjami, ale nerwowa odpowiedz Ansela kazałami milczeć:- To chyba żadna niespodzianka, biorąc pod uwagę, że siedzi z nami codziennie.Pewniezorientował się w hierarchii.To bystry facet.Mówiąc to, nie patrzył na Sabinę; spróbował obojętnie wzruszyć ramionami, ale wyglądało toraczej jak niezręczny skurcz.Wbił paznokcie w skórkę jabłka.316 Obserwowałam go przez chwilę ze zmarszczonymi brwiami.W końcu spojrzałam na Daxa.Myślami wróciłam na lekcję chemii, przypomniałam sobie rezygnację w oczach Rena, zanimwyszedł.- Martwię się o Rena.Zostawił liścik, że nie będzie go w szkole dzisiaj ani jutro.Nie wiem,dokąd poszedł.Dax zerknął na mnie; Fey wykorzystała moment dekoncentracji i trzasnęła jego ręką o stół.Dax,niezmieszany, roztarł łokieć.- Wytropię go i dopilnuję, żeby nie wybił całego stada jeleni.Facet ma temperament, ale zwyklenie złości się zbyt długo.Zerknął z ukosa na Fey.- Chcesz mi pomóc go szukać, na wypadek gdyby jeszcze był w złym nastroju i chciał się namnie wyżyć?- Popołudniowe wagary? - Przeciągnęła palce jak szpony.- Jasne, chętnie się przebiegnę.- Chcę, żebyście znalezli Rena, ale nie powinniście się urywać z lekcji - sprzeciwiłam się.-Opiekunowie nie pochwalają wagarów.Już i tak mamy kłopoty.Fey uderzyła pięściami w stół.- Olać to.Ja bym poszła teraz.Dax posłał mi nieprzyjazne spojrzenie, po czym uśmiechnął się promiennie do Fey.- Idziemy.- Złapał ją za ramię.Wykręciła się i wbiła mu łokieć w żebra.Dax się skrzywił, a Feyze śmiechem uciekła ze stołówki.Dax, warcząc żartobliwie, popędził za nią.317 29Shay patrzył, jak przeciągam się na jego łóżku.Jego spojrzenie przemykało po mnie jak ostrożnapieszczota.- Dlaczego zmieniłaś zdanie?- %7ładnych pytań - mruknęłam.- Po prostu mnie pocałuj.Uśmiechnął się i położył przy mnie; jego dłoń obwiodła krzywiznę między moim biodrem atalią.- Jesteś pewna?- Tak.- Oplotłam ramionami jego szyję, przyciągając go bliżej.Jego wargi spotkały się z moimi i zatonęłam w jego objęciach, wtulałam się w jego ciało.Jegodłonie pieściły moją szyję, zsuwały się na piersi; łomot mojego serca był ogłuszający.Zabrał się dorozpinania mojej bluzki.Jeden guzik rozpięty.Dwa.Trzy.Musnął wargami moje ucho.- Mam przestać?Nie mogłam złapać tchu, żeby odpowiedzieć, ale pokręciłam głową.Jego usta błądziły po mojej szyi.Coraz niżej.Gdzieś poza pokojem usłyszałam daleki grzmot.Nie, to nie był grzmot.Głęboki pomruk, choć złowróżbnie cichy, był bliżej, niż mogłaby być burza.318 Spojrzałam w korytarz, widoczny przez otwarte drzwi pokoju.Coś kryło się w cieniu.Oczy jak rozżarzone węgle.Warkot Rena nie ustawał, kiedy wysunął się z mroku, który maskował jego ciemnoszare futro.Próbowałam mówić, ale nie mogłam.Kurczowo chwyciłam ramię Shaya; spojrzał na mnie i sięuśmiechnął.- Kocham cię.W tej chwili Ren przysiadł i skoczył; wpadł na Shaya całym impetem i zrzucił go z łóżka.Kiedy turlali się po podłodze, szczęki Rena zacisnęły się na gardle Shaya.Usłyszałam odgłos rozdzieranego ciała, chrupot kości, i zamknęłam oczy.Kiedy znów spojrzałam, Ren był w ludzkiej postaci i kucał nad nieruchomym ciałem Shaya.Alfa odwrócił głowę i spojrzał na mnie.- Nie było innego sposobu - powiedział cicho.- Jesteś moja.- Wiem - szepnęłam i nie ruszyłam się, kiedy się do mnie zbliżył.- Przepraszam.Schylił się i pocałował mnie wargami wciąż mokrymi od krwi Shaya.Jej smak rozpalił krew wmoich żyłach.Jęknęłam, chwyciłam go za koszulę i przyciągnęłam do siebie.Kątem oka widziałam,że ciało Shaya przeobraża się raz po raz.Chłopak, wilk, skóra, sierść; tonął w kałuży krwi, aleprzemiany nie ustawały.Aż wreszcie przestałam go widzieć.Gwałtownie otworzyłam oczy.Chwyciłam się za skurczony żołądek i z trudem cofnęłam żółć,która podchodziła mi do gardła.Pokój zawirował kilka razy wokół mnie, zanim wreszcie obraz sięwyostrzył.Gapiłam się na sufit; zmięty egzemplarz Wodnikowego Wzgórza leżał na mojej piersi.Szukając pocieszenia, przeczytałam ledwie parę stron, zanim zasnęłam.Telefon bzyczał gniewnie nanocnej szafce.Podniosłam go i spojrzałam na wyświetlacz.Shay Doran.Wcisnęłam guzik i wymamrotałam:319 - Będę u ciebie jutro, Shay.Potrzebuję spędzić wieczór sama.- I rozłączyłam się, zanim zdążyłcoś powiedzieć.Nie byłabym w stanie słuchać jego głosu, kiedy jego słowa ze snu:  kocham cię",wciąż brzmiały mi w uszach.Czy on mnie naprawdę kocha? A czy chcę, żeby tak było?Usłyszałam niepewne kroki.Przekręciłam się na bok, przodem do drzwi, i zobaczyłam Ansela,przechodzącego korytarzem.Przekręciłam się z powrotem na plecy i starłam sen z oczu.Padłam dołóżka, ledwie wróciłam ze szkoły, przygnieciona ciężarem tego dnia.Podłoga zaskrzypiała, kiedy Ansel znów minął drzwi.Dostrzegłam jego nerwowe spojrzenie wmoim kierunku, zanim pospiesznie ruszył dalej.- Ansel, nie jestem słońcem, przestań orbitować i chodz tutaj! - zawołałam.Pojawił się wdrzwiach.Patrzyłam podejrzliwie, jak zbliża się pomału, nerwowo.- Zachowujesz się dziwnie -powiedziałam, klepiąc narzutę.- Usiądz.Przysiadł na rogu i zaczął kręcić jedwabiste kosmyki włosów, opadające mu na uszy.- Powinieneś się ostrzyc - rzuciłam.Wzruszył ramionami.- Bryn ma jakiś pomysł na inną fryzurę i mówi, że powinny być trochę dłuższe.- To ty chciałeś z nią chodzić.- Wycelowałam w niego palec.- Więc teraz jesteś obiektem jejstylistycznych pomysłów.Chwała Bogu, może wreszcie odczepi się ode mnie.Uśmiechnął się wstydliwie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl
  • wstydu (2)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szpetal.keep.pl