[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Florentyna, znowu w przeklętej, krótkiej spódniczce, tyle że dla odmiany białej,płóciennej, zagadnęła go w jakimś dziwnym języku i ponura twarz Mulata rozpromieniła się.- On jest z Antyli Holenderskich.Z wyspy Curacao.Papiamento to jego ojczysty języki jest szczęśliwy, że może ze mną porozmawiać.Od trzech lat z nikim nie gadał w ojczystejmowie - wyjaśniła nam.Florentynie i temu człowiekowi (zaraz zresztą dowiedzieliśmy się, że ma na imięFrancesco) odtąd nie zamykały się usta.Oczywiście zdecydował się zabrać nas na La Jauja iwkrótce, po załadowaniu do łodzi skrzyń ze świeżymi jarzynami oraz zamrożonym mięsem,wyruszyliśmy na morze.Potem Florentyna przekazała nam uzyskane od niego informacje.Okazało się, że na wyspie, w ośrodku przerobionym z dawnego hotelu i kasyna oficerskiego,przebywa obecnie około dziesięciu gości z różnych stron świata.Służba liczy piętnaście osób.W hotelu jest prawie pięćdziesiąt pokojów, ale don Pedro przyjmuje tylko  specjalnychgości, nie ponosi więc żadnych strat finansowych.Wreszcie ujrzeliśmy wyłaniającą się z morza czarną, poszarpaną skałę, niemalzupełnie pozbawioną roślinności.W małej zatoczce przy zachodnim brzegu wyspyznajdowała się niewielka przystań.Nad zatoką stał jasny, duży, dwupiętrowy budynek - dawny hotel wojskowy wraz z kasynem.Kiedyś cała La Jauja stanowiła prawdopodobniejedno wielkie rumowisko skalne, które uprzątnęły saperskie buldożery oraz ładunki trotylu.Wyspa stała się płaska, nawet z morza można było zobaczyć ogrodzone siatką i zasiekami zdrutu kolczastego resztki wojskowych budynków, bunkrów, nie wykorzystane, rdzewiejącekonstrukcje z żelaza.Na drewniane molo wyszedł do nas don Pedro, o czym poinformował mnie Francescoza pośrednictwem Florentyny.Był to wysoki, przystojny Hiszpan ubrany z nienaganną elegancją.Miał na sobie białygarnitur z tropiku, olśniewająco białą koszulę, szarą muszkę i kapelusz panama.Na naszwidok nie drgnęła mu powieka, choć musiał być zdumiony, że oprócz skrzyń z żywnościąFrancesco przywiózł mu także niezapowiedzianych gości.- Witam państwa w La Jauja - powitał nas po angielsku, ze szczególną galanteriącałując dłoń Florentyny.- Nasz hotel i ja osobiście zawsze rad witam gości.Będą tu państwoczuli się jak u siebie w domu.Tym niemniej obejrzał starannie blankiety otrzymane przez nas w biurze podróży.Aże tych blankietów nie można było dostać bez hasła, zapewne przyjął nas jako  swoich , choćmusiał być zdziwiony, że go o naszym przybyciu nie uprzedzono.Od razu na przystani Dawson opowiedział mu o swoim ojcu, który kazał muodwiedzić La Jauja, a nas przedstawił jako swoich przyjaciół.Chciał też wręczyć mu naszepaszporty, ale don Pedro oświadczył z czarownym uśmiechem na ustach:- La Jauja to takie miejsce, gdzie nikt nie musi okazywać swego paszportu aniwyjaśniać, po co tu przybył.W Krainie Szczęśliwości każdy gość może robić, co chce, zwyjątkiem przekraczania ogrodzenia z siatki i drutu.Napisy  Danger ostrzegają, gdzie niewolno chodzić, a to ze względu na skażenie radioaktywne, które pozostało po czasach, gdyprzebywało tu wojsko.Po tych słowach wyjął z kieszeni gwizdek, dmuchnął w niego i z hotelu wybiegłozaraz dwóch Murzynów, którzy chwycili nasze walizki.Don Pedro osobiście zaprowadził nasdo klimatyzowanego hallu, a następnie zawiódł na drugie piętro, gdzie wskazał nam trzypołożone obok siebie pokoje.Gdy wyjrzałem przez okno, doznałem uczucia, że znalazłem sięw więzieniu.Tuż pod oknami, o dwa piętra w dole, o wilgotne i ostre skały rozbijały się falemorza.Wystarczyło postawić przy drzwiach strażnika, a bylibyśmy uwięzieni.Inna sprawa,że te nasze cele były urządzone luksusowo, z wygodnymi meblami i obszernymi łazienkami,klimatyzacją, lodówką wypełnioną chłodzonymi trunkami. - Na tym piętrze nie ma innych gości - wyjaśnił don Pedro.- To pozwoli państwu czućsię swobodnie.Następnie spojrzał na zegarek i rzekł:- Kolacja będzie za dwie godziny, to jest o osiemnastej.Proszę zejść na dół, minąć halli przejść do jadalni, która znajduje się w parterowym budynku przybudowanym do hotelu.Tam mieściło się kiedyś kasyno oficerskie.Obok jadalni jest bar cocktailowy czynny dodwunastej w nocy.Za trunki w barze płaci się oddzielnie przy wyjezdzie.Barman wszystkodopisuje do rachunku.Dawson zajął pokój po lewej stronie, ja w środku, Florentyna zaś wzięła pokój prawy.Jej zależało na tym, aby mieszkać obok mnie, a ja chciałem sąsiadować z Dawsonem, abybyło się nam łatwiej porozumiewać.Murzyni wnieśli walizki, don Pedro skłonił się nam i odszedł.Do kolacji mieliśmydwie godziny, które należało wykorzystać na kąpiel i wypoczynek.Ale przedtem Dawsonzapytał Florentynę:- Czy ma pani w swoich walizkach jakieś listy lub przedmioty, które mogłyby komuśpodsunąć podejrzenie, że współpracujemy z Biurem Koordynacyjnym? W tutejszym hoteluwprawdzie nie żądają paszportów do wglądu, ale prawdopodobnie dokładnie przeszukująwalizki i pokoje.Florentyna zaprzeczyła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl