[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Winnetoupowitał mnie cichym uśmiechem, którym zwykł wyrażaćzadowolenie i radość.Stary Sannel uśmiechnął się również.Trzymał strzelbę w ręku, od czasu do czasu rozdawałuderzenia kolbą, gdy robota szła zbyt opieszale.Trudno opisać wyraz twarzy trzech zbójów zmuszonych doczerpania wody! Rozpierała ich szewska pasja, nie śmielijednak powiedzieć ani słowa, gdyż kolba Sannela pouczyłaich, że każdy odruch niechęci musi się skończyć bolesnąodpowiedzią.Pracowali więc w skupionym milczeniu, co nastylko mogło cieszyć.Po drugiej stronie finding-hole Szoszonpilnował starego Sachnera, którego ku mojemu wielkiemuzadowoleniu zapędzono do tej samej pracy.Czerpał wodęwielkim kapeluszem z zapałem wskazującym na to, żeIndianin jest specjalistą w zagrzewaniu do pracy leniwychrobotników.Stary sknera zasłużył w zupełności na karę.Otwór był głęboki i szeroki.Choć pracowały nad nim czterypary rąk, woda opadała bardzo wolno.Winnetou zapewniał, żerobota potrwa jakieś dwa dni.Nad wieczorem powrócił Teech wraz z Szoszonamimeldując, że blade twarze ruszyły natychmiast dalej, chociażnie wiadomo, czy nie uczyniły tego dla zmylenia pogoni.Nadszedł wieczór, trzeba było przerwać pracę.Indianiewzięli broń jeńców, którym zawiązano oczy.Pilnowani przezczerwonoskórych, jeńcy zeszli wolnym krokiem do obozu.Wkotlinie daliśmy im jeść i pić.Na noc nie zdjęliśmy im aniwięzów, ani opasek z oczu, nie chcielibyśmy bowiem, bywidzieli gdzie się znajdują.Nie trzeba chyba dodawać, żeprzez całą noc pilnowały ich straże.Następnego ranka przeprowadzeni zostali na górę zzachowaniem tych samych środków ostrożności co wczoraj.Pogoda się zmieniła, dął lodowaty wicher, który jęczał i wył wszczelinach.Winnetou miał poważną, zatroskaną minę.Okołopołudnia wezwał Teecha i rzekł: Jutro rano trzeba będzie zabrać stąd wszystkie konie.A terazniech mój brat dobierze sobie jeszcze jednego wojownika iuda się konno w jego towarzystwie do Pa-Ware.Trzebazobaczyć ile tam jest prowiantu, może będziemy musieli sięschronić.Nie mówiąc ani słowa wywiadowca oddalił się posłuszniewraz z jednym Szoszonem.Nasi i przymusowi robotnicy pracowali pod wpływemdokuczliwego mrozu ze zdwojoną energią, chodziło imbowiem o to, by się zagrzać.Wieczorem odbyli do obozu takisam marsz jak wczoraj.W nocy wrócił Teech z meldunkiem,że pięć osób będzie się mogło utrzymać najwyżej przezmiesiąc, o ile oczywiście nie uda się im czegoś upolować.Natrafił na ślad olbrzymiego niedzwiedzia, z czego wnosi, żemożna będzie spotkać zwierzynę. Niech mój brat wypocznie do rana i o świcie niech wyruszyze wszystkimi końmi.Niech wróci z nimi za sześć dni, o ile wmiędzyczasie nie zapadnie zima.Gdyby zima nastała niechAvaht-Niah zaczeka aż śnieg stężeje i niech wyśle po naswojowników na nartach.Miałem ochotę wyprawić z nimi Carpia, ale był zbyt słaby, apoza tym na pewno nie chciałby się rozstawać ze mną.Z nastaniem dnia Szoszoni zabrali wszystkie konie; był jużnajwyższy czas, bo nie miały zupełnie paszy.Pozostaliśmysami z czterema jeńcami.Na każdego z nas przypadał jedenjeniec, Carpia nie można było liczyć.W ciągu dnia udało się nareszcie usunąć wodę.Dotarliśmydo dna hole.Mieliśmy wrażenie, że składa się on zkamiennego podłożą tworzącego w połączeniu ze szlamemgęstą masę.Zaczęliśmy spuszczać kolejno naszych kochanychrobotników, by masę wyrzucali na zewnątrz.Z wyjątkiemWinnetou wszyscy czekaliśmy z napięciem na rezultatpierwszej próby.Była to niezwykle ciężka, błotnista masazmieszana ze żwirem.Winnetou pozostał przy hole, my zaśzanieśliśmy zwartą masę do wody, by spłukać z niej błoto.Gdy spłynęło, pozostało czyste złoto wielkości laskowych, anawet włoskich orzechów.Ucieszyłem się bardzo, ale nieokazywałem radości.Inaczej Sannel, a zwłaszcza Rost,którego ogarnęło takie podniecenie, że z wielkim trudemudało mi się zmusić go do milczenia.Nie chciałem, by robotnicy orientowali się zbyt dokładnie w wartości złoża.Byli przekonani, że właściwa warstwa złota leży głębiej, a wbłocie leżą maleńkie próbki.Zostawiliśmy ich w tymmniemaniu i wsypaliśmy całą zawartość próby do tej częścistrumienia, która mieściła się przed otworem.Pracowali terazz dobrowolnym zapałem, ogarnęła ich gorączka złota.Dowieczora wydobyli sporą porcję złotego mułu i wrócili doobozu w wesołym nastroju.Przez cały dzień padał drobny śnieg, góry pokrywały siębiałą powłoką.Następnego ranka śnieg nie padał, alewszystko w dole było pokryte grubą, zwartą warstwą białejwaty. Uff! rzekł Winnetou. To zima! W dolinach pada gęstyśnieg.Musimy się śpieszyć, by na czas dotrzeć do Pa-Ware.Gorączka złota działała tak samo jak poprzedniego dnia.Cała czwórka, skostniała z zimna, pracowała bez przerwy.Carpio pozostał sam w obozie.Gdy wieczorem wróciliśmy,oświadczył, że wcale się nie nudził.Następnego dnia przedpołudniem Eggly zameldował po jakichś dwóch godzinachpracy, że w otworze nie ma już mułu i że zapewne wkrótcenatrafią na główną warstwę, znacznie twardszą odpoprzedniej.Wyciągnięto go z otworu, Winnetou zaś spuściłsię na dno za pomocą lassa.Wrócił z nieruchomą twarzą.Robotników związaliśmy i położyliśmy w takiej odległości odstrumienia, by nie mogli widzieć co się dzieje w łożysku.Winnetou oddalił się wraz z Sannelem.Przeczuwałem, że skieruje strumień do dawnego łożyska.Nie omyliłem się.Po dziesięciu minutach popłynęła woda,najpierw powoli, a potem nieco szybciej.Po pewnej chwiliwoda zalała otwór.Widząc to jeńcy podnieśli krzyk.Stopniowo prąd stawał się coraz silniejszy, napełnił otwór pobrzegi i zaczął płynąć po łożysku, do którego został wrzuconycały muł.Przyglądaliśmy się temu widowisku z boku.Winnetou szepnął, żebyśmy zachowali ciszę i nie zdradzali sięz tym co ujrzymy.Woda spłukała wodnisty szlam, ciężkimetal pozostał na miejscu.Strumień spełnił wolę Winnetou imył złoto.Po upływie jakiejś pół godziny wszystkiedomieszki ziemi znikły, a łożysko strumienia pokryło sięlśniącą masą złota.Dla zabrania całej zawartości finding-holewystarczyło znowu odprowadzić bieg wody [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Winnetoupowitał mnie cichym uśmiechem, którym zwykł wyrażaćzadowolenie i radość.Stary Sannel uśmiechnął się również.Trzymał strzelbę w ręku, od czasu do czasu rozdawałuderzenia kolbą, gdy robota szła zbyt opieszale.Trudno opisać wyraz twarzy trzech zbójów zmuszonych doczerpania wody! Rozpierała ich szewska pasja, nie śmielijednak powiedzieć ani słowa, gdyż kolba Sannela pouczyłaich, że każdy odruch niechęci musi się skończyć bolesnąodpowiedzią.Pracowali więc w skupionym milczeniu, co nastylko mogło cieszyć.Po drugiej stronie finding-hole Szoszonpilnował starego Sachnera, którego ku mojemu wielkiemuzadowoleniu zapędzono do tej samej pracy.Czerpał wodęwielkim kapeluszem z zapałem wskazującym na to, żeIndianin jest specjalistą w zagrzewaniu do pracy leniwychrobotników.Stary sknera zasłużył w zupełności na karę.Otwór był głęboki i szeroki.Choć pracowały nad nim czterypary rąk, woda opadała bardzo wolno.Winnetou zapewniał, żerobota potrwa jakieś dwa dni.Nad wieczorem powrócił Teech wraz z Szoszonamimeldując, że blade twarze ruszyły natychmiast dalej, chociażnie wiadomo, czy nie uczyniły tego dla zmylenia pogoni.Nadszedł wieczór, trzeba było przerwać pracę.Indianiewzięli broń jeńców, którym zawiązano oczy.Pilnowani przezczerwonoskórych, jeńcy zeszli wolnym krokiem do obozu.Wkotlinie daliśmy im jeść i pić.Na noc nie zdjęliśmy im aniwięzów, ani opasek z oczu, nie chcielibyśmy bowiem, bywidzieli gdzie się znajdują.Nie trzeba chyba dodawać, żeprzez całą noc pilnowały ich straże.Następnego ranka przeprowadzeni zostali na górę zzachowaniem tych samych środków ostrożności co wczoraj.Pogoda się zmieniła, dął lodowaty wicher, który jęczał i wył wszczelinach.Winnetou miał poważną, zatroskaną minę.Okołopołudnia wezwał Teecha i rzekł: Jutro rano trzeba będzie zabrać stąd wszystkie konie.A terazniech mój brat dobierze sobie jeszcze jednego wojownika iuda się konno w jego towarzystwie do Pa-Ware.Trzebazobaczyć ile tam jest prowiantu, może będziemy musieli sięschronić.Nie mówiąc ani słowa wywiadowca oddalił się posłuszniewraz z jednym Szoszonem.Nasi i przymusowi robotnicy pracowali pod wpływemdokuczliwego mrozu ze zdwojoną energią, chodziło imbowiem o to, by się zagrzać.Wieczorem odbyli do obozu takisam marsz jak wczoraj.W nocy wrócił Teech z meldunkiem,że pięć osób będzie się mogło utrzymać najwyżej przezmiesiąc, o ile oczywiście nie uda się im czegoś upolować.Natrafił na ślad olbrzymiego niedzwiedzia, z czego wnosi, żemożna będzie spotkać zwierzynę. Niech mój brat wypocznie do rana i o świcie niech wyruszyze wszystkimi końmi.Niech wróci z nimi za sześć dni, o ile wmiędzyczasie nie zapadnie zima.Gdyby zima nastała niechAvaht-Niah zaczeka aż śnieg stężeje i niech wyśle po naswojowników na nartach.Miałem ochotę wyprawić z nimi Carpia, ale był zbyt słaby, apoza tym na pewno nie chciałby się rozstawać ze mną.Z nastaniem dnia Szoszoni zabrali wszystkie konie; był jużnajwyższy czas, bo nie miały zupełnie paszy.Pozostaliśmysami z czterema jeńcami.Na każdego z nas przypadał jedenjeniec, Carpia nie można było liczyć.W ciągu dnia udało się nareszcie usunąć wodę.Dotarliśmydo dna hole.Mieliśmy wrażenie, że składa się on zkamiennego podłożą tworzącego w połączeniu ze szlamemgęstą masę.Zaczęliśmy spuszczać kolejno naszych kochanychrobotników, by masę wyrzucali na zewnątrz.Z wyjątkiemWinnetou wszyscy czekaliśmy z napięciem na rezultatpierwszej próby.Była to niezwykle ciężka, błotnista masazmieszana ze żwirem.Winnetou pozostał przy hole, my zaśzanieśliśmy zwartą masę do wody, by spłukać z niej błoto.Gdy spłynęło, pozostało czyste złoto wielkości laskowych, anawet włoskich orzechów.Ucieszyłem się bardzo, ale nieokazywałem radości.Inaczej Sannel, a zwłaszcza Rost,którego ogarnęło takie podniecenie, że z wielkim trudemudało mi się zmusić go do milczenia.Nie chciałem, by robotnicy orientowali się zbyt dokładnie w wartości złoża.Byli przekonani, że właściwa warstwa złota leży głębiej, a wbłocie leżą maleńkie próbki.Zostawiliśmy ich w tymmniemaniu i wsypaliśmy całą zawartość próby do tej częścistrumienia, która mieściła się przed otworem.Pracowali terazz dobrowolnym zapałem, ogarnęła ich gorączka złota.Dowieczora wydobyli sporą porcję złotego mułu i wrócili doobozu w wesołym nastroju.Przez cały dzień padał drobny śnieg, góry pokrywały siębiałą powłoką.Następnego ranka śnieg nie padał, alewszystko w dole było pokryte grubą, zwartą warstwą białejwaty. Uff! rzekł Winnetou. To zima! W dolinach pada gęstyśnieg.Musimy się śpieszyć, by na czas dotrzeć do Pa-Ware.Gorączka złota działała tak samo jak poprzedniego dnia.Cała czwórka, skostniała z zimna, pracowała bez przerwy.Carpio pozostał sam w obozie.Gdy wieczorem wróciliśmy,oświadczył, że wcale się nie nudził.Następnego dnia przedpołudniem Eggly zameldował po jakichś dwóch godzinachpracy, że w otworze nie ma już mułu i że zapewne wkrótcenatrafią na główną warstwę, znacznie twardszą odpoprzedniej.Wyciągnięto go z otworu, Winnetou zaś spuściłsię na dno za pomocą lassa.Wrócił z nieruchomą twarzą.Robotników związaliśmy i położyliśmy w takiej odległości odstrumienia, by nie mogli widzieć co się dzieje w łożysku.Winnetou oddalił się wraz z Sannelem.Przeczuwałem, że skieruje strumień do dawnego łożyska.Nie omyliłem się.Po dziesięciu minutach popłynęła woda,najpierw powoli, a potem nieco szybciej.Po pewnej chwiliwoda zalała otwór.Widząc to jeńcy podnieśli krzyk.Stopniowo prąd stawał się coraz silniejszy, napełnił otwór pobrzegi i zaczął płynąć po łożysku, do którego został wrzuconycały muł.Przyglądaliśmy się temu widowisku z boku.Winnetou szepnął, żebyśmy zachowali ciszę i nie zdradzali sięz tym co ujrzymy.Woda spłukała wodnisty szlam, ciężkimetal pozostał na miejscu.Strumień spełnił wolę Winnetou imył złoto.Po upływie jakiejś pół godziny wszystkiedomieszki ziemi znikły, a łożysko strumienia pokryło sięlśniącą masą złota.Dla zabrania całej zawartości finding-holewystarczyło znowu odprowadzić bieg wody [ Pobierz całość w formacie PDF ]