[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sama mi mówiłaś o Andrewie iStevenie.Ale my, my, kochana, jesteśmy w lepszej niżwiększość ludzi sytuacji.Oboje jesteśmy opiekunami.Możemy się zmieniać, raz ty, raz ja.Nie czekając na odpowiedz, wyszedł.Quenby spojrzała w okno.Leżąc w mroku, wdychałarozkoszne wonie nocy.Opiekun.Jak miłe było to słowo! O,jak cudownie byłoby mieć koło siebie kogoś, kto by się niązajmował, opiekował, chronił, dbał o nią - nie z obowiązku,ale po prostu dla własnej przyjemności!Leżała tak w ciemnościach, ni to marząc, ni to śniąc.Wkońcu powieki jej stały się ciężkie - i już, już miała zasnąć.Nagle na wpół senne marzenia dziewczyny rozproszyłaniespokojna myśl.Gunner!.Kiedy zobaczyła go naschodach, był kompletnie ubrany.Miał na sobie nawet kurtkę.Gdzież on chodził po nocy?!Rozdział 4- Bardzo mi się podobasz, kiedy tak grasz na harfie -Gunner rozparł się na małej kanapce i wyciągnął przed siebienogi.- Przypomnij mi tylko, żebym ci kupił odpowiedni dotego zajęcia strój.Dżinsy i koszulka trykotowa psują niecowrażenie.Quenby, śmiejąc się, przeciągnęła palcami postrunach.- Sądzisz, że powinnam nosić białą, powłóczystą szatę isrebrnopióre skrzydła? Spójrz, jak ubiera się AndreasVollenveider.- Nie, wcale bym nie chciał, żebyś wyglądała jak anioł.Wolę.coś średniowiecznego.Rozkwit rycerstwa, kultidealnej, dworskiej miłości, piękny, długowłosy minstrel.-Zmrużył oczy.- Wbrew temu, co się powszechnie sądzi, wowych czasach damy pewnie stąpały po ziemi - uśmiechnął sięna widok jej rumieńca.- Tak.Wolę coś średniowiecznego.%7ładnych niematerialnych aniołów.Quenby wzięła fałszywy akord.Zmieszała się.Tak towłaśnie z Gunnerem było: gdy tylko nastrój stawał się zbytsielankowy, rozbijał go jakąś lekką, często frywolną aluzją.Był wspaniałym towarzyszem, wesołym, dowcipnym, a przytym, kiedy Quenby mówiła o czymś poważniejszym, potrafiłsłuchać.Interesowało go wszystko.Umysł miał lotny, dowcipżywy, serce wrażliwe.Czuła się przy nim tak, jakby znali sięod stu lat, mało tego, jakby od stu lat byli najlepszymiprzyjaciółmi.Nigdy nikogo takiego nie spotkała.Gunner Nilsen byłklasą sam dla siebie.Opuściła ręce.- No, robi się pózno.Trzeba zawołać Andrewa.Porawykąpać go i położyć spać.- Dobrze.A gdzie on jest? - Ze Stevenem, nad brzegiem strumienia.Patrzą wgwiazdy.- Wstała i poszła do kuchni.- Zauważyłam, żeAndrew jest bardzo pewny siebie.Zawsze był taki niezależny?- Od urodzenia - Gunner poszedł za nią.- To właśniedlatego nasz problem jest tak skomplikowany.Andrew jestbardzo silny.- To jeszcze dziecko, a ty mówisz o nim tak, jakby już byłdorosły.- Po części jest.Mówiłem ci, że on czasem zupełnie nieprzypomina dziecka - Gunner otworzył kuchenne drzwi,usiadł na progu, oparł się o framugę i leniwie rozprostowałnogi.- Chodz, usiądz przy mnie.Chcę cię przytulić.Doprawdy, atmosfera tego domu jest jakaś szczególna.Corazbardziej nasiąkam potrzebą czułości.- Już pózno.Andrew musi iść do łóżka.Gunner przysłonił ręką oczy.Andrew i Steven siedzielinad strumieniem; obaj zadzierali głowy w wieczornewygwieżdżone niebo.- Bawią się świetnie, niczego im nie trzeba.Dajmy imjeszcze kwadransik.Chodz do mnie.Na pewno dawno już niesiedziałaś w progu i nie gapiłaś się w noc.- No.owszem - Quenby podeszła do niego, ale wahałasię.W końcu jednak usiadła.Gunner gestem prostym iserdecznym objął dziewczynę ramieniem.Wieczór był ciepły ispokojny, na horyzoncie dogasała purpurowa zorza, wysokomrugały nieśmiało gwiazdy.Quenby rozmarzyła się.Oparłagłowę na ramieniu Gunnera.- Rzeczywiście.Dawno już tak nie siedziałam.Skierowała wzrok w kierunku Andrewa i Stevena.Wciszy dojrzewającego wieczoru dobiegł ją daleki, niski głos:- A tam, o, jest Centaur.W połowie człowiek, w połowiekoń.Pan Busby powiedział mi, że Centaura odmieniła razjakaś wiedzma, bo zakradł się do jej chaty w lesie i próbowałukraść kocioł.- E tam, to bujda.Czytałem kiedyś taką książkę.-Andrew umilkł.- No, może w tej książce napisali nieprawdę.A tam, dalej?- Tam jest Lew.A tutaj Wielka Niedzwiedzica i MałaNiedzwiedzica.Piękne są, prawda? Nie chciałbyś kiedyśwsiąść na statek kosmiczny i obejrzeć je z bliska? Założę się,że z bliska błyszczałyby tak mocno, że nie mógłbyś patrzeć.- Tak, chciałbym [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Sama mi mówiłaś o Andrewie iStevenie.Ale my, my, kochana, jesteśmy w lepszej niżwiększość ludzi sytuacji.Oboje jesteśmy opiekunami.Możemy się zmieniać, raz ty, raz ja.Nie czekając na odpowiedz, wyszedł.Quenby spojrzała w okno.Leżąc w mroku, wdychałarozkoszne wonie nocy.Opiekun.Jak miłe było to słowo! O,jak cudownie byłoby mieć koło siebie kogoś, kto by się niązajmował, opiekował, chronił, dbał o nią - nie z obowiązku,ale po prostu dla własnej przyjemności!Leżała tak w ciemnościach, ni to marząc, ni to śniąc.Wkońcu powieki jej stały się ciężkie - i już, już miała zasnąć.Nagle na wpół senne marzenia dziewczyny rozproszyłaniespokojna myśl.Gunner!.Kiedy zobaczyła go naschodach, był kompletnie ubrany.Miał na sobie nawet kurtkę.Gdzież on chodził po nocy?!Rozdział 4- Bardzo mi się podobasz, kiedy tak grasz na harfie -Gunner rozparł się na małej kanapce i wyciągnął przed siebienogi.- Przypomnij mi tylko, żebym ci kupił odpowiedni dotego zajęcia strój.Dżinsy i koszulka trykotowa psują niecowrażenie.Quenby, śmiejąc się, przeciągnęła palcami postrunach.- Sądzisz, że powinnam nosić białą, powłóczystą szatę isrebrnopióre skrzydła? Spójrz, jak ubiera się AndreasVollenveider.- Nie, wcale bym nie chciał, żebyś wyglądała jak anioł.Wolę.coś średniowiecznego.Rozkwit rycerstwa, kultidealnej, dworskiej miłości, piękny, długowłosy minstrel.-Zmrużył oczy.- Wbrew temu, co się powszechnie sądzi, wowych czasach damy pewnie stąpały po ziemi - uśmiechnął sięna widok jej rumieńca.- Tak.Wolę coś średniowiecznego.%7ładnych niematerialnych aniołów.Quenby wzięła fałszywy akord.Zmieszała się.Tak towłaśnie z Gunnerem było: gdy tylko nastrój stawał się zbytsielankowy, rozbijał go jakąś lekką, często frywolną aluzją.Był wspaniałym towarzyszem, wesołym, dowcipnym, a przytym, kiedy Quenby mówiła o czymś poważniejszym, potrafiłsłuchać.Interesowało go wszystko.Umysł miał lotny, dowcipżywy, serce wrażliwe.Czuła się przy nim tak, jakby znali sięod stu lat, mało tego, jakby od stu lat byli najlepszymiprzyjaciółmi.Nigdy nikogo takiego nie spotkała.Gunner Nilsen byłklasą sam dla siebie.Opuściła ręce.- No, robi się pózno.Trzeba zawołać Andrewa.Porawykąpać go i położyć spać.- Dobrze.A gdzie on jest? - Ze Stevenem, nad brzegiem strumienia.Patrzą wgwiazdy.- Wstała i poszła do kuchni.- Zauważyłam, żeAndrew jest bardzo pewny siebie.Zawsze był taki niezależny?- Od urodzenia - Gunner poszedł za nią.- To właśniedlatego nasz problem jest tak skomplikowany.Andrew jestbardzo silny.- To jeszcze dziecko, a ty mówisz o nim tak, jakby już byłdorosły.- Po części jest.Mówiłem ci, że on czasem zupełnie nieprzypomina dziecka - Gunner otworzył kuchenne drzwi,usiadł na progu, oparł się o framugę i leniwie rozprostowałnogi.- Chodz, usiądz przy mnie.Chcę cię przytulić.Doprawdy, atmosfera tego domu jest jakaś szczególna.Corazbardziej nasiąkam potrzebą czułości.- Już pózno.Andrew musi iść do łóżka.Gunner przysłonił ręką oczy.Andrew i Steven siedzielinad strumieniem; obaj zadzierali głowy w wieczornewygwieżdżone niebo.- Bawią się świetnie, niczego im nie trzeba.Dajmy imjeszcze kwadransik.Chodz do mnie.Na pewno dawno już niesiedziałaś w progu i nie gapiłaś się w noc.- No.owszem - Quenby podeszła do niego, ale wahałasię.W końcu jednak usiadła.Gunner gestem prostym iserdecznym objął dziewczynę ramieniem.Wieczór był ciepły ispokojny, na horyzoncie dogasała purpurowa zorza, wysokomrugały nieśmiało gwiazdy.Quenby rozmarzyła się.Oparłagłowę na ramieniu Gunnera.- Rzeczywiście.Dawno już tak nie siedziałam.Skierowała wzrok w kierunku Andrewa i Stevena.Wciszy dojrzewającego wieczoru dobiegł ją daleki, niski głos:- A tam, o, jest Centaur.W połowie człowiek, w połowiekoń.Pan Busby powiedział mi, że Centaura odmieniła razjakaś wiedzma, bo zakradł się do jej chaty w lesie i próbowałukraść kocioł.- E tam, to bujda.Czytałem kiedyś taką książkę.-Andrew umilkł.- No, może w tej książce napisali nieprawdę.A tam, dalej?- Tam jest Lew.A tutaj Wielka Niedzwiedzica i MałaNiedzwiedzica.Piękne są, prawda? Nie chciałbyś kiedyśwsiąść na statek kosmiczny i obejrzeć je z bliska? Założę się,że z bliska błyszczałyby tak mocno, że nie mógłbyś patrzeć.- Tak, chciałbym [ Pobierz całość w formacie PDF ]