[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie mogłemwedług niej postąpić zle, nigdy bym tak nie postąpił w jej oczach.To wystarczyło,bym przewartościował życie, jakie zacząłem toczyć, gdy Lauren zaszła w ciążę.Carmichael znalazł mi najlepszego adwokata, by uzyskać dla mnie prawo do pełnejopieki, ponieważ wiedział, że dziecko mnie uratuje, lecz rodzina Lauren odkopałakażdy mały brudny sekret, od Jake a po Rezydencję i przelotny okres, kiedyodszedłem od Lauren przed narodzinami Rosie.Nie miałem nadziei.- A twoi rodzice przeprowadzili się do Hiszpanii? - pytam.Podrywa się z sykiem, śmiejąc się cicho.- Tak, uciekli przed hańbą, którą sprowadziłem na rodzinę.- Opuścili cię - szepczę.- Chcieli, bym pojechał z nimi.Mama mnie o to błagała, lecz nie mogłemzostawić Rosie z tamtą rodziną.Zostałaby uznana za dziecko z nieprawego łoża,choć przecież miała mnie.To nie wchodziło w grę.- Co się stało?Rosie miała trzy lata, gdy popełniłem największy błąd mojego życia - urywa, byprzygryzć dolną wargę.- Prze spałem się z Sarah - dodaje cicho.- Sarah? - Marszczę mocno czoło.Co Sarah ma z tym wszystkim wspólnego?- Carmichael i Sarah byli razem.- Słucham? - Próbuję ostrożnie wydostać się z jego objęć i tym razem mipozwala.Przygryza dolną wargę i wstrzymuje oddech.- Sarah i Carmichael? Myślałam, że jest kobieciarzem.- Był.Tyle że miał dziewczynę  wzdryga się i wypuszcza powietrze  i dziecko.Słucham?- Siadam prosto.- Mów dalej -naciskam.Ta historia zmierza w nieoczekiwanym dla mnie kierunku.Bierze kolejny głęboki, bolesny oddech.Powinnam powiedzieć, by przestał iodpoczął, lecz tego nie robię.- Carmichael nakrył mnie i Sarah.Wściekł się, zabrał dziewczynki i odjechał.Och, dobry BożeDziewczynki? - Pytam.Nie wiem czemu.Wiem o kogo chodzi.Rosie i Rebeccę.Twoją Rosie i ich Rebece? - szepczę.- Wypadek?Kiwa lekko głową i zaciska powieki.Nie tylko zabiłem wuja i swoją córkę.Zabiłem też dziecko Sarah.Nie.- Kręcę głową.- To nie twoja wina.Na pewno rozumiesz, że to moje błędne decyzje były przyczyną tegowszystkiego, Ayo.Zawiodłem na zbyt wielu poziomach zbyt wiele razy i zapłaciłemza to, lecz nie mogę płacie za to teraz, gdy mam ciebie A jeśli znów podejmę złądecyzję? Jeśli znów zawiodę? A jeśli nie skończyłem za to płacić?Jego żądanie uległości na każdym polu staje się dla mnie całkowicie zrozumiałe.Zbyt zrozumiałe.Naprawdę żyje w strachu lecz o wiele gorszym, niż sobiewyobrażałam.Wini siebie za wszystko.Być może jego niefrasobliwość odegrała w tym pewnąrolę, lecz ostatecznie nie jest za to odpowiedzialny.To nie on prowadził samochód,który potrącił Jake a.To nie on wiózł dziewczynki.Nie chciał brać ślubu, leczzdecydowanie chciał być dobrym ojcem.W tej historii jest zbyt wiele  jeśli i  ale.A Sarah? To mnie wbiło w ziemię.Miała dziecko z Carmichaelem, lecz kochałasiostrzeńca swojego chłopaka? Do diabła, to wszystko jest takie skomplikowane.Rozumiem już dziwaczną więz pomiędzy Jessem a Sarah.Czuje, że ma wobec niejdług.Ona naprawdę nie ma nic.Po utracie córki i kochanka szukała pociechy wRezydencji poniekąd tak jak Jesse.Dwie udręczone dusze szukały zapomnienia wbiczach, seksie, piciu, lecz nigdy w sobie nawzajem.To był wybór Jessego.NieSarah.- Zapłaciłeś za to z naddatkiem.- Mój wzrok pada na jego brzuch.Zapłaciłfizycznie i umysłowo.To przez to stał się neurotycznym dziwakiem z obsesją napunkcie sprawowania kontroli, gdy znów obdarzył kogoś uczuciem.Mnie.- Kiedy zraniła cię po raz pierwszy? - pytam.Chcę poznać ostatni kawałek tejgigantycznej układanki, by móc o wszystkim zapomnieć.- Po śmierci Rosie z całych sił starała się uświadomić mi, jak bardzopotrzebujemy siebie nawzajem.Zawsze była nieco nieprzewidywalna, lecz gdy raz po raz ją odpychałem, zaczęła zachowywać się naprawdę dziwnie.Kompletnie jejodbiło.- Uśmiecha się do mnie, próbując to wszystko zbagatelizować.Nie mogęodpowiedzieć tym samym.Ta kobieta dwukrotnie próbowała go zabić.To nie jestśmieszne.- Celowo zaszła w ciążę?- Prawdopodobnie.- I dzgnęła cię?- Tak.- Poszła za to do więzienia?- Nie.Dlaczego?Znów wzdycha.- Jej rodzina znalazła dla niej pomoc i trzymała ją ode mnie z daleka w zamianza moje milczenie.Patrz, w co cię wpakowała.- Wskazuję palcem jego starą bliznę.- Jak mogłeś jejto darować?- To powierzchowna rana.Tym razem poszło jej lepiej.- Patrzy na swój brzuch.- Nawet nie pojechałeś do szpitala, prawda? - Jestem przerażona.To paskudnablizna i na pewno niepowierzchowna.- Kto cię pozszywał?- Jej ojciec.Był lekarzem.- O mój Boże! - Opadam na krzesło.- A gdzie byli twoi rodzice, gdy to wszystkosię wydarzyło? - Brzmię jak przekupka, lecz do diabła, gdzie to wszystko siękończy?- Wrócili do Hiszpanii.- Jesse& - Zamykam usta, próbując wymyślić, co mam mu powiedzieć i by niewypalić czegokolwiek.Jak zwykli mam pustkę w głowie.Przez niego tracę mowę nawielu różnych poziomach.- Twoja mama w Hiszpanii.- Zastanawiam się.- Drugaszansa? - Ona nie mówiła o Jake u, lecz o utraconej córce Jessego.Zyskał szansę, byznów stać się dobrym ojcem.- Teraz naprawdę wiesz już wszystko.- Nadal mówi chaotycznie, błądziwzrokiem po mojej twarzy, by spojrzeć mi w oczy.- Zostawisz mnie?Gdybym wcześniej nie współczuła mu z całego serca, teraz bym zaczęła.Toproste, całkowicie uzasadnione pytanie i jego niepewny ton sprawiają, że oczy mniepieką od łez.Spójrz na mnie - nakazuję mu ostrym głosem.Gdy to robi, dostrzegam w jegooczach niewypowiedziany ból.To rani mnie do żywego, łzy zaczynają płynąć.Onrównież płacze.Wiem, że jestem jego zbawieniem.Jestem jego kluczem doodkupienia.Jego aniołem.- Nierozłączni - płaczę, przytłoczona smutkiem tegomężczyzny.Dwa tygodnie pustki zalewa szczęście, które szybko zastępuje żal.Jessewydaje cichy okrzyk; nie jestem pewna, czy to ból, czy ulga.- Przytul mnie - prosi, unosząc słabe ramię.Brak kontaktu go zabije, zwłaszcza że polega na mnie w pełni, bym wypełniała jego potrzeby.Z wahaniem wchodzę na łóżko i układam się ostrożnie obok rurek i opatrunków.Przyciąga mnie bliżej.- Jesse, uważaj.- Bardziej boli, gdy cię nie dotykam.Czubkami palców dotyka mego podbródka i unosi do siebie moją twarz.Wyciągam rękę, by złapać pojedynczą łzę, po czym przesuwam dłonią po jegozarośniętej twarzy.- Kocham cię - mówię cicho, dotykając delikatnie wargami jego warg.- Cieszę się.- Nie mów tak.- Odsuwam się i zerkam na niego z rozczarowaniem.- Nie chcę,byś tak mówił.Patrzy na mnie z konsternacją.- Ale to prawda.- Nie tak mi zazwyczaj odpowiadasz - szepczę, ciągnąc go ostrzegawczo za zbytdługie włosy.Moja dzikość sprawia, że unosi kącik ust.- Powiedz mi, że mnie kochasz - nakazuję, zużywając zapewne zbyt dużo energiina tę surowość.- Kocham cię - odpowiadam natychmiast, a wtedy uśmiecha się pełnym,zwycięskim uśmiechem zarezerwowanym tylko dla mnie.To wspaniały widok,towarzyszą mu nawet łzy.- Wiem.- Całuje mnie słodko, po czym syczy, tracąc oddech [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl