[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Oprowadzałem ich po kościele.Na początku nikt się specjalnie nie wyróżniał,wszyscy oglądali wnętrze z umiarkowanym zainteresowaniem, ale gdy tylko wspomniałem otym, że mamy w kościele pierwodruk Biblii Marcina Lutra, jeden z turystów, który przez całyczas stał z tyłu, wysunął się naprzód i zapytał, czy może przejrzeć tę książkę.Odpowiedziałem, że jest tak stara i cenna, że pokazujemy zwiedzającym tylko pierwsząstronę.I tylko, kiedy wyrażą takie zainteresowanie, więc jeśli chce, mogę mu pózniej pokazaćkartę tytułową.Starszy pan bardzo się zmartwił, ale nie ustąpił.Jeszcze chwilę trwała moja prelekcjana temat wystroju wnętrza, a potem pozwoliłem zwiedzającym, jak zawsze to robię, przezchwilę swobodnie pooglądać szczegóły.Starszy pan, który wcześniej wypytywał mnie oBiblię, zamiast tak jak inni zadrzeć głowę i podziwiać wspaniałe polichromie na suficie,rzezby aniołków lub organy, podszedł do mnie i zapytał, ile musiałby mi zapłacić, żebyprzejrzeć Biblię Lutra.Zaśmiałem się i odpowiedziałem, że skoro tak bardzo mu na tymzależy, to zapytam o zgodę pastora, co też uczyniłem.- wikary przerwał, wyraznie czekającna potwierdzenie swych słów przez zwierzchnika.Przeniosłem spojrzenie na proboszcza.Pastor Bloch wzruszył ramionami:- Coś mi świta, ale nie pamiętam już tego dokładnie.Mam tyle spraw na głowie.Wikary westchnął, jakby chciał powiedzieć, że zadziwia go lekkomyślność, z jakąjego przełożony podchodzi do sprawy i ciągnął dalej:- Pastor się zgodził i kiedy wycieczka poszła obejrzeć cmentarz, udałem się razem zciekawskim staruszkiem do Hali Chrztów.Prawie godzinę wertował Biblię zupełnie niezwracając na mnie uwagi, a kiedy powiedziałem mu, że musi już kończyć, spojrzał na mniejak dziecko, któremu zabroniono pojechać drugi raz na karuzeli.Zatrzasnął książkę, obróciłsię na pięcie i wyszedł z kościoła nawet się ze mną nie żegnając.- Czy ten człowiek się przedstawił? - zapytałem z ożywieniem.- Nie.- młody ksiądz pokręcił zmartwiony głową.- Ale mógł wpisać się do księgipamiątkowej! - prawie wykrzyknął i znów stracił zapał: - Tylko, że to na nic się nie przyda,bo nie patrzyłem na niego wtedy - na twarz wypłynął mu rumieniec, który w połączeniu zsińcem na nosie nadawał jego obliczu wygląd człowieka, który nie odmawia nikomu toastów.- Rozmawiałem z pewną uroczą damą.Pastor uśmiechnął się wyrozumiale pod wąsem.A ja powiedziałem:- To nic nie szkodzi.Czy mógłbym przejrzeć tę księgę?- Oczywiście - wikary wyraznie się ucieszył.- Zaraz przyniosę ją z kościoła. % - Wpadł pan na jakiś trop? - pastor pochylił się do mnie zaciekawiony, kiedy tylkoza wikarym zatrzasnęły się drzwi.- Niewykluczone - rzekłem tajemniczo, chociaż żyłka detektywistyczna zaszczepionami przez pana Tomasza dała znać o sobie, gdy tylko usłyszałem o tajemniczym emerycie zFrankfurtu wypytującym o Biblię Lutra.Obudziło się we mnie wspomnienie pewnej sprawysprzed kilku lat.Ale żeby mieć pewność, musiałem zobaczyć księgę pamiątkową z KościołaPokoju.Wikary wrócił po dziesięciu minutach z potężnym tomem oprawnym w, jak się toteraz nazywa, sztuczną skórę.Usiadł w fotelu i szybko przerzucił kilka kartek.- O, to tutaj.- jedną ręką złapał otwartą księgę w górnej części grzbietu, obrócił ipodał mi tom ponad stołem.- Na lewej stronie.Uważnie zlustrowałem wpisy pod wykaligrafowanym elegancko nagłówkiem: Wycieczka klubu seniora z Frankfurtu.Kwiecień 20..Niemal na samym końcu znalazłemnazwisko, którego szukałem.Uśmiechnąłem się szeroko i podniosłem wzrok na czekających w skupieniu,wpatrzonych we mnie duchownych.Obaj podobnym gestem wsparli się na poręczach swychfoteli, obaj przygryzali dolne wargi - pastor z lewej, wikary z prawej strony.- Znalazł pan coś.- bardziej stwierdził, niż zapytał pastor.W jego głosie byłanadzieja przemieszana z zaciekawieniem.- Mam obiecujący trop, ale wymaga on sprawdzenia - odrzekłem i mimo, że zarównopastor, jak i jego podwładny, który wyraznie się ożywił i zdołał przełamać swą nieśmiałość,próbowali dowiedzieć się czegoś więcej, milczałem jak grób.Po kwadransie płonnychusiłowań zwierzchnik parafii, chyba już trochę zniechęcony moim uporem, spojrzał nazegarek.- A niech to - rzekł zdziwiony, że czas upłynął nam tak szybko - już prawie północ!Chyba starczy na dzisiaj tego śledztwa.Musi pan odpocząć.Wikary zrobił zawiedzioną minę.Ja też ciągle odczuwałem podekscytowanieodniesionym sukcesem, ale nie mogłem odmówić duchownemu racji [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.- Oprowadzałem ich po kościele.Na początku nikt się specjalnie nie wyróżniał,wszyscy oglądali wnętrze z umiarkowanym zainteresowaniem, ale gdy tylko wspomniałem otym, że mamy w kościele pierwodruk Biblii Marcina Lutra, jeden z turystów, który przez całyczas stał z tyłu, wysunął się naprzód i zapytał, czy może przejrzeć tę książkę.Odpowiedziałem, że jest tak stara i cenna, że pokazujemy zwiedzającym tylko pierwsząstronę.I tylko, kiedy wyrażą takie zainteresowanie, więc jeśli chce, mogę mu pózniej pokazaćkartę tytułową.Starszy pan bardzo się zmartwił, ale nie ustąpił.Jeszcze chwilę trwała moja prelekcjana temat wystroju wnętrza, a potem pozwoliłem zwiedzającym, jak zawsze to robię, przezchwilę swobodnie pooglądać szczegóły.Starszy pan, który wcześniej wypytywał mnie oBiblię, zamiast tak jak inni zadrzeć głowę i podziwiać wspaniałe polichromie na suficie,rzezby aniołków lub organy, podszedł do mnie i zapytał, ile musiałby mi zapłacić, żebyprzejrzeć Biblię Lutra.Zaśmiałem się i odpowiedziałem, że skoro tak bardzo mu na tymzależy, to zapytam o zgodę pastora, co też uczyniłem.- wikary przerwał, wyraznie czekającna potwierdzenie swych słów przez zwierzchnika.Przeniosłem spojrzenie na proboszcza.Pastor Bloch wzruszył ramionami:- Coś mi świta, ale nie pamiętam już tego dokładnie.Mam tyle spraw na głowie.Wikary westchnął, jakby chciał powiedzieć, że zadziwia go lekkomyślność, z jakąjego przełożony podchodzi do sprawy i ciągnął dalej:- Pastor się zgodził i kiedy wycieczka poszła obejrzeć cmentarz, udałem się razem zciekawskim staruszkiem do Hali Chrztów.Prawie godzinę wertował Biblię zupełnie niezwracając na mnie uwagi, a kiedy powiedziałem mu, że musi już kończyć, spojrzał na mniejak dziecko, któremu zabroniono pojechać drugi raz na karuzeli.Zatrzasnął książkę, obróciłsię na pięcie i wyszedł z kościoła nawet się ze mną nie żegnając.- Czy ten człowiek się przedstawił? - zapytałem z ożywieniem.- Nie.- młody ksiądz pokręcił zmartwiony głową.- Ale mógł wpisać się do księgipamiątkowej! - prawie wykrzyknął i znów stracił zapał: - Tylko, że to na nic się nie przyda,bo nie patrzyłem na niego wtedy - na twarz wypłynął mu rumieniec, który w połączeniu zsińcem na nosie nadawał jego obliczu wygląd człowieka, który nie odmawia nikomu toastów.- Rozmawiałem z pewną uroczą damą.Pastor uśmiechnął się wyrozumiale pod wąsem.A ja powiedziałem:- To nic nie szkodzi.Czy mógłbym przejrzeć tę księgę?- Oczywiście - wikary wyraznie się ucieszył.- Zaraz przyniosę ją z kościoła. % - Wpadł pan na jakiś trop? - pastor pochylił się do mnie zaciekawiony, kiedy tylkoza wikarym zatrzasnęły się drzwi.- Niewykluczone - rzekłem tajemniczo, chociaż żyłka detektywistyczna zaszczepionami przez pana Tomasza dała znać o sobie, gdy tylko usłyszałem o tajemniczym emerycie zFrankfurtu wypytującym o Biblię Lutra.Obudziło się we mnie wspomnienie pewnej sprawysprzed kilku lat.Ale żeby mieć pewność, musiałem zobaczyć księgę pamiątkową z KościołaPokoju.Wikary wrócił po dziesięciu minutach z potężnym tomem oprawnym w, jak się toteraz nazywa, sztuczną skórę.Usiadł w fotelu i szybko przerzucił kilka kartek.- O, to tutaj.- jedną ręką złapał otwartą księgę w górnej części grzbietu, obrócił ipodał mi tom ponad stołem.- Na lewej stronie.Uważnie zlustrowałem wpisy pod wykaligrafowanym elegancko nagłówkiem: Wycieczka klubu seniora z Frankfurtu.Kwiecień 20..Niemal na samym końcu znalazłemnazwisko, którego szukałem.Uśmiechnąłem się szeroko i podniosłem wzrok na czekających w skupieniu,wpatrzonych we mnie duchownych.Obaj podobnym gestem wsparli się na poręczach swychfoteli, obaj przygryzali dolne wargi - pastor z lewej, wikary z prawej strony.- Znalazł pan coś.- bardziej stwierdził, niż zapytał pastor.W jego głosie byłanadzieja przemieszana z zaciekawieniem.- Mam obiecujący trop, ale wymaga on sprawdzenia - odrzekłem i mimo, że zarównopastor, jak i jego podwładny, który wyraznie się ożywił i zdołał przełamać swą nieśmiałość,próbowali dowiedzieć się czegoś więcej, milczałem jak grób.Po kwadransie płonnychusiłowań zwierzchnik parafii, chyba już trochę zniechęcony moim uporem, spojrzał nazegarek.- A niech to - rzekł zdziwiony, że czas upłynął nam tak szybko - już prawie północ!Chyba starczy na dzisiaj tego śledztwa.Musi pan odpocząć.Wikary zrobił zawiedzioną minę.Ja też ciągle odczuwałem podekscytowanieodniesionym sukcesem, ale nie mogłem odmówić duchownemu racji [ Pobierz całość w formacie PDF ]