[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Nie.— Przejmę resuscytację.Odsunęła się na bok.Mężczyzna podpełzł bliżej, żeby zająćjej miejsce.Na rękawie miał insygnia sił powietrznych i szew-rony.— Siły powietrzne? — zapytała.Skinął głową i podjął akcję.Poczuła przypływ nadziei.Tobyła jedyna i najlepsza szansa dla dziecka.Ratownik był po-ważny, robił wrażenie kompetentnego, nieporuszonego i skon-centrowanego.Przez chwilę łzy ulgi przesłoniły jej obraz.Wycofała się ty-łem jak krab, usiłując się nie załamać, zachować spokój jeszczeprzez chwilę.Obecność 129, oddziału oznaczała, że mieli prze-szkolonych profesjonalistów, sprzęt medyczny i środki, żebywyciągnąć z tego piekła ich wszystkich.Z pewnością nad ichgłowami wisiał diabelnie piękny helikopter Pave Hawk.287Podpełzła z powrotem do Daniela.— Ratownicy z sił powietrznych — powiedziała.— Wyj-dziemy stąd.Wzięła go za rękę i wyjrzała przez zmiażdżone drzwi wraka.Fala przyboju była na poziomie wzroku.Pojawił się drugi ra-townik, ześliznął się z nieba na linie.— Jo — odezwał się Daniel.Rękę miał lodowatą.Przytuliła się do niego, żeby ogrzać gociepłem swojego ciała.— Wychodzimy stąd najszybciej, jak się da.Trzymaj się —szeptała.Spojrzał na nią.Rzęził.Poczuła strużkę adrenaliny płynącąwprost do serca.Przedtem nie słyszała rzężenia.— Daniel, możesz oddychać? — zapytała.Wyszeptał coś.Pochyliła się.Wrócił wcześniejszy strach,czarny i ogromny jak wielki zły wilk.Jego usta się poruszyły.Bezgłośnie.— Jo.Kocham.— Danny.Walczył o oddech.Zobaczyła kurczowy ruch klatki piersio-wej.Spojrzała na jego paznokcie.Niebieskie u nasady.Cholera.Wychyliła się i krzyknęła przez drzwi do drugiego ratownika.— Pacjent z zaburzeniami oddychania.Daniel ścisnął jej rękę.— Daj spokój, Danny.Trzymaj się.— Przełknął z wyraźnymbólem.Ścisnęła jego dłoń.— Cholera, Beckett, prawie stądwychodzimy.— Dotknął jej twarzy i spojrzał tymi zielonymioczami.— Wracamy do domu, Beckett.Ty i ja — powiedziała.Uścisnął jej dłoń.Jego oczy powiedziały Jo, że on nie wrócido domu.Zrozumiała.Z wyrazistością, którą daje przekroczenie gra-nicy absolutnego zera.Oczy miał przytomne i przez chwilę288walczył z bólem, żeby jej powiedzieć, że zna prawdę i ona teżmusi ją poznać.Był lekarzem.Wiedział, że już po nim.Jegoduch zatrzymał się na kilka ostatnich sekund, spoglądając naJo z głębi zrujnowanego ciała, mówiąc „do widzenia”.A potem przeszedł na drugą stronę.Po chwili wszystko pochłonęła gigantyczna fala, która donich dotarła.Wszystkie dźwięki, światło, odgłos silników haw-ka, jej ból.Straciła zmysły.Nie płakała, ale krzyczała na niego,a potem ktoś wyciągnął ją z helikoptera, mokrą i drżącą.Wal-czyła przez całą drogę.Dlaczego, kurwa, ten facet odciągał jąod Danny'ego?— Pani doktor, przypływ zalewa helikopter.Utonie pani —powiedział.— Puść mnie! Puść mnie! Mój mąż tam jest.Puść mnie.Musimy go wyciągnąć.Otoczyły ją silne ramiona, zamknęły w uścisku.Czuła za-pach lotniczego kombinezonu, zobaczyła naszywkę z nazwi-skiem Quintana, ale nie chciała słyszeć tego, co mówił.Trzymał ją mocno i nie puszczał.Kiedy przysunął usta dojej ucha, głos miał łagodny.— Przykro mi.Oboje nie żyją.29.Błękit październikowego nieba raził oczy.Dzwoniły kościel-ne dzwony.Jo miała wrażenie, że odbijają się echem w jej pier-si.Gabe pochylił się w przód, ręce ściskał między kolanami.— Jo, nie zabiłaś Daniela.— Nie pocieszaj mnie.Wiem, co ludzie gadali za moimiplecami.Był skonsternowany.— O czym ty mówisz? Poczuła ucisk w gardle.— Tego dnia.Kiedy wróciliśmy do Moffett.Ludzie ze 129, oddziału ratowniczego przywieźli ją pavehawkiem do Moffett Field.Podczas lotu Quintana siedziałobok niej.Nikt się nie odzywał.Gdy wylądowali, Jo wygramoli-ła się oszołomiona.Nigdy więcej nie chciała się zbliżać do sa-molotu, do helikoptera, samolotu rejsowego, samolociku zpapieru.Otrząsnęła się jak wąż, który zrzuca skórę, i odeszła.Teraz wiedziała, że była wtedy w szoku, który dotyka pogrą-żonych w żałobie i zmienia świat po śmierci partnera w miejsce290mroczne i szkliste.Dowiedziała się tego na spotkaniu grupywsparcia, kiedy Tina wreszcie ją tam zaciągnęła, dosłownie, isiedziała obok niej.Gdy razem z ratownikami weszła do głównego budynkujednostki, owinęli ją kocem, dali kawę, posadzili na plastiko-wym krześle pod fluorescencyjną lampą.Oddalili się, by po-rozmawiać z oficerem dowodzącym oddziałem.Jo wpatrywałasię w ścianę.Słyszała stłumione głosy.Uratowana, usłyszała.Żona tego faceta.Triage, usłyszała.I głos drugiego ratownika, który cichoopowiadał o Danielu.Teraz, w oślepiającym słonecznym blasku, spojrzałaQuintanie w oczy.— Powiedział wtedy: „Nawet paramedyk powinien był towyłapać”.Gabe wpatrywał się w nią z wytężoną uwagą.Zmusiła się,żeby nie odwracać spojrzenia.Miała wrażenie, że zaraz sięrozsypie.— Popełniłam błąd, i to go zabiło — stwierdziła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl