[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Właściwie wprowadzając cię tutaj łamię przepisy  powiedział Michał.Skończyłeś osiemnaście lat? Dopiero niedawno? No, Bogu dzięki.Czego się napijesz?Jakiś sok owocowy? Och, nie!  zaprotestował Toby, wyraznie zgorszony. Chciałbym spróbowaćtrunku, jaki się pije w tej części kraju.Wie pan, co to jest?11611  Dzwon  Przypuszczam, że jabłecznik pędzony w południowo-zachodnich hrabstwach.Widzę, że mają go tu w beczce.Jest dość mocny.Masz ochotę spróbować? Doskona-le.Siedz, a ja przyniosę wszystko do stolika.Kanapki były dobre: świeży biały chleb z chudym, kruchym rostbefem.Podano teżpikle i musztardę, i frytki.Jabłecznik był złocisty, ostry, ale nie kwaśny, i bardzomocny.Michał przełknął duży łyk tego dobrze znanego mu płynu; znał go od dzieciń-stwa.Był to napój podnoszący na duchu i przywodzący mnóstwo wspomnień, samychdobrych wspomnień. To przecież nie są hrabstwa południowo-zachodnie  powiedział Toby.Zawsze mi się zdawało, że Swindon jest dość blisko Londynu.Ale może mylę Swin-don ze Slough! Zachód tu się zaczyna  wyjaśnił Michał. A w każdym razie całe życie taksobie wyobrażałem.Jabłecznik jest tego dowodem.Sam pochodzę z tych stron.A tygdzie się urodziłeś? W Londynie  odparł Toby. Bardzo żałuję.Bardzo żałuję, że mnie nie posła-li przynajmniej do jakiejś szkoły z internatem.Rozmawiali chwilę o dzieciństwie Toby'ego.Michał poczuł się nagle tak szczęśli-wy, że miał ochotę krzyczeć na głos.Upłynęło dużo czasu, odkąd ostatni raz siedziałw barze; a siedzenie tutaj, rozmowa z tym chłopcem, picie tego jabłecznika wydawałosię zajęciem tak skończenie doskonałym, że nie pozostawiało miejsca na żadne innepragnienia.Niejasno Michał pomyślał, że jest to u niego stan wyjątkowy; stan, któregobraku nie odczuwał i do którego specjalnie nie tęsknił; jednakże po chwili, mimo żestan ów trwał nadal, Michał zdał sobie sprawę z rzeczy, których mu było brak w ży-ciu, których się wyrzekł.W pewnym momencie, co miało jakiś z tym związek, stanęłamu przed oczami wizja, dawniej często go nawiedzająca, ale teraz rzadka, wizja Dłu-giej Sali w Imber  wyłożonej dywanami, umeblowanej, o ścianach upiększonychlustrami w złoconych ramach i blaskiem starych obrazów, z fortepianem jak kiedyśstojącym w kącie, z zachęcającą tacą butelek na stoliku pod ścianą.Ale nawet to nieumniejszało jego radości: wiedzieć dokładnie, czego się wyrzekamy, co zyskujemy, inie odczuwać żalu; odwiedzać ponownie i bez zazdrości widownię uciech, którychwyrzekliśmy się, i zakosztować ich znów przelotnie, z rozkoszą nie zmąconą przezświadomość, że są chwilowe  oto jest szczęście, oto na pewno jest wolność.117  Co masz zamiar robić po studiach?  spytał Michał. : Nie wiem  odparł Toby. Będę jakimś tam inżynierem.Ale jeszcze niewiem, co chcę robić.Nie mam ochoty wyjeżdżać za granicę.Wie pan, tak naprawdęchciałbym robić to co pan.Michał roześmiał się. Kochany chłopcze, przecież ja nic nie robię.Jestem uniwersalnym amatorem. Robi pan  oznajmił Toby. Chcę przez to powiedzieć, że zrobił pan cośwspaniałego w Imber.Chciałbym móc zrobić coś takiego.To znaczy, nigdy nie udami się osiągnąć tego, co pan osiągnął, ale chciałbym być cząstką jakiejś takiej rzeczy.Czegoś, co jest czyste, w izolacji od współczesnego świata.Michał znowu się roześmiał i rozmawiali chwilę o izolowaniu się od świata.Nieokazując tego Michał bardzo się wzruszył i trochę posmutniał na widok podziwu takjawnie okazywanego mu przez chłopca.Toby widział w nim przywódcę duchowego.Rozumiejąc, jak bardzo zniekształcony jest to obraz, Michał nie mógł jednocześnie niezaczerpnąć z tej swojej przeobrażonej przez fantazję chłopca podobizny pewnegoożywczego poczucia możliwości.Nie jest jeszcze skończony, stanowczo nie jest!:Przyjrzał się chłopcu: Toby włożył na drogę do miasta czystą koszulę i marynarkę, alenie zawiązał krawata.Marynarkę zostawił w samochodzie.Koszula, jeszcze sztywnapo praniu, była odpięta i kołnierzyk sterczał mu równo pod brodą, a wąska szpara wtej płóciennej bieli ukazywała skórę spaloną na brąz.Michał zwrócił ponownie uwagęna prostą linię jego krótkiego nosa, długość rzęs i jakby oszołomiony, nieśmiały wyrazoczu, pytający, łagodny, nietknięty.W twarzy chłopca nie było ani śladu przebiegło-ści, tej raczej nerwowej bystrości, jaką spotyka się często u chłopców w jego wieku.Michał zapragnął, żeby ziściły się nadzieje Toby'ego, a to go napełniało radością, jakąodczuwamy pragnąc wielkodusznie, żeby ziściły się cudze nadzieje. Chyba będę musiał to zostawić  powiedział Toby. Jest bardzo dobre, aletrochę dla mnie za mocne.Nie, dziękuję bardzo, już nic.Dopije pan za mnie?  Wlałresztę swojego jabłecznika do prawie pustej szklanki, która stała przed Michałem.Mi-chał wypił i zamówił sobie jeszcze jedną szklankę.Na barze leżała czekolada, kupiłToby'emu tabliczkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl